Polskie Radio

Rozmowa dnia: Jerzy Wenderlich

Ostatnia aktualizacja: 16.09.2014 07:15
Audio
  • Wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich z SLD o zmianach związanych z powołaniem rządu Ewy Kopacz (Sygnały dnia/Jedynka)

Krzysztof Grzesiowski: W naszym studiu marszałek Sejmu Rzeczpospolitej, pan Jerzy Wenderlich, Sojusz Lewicy Demokratycznej. Dzień dobry, panie marszałku.

Jerzy Wenderlich: Dzień dobry, witam.

K.G.: Wszystko wskazuje na to, że nowy rząd z panią premier Ewą Kopacz będzie zaprzysiężony w najbliższy poniedziałek, wcześniej pani marszałek zrezygnuje z funkcji marszałka Sejmu, no i tak się składa, że to pan będzie przez ten okres do wyboru nowego kierował pracami Izby.

J.W.: Ktoś to musi robić, więc ja w tym okresie krótkiego interregnum będę osobą, która będzie czuwała nad tym, by Sejm jakoś łagodnie, dobrze, mądrze przez ten czas przeszedł, ale ja myślę, że Sejm oddycha jeszcze pracą pani marszałek Kopacz, więc ta kilkudniowa moja praca nie będzie trudna.

K.G.: Kto będzie po Ewie Kopacz marszałkiem Sejmu?

J.W.: Żeby rozgrzać do czerwoności i pana redaktora, i słuchaczy, mógłbym powiedzieć: wiem, ale nie powiem. To jednak nie byłoby zbyt mądre, więc powiem, że wciąż jeszcze Platforma Obywatelska wewnątrz dogaduje się w tej sprawie i jest to grono kilkuosobowe, które wie na pewno, a trochę większa grupa może się domyślać, ale tak jak powiedziałem, byłoby nietaktowne, gdybym ja się tutaj domyślał. Sami przedstawiciele Platformy powinni ogłosić, kto będzie kandydatem.

K.G.: W grę wchodzą dwie osoby, czy więcej?

J.W.: No, powiedzmy sobie, że wciąż o kilku osobach się mówi i z tego grona ktoś na pewno zostanie wybrany, czyli niby coś powiedziałem, ale wiele informacji z tego nie płynie. Dyskrecjonalność w polityce to jednak wciąż ważny element. Proszę zwrócić uwagę na to, że jest to bodaj pierwszy rząd, który jest już tworzony, który jest już obmyślany od pewnego czasu, a tak na pewno i naprawdę nie wiemy, czy opinia publiczna nie wie o żadnym kandydacie, więc dość szczelnie rozmawia się na temat tego rządu i myślę, że to dobrze, że jest to również rzecz, która płynie z poczucia honoru dla kandydatów, żeby nie wpadali w jakieś takie pułapki: a był pan kandydatem, a dlaczego pan czy pani nie zostaliście? No, nie byłoby to smaczne, więc ta dyskrecjonalność ona z paru powodów jest dość istotna.

K.G.: A panu jako członkowi Prezydium Sejmu łatwiej by się pracowało z przyszłym marszałkiem Sejmu Radosławem Sikorskim, czy z przyszłym marszałkiem Cezarym Grabarczykiem?

J.W.: Pana marszałka Grabarczyka znam wiele lat, mogę nawet powiedzieć bez większej dozy ryzyka, że w sprawie pana marszałka Grabarczyka zjadłem już ten przysłowiowy worek soli, więc znam go dobrze, wiem, że jest to osoba bardzo kompetentna i to, co mnie szczególnie ujmowało, to taka bliska, lojalna współpraca z panią Ewą Kopacz, rzeczywiście był to tandem taki nierozerwalny i wiem, że pani marszałek Kopacz wiele ważnych spraw opierała na marszałku Grabarczyku i nigdy się na nim nie zawiodła.

K.G.: A Radosław Sikorski? To dobre miejsce dla niego, jeśli w ogóle on taką funkcję obejmie?

J.W.: Ja myślę, że Platforma Obywatelska ma w ogóle pewnego rodzaju kłopot z Radosławem Sikorskim. I to już abstrahuję od taśm, choć przy radioodbiornikach wiele osób zakrzyknie: jak to pan może od tych taśm abstrahować, skoro żeśmy tam wiele dziwnych fraz słyszeli! Dobrze, pal sześć, już o tych taśmach przynajmniej na ten moment nie mówmy. Problem więc z Radosławem Sikorskim jest taki, że jest to osoba nastawiona absolutnie na grę solistyczną i to na początku może tej funkcji ministra spraw zagranicznych jeszcze jakoś nie było dostrzegalne, tymczasem gra w polityce, i to na takich wysokich szczeblach, to jest już gra, która absolutnie wymaga wspólnego myślenia i nie wiem, czy Radosław Sikorski to potrafi. Jako minister spraw zagranicznych czasem, kiedy zachowywał się kompetentnie, za chwilę jak coś palnął, to była to rzecz na poziomie chłopca w krótkich spodenkach. I gdyby rozważany był, w co nie wierzę, na kandydata jako marszałka Sejmu, to myślę, że Platformie nie przysporzyłby tu jakiejś chwały i sławy, dlatego że akurat Sejm to rzeczywiście moderowanie, Sejm to dobre koordynowanie ponad podziałami i zwracanie uwagi na innych. Nie wiem, czy Radosław Sikorski byłby do tego skłonny. Myślę, że on naprawdę ma talent do odgrywania monodramów, czyli teatru jednego aktora, a teatr większy nie jest jakby jego specjalnością.

K.G.: A ten argument, że to nie jest dobry czas, by wymieniać szefa resortu spraw zagranicznych? Zgoda? Zgadza się pan z takim argumentem?

J.W.: Ja już widziałem herosów, mocarzy, ludzi, o których mówiło się, że są nie do zastąpienia i okazywało się, że byli do zastąpienia, a zastępcy byli całkiem, całkiem. Tylko że nie jest to mój dylemat do roztrząsania, bo akurat premier Ewa Kopacz ona musi powiedzieć, na czym chce i na kim chce oprzeć politykę zagraniczną, a dzisiaj to jest jeden z czterech bardzo ważnych segmentów, nad którym nowa premier będzie musiała się skupić. To sprawy socjalne, bardzo dużo obiecał i choć w takim mikroskopijnym wydaniu, nie takim, jak oczekiwano, Donald Tusk, to z całą pewnością problem Ukrainy i konfliktu na Wschodzie, i tu szef dyplomacji stary czy nowy musi rzeczywiście mocno zakasać rękawy i stawiać się na pierwszej linii frontu, rozruch gospodarki, a przede wszystkim inwestycji, to jest rzecz kolejna. Więc jest co robić.

K.G.: A czy zgodzi się pan z Leszkiem Millerem, że owo konstruowanie rządu, to, co obserwujemy, to taki młynek kadrowy?

J.W.: Nie wiemy, musimy poczekać na te nazwiska i wówczas zobaczymy, czy rzeczywiście jest to młynkowanie tych samych ziaren, tych samych postaci. O, wiemy, że paru ministrów jest tutaj nie najchętniej widzianych i z całą pewnością gdyby minister zdrowia został odwołany, to nie tysiąc i nie dwa taki chór by się odezwał, które zakrzyknęłyby: hip, hip, hura! Ale poczekajmy i dopiero wówczas będziemy mogli wystawiać jakieś cenzurki, mówiąc, że liczyliśmy na kogoś innego, przyszedł ktoś inny. Ten czas jest czasem wielkiej tajemnicy, tak jak powiedziałem nie było jeszcze nigdy takiej dyskrecjonalności, ale myślę, że to dobrze, że nie ma takich spekulacji, które utrącałyby potencjalnych kandydatów już u progu bez możliwości zaprezentowania ich przez nową panią premier najpierw prezydentowi, a później opinii publicznej.

K.G.: A czy to formowanie rządu z punktu widzenia Platformy Obywatelskiej to nie jest takie ucieranie interesów różnych frakcji? SLD już to kiedyś przeżyło.

J.W.: Wszystkie partie to przeżyły. Wewnętrzny spokój, okazuje się, to może być rzecz warta kilku punktów procentowych w różnych kampaniach, że nie ma szarpania w środku, nie ma jakichś turbulencji, w które partia wpada, a z kolei taki nadmiar chaosu wewnątrzpartyjnego powoduje, że on jest bardziej widoczny niż to, co rząd rzeczywiście robi i czym się zajmuje. Tak więc jeśli ewentualnie, o czym nie wiem, pani premier rozmawia również z przedstawicielami jakichś gremiów, autorytetów partyjnych i pyta ich o zdanie, to nic w tym złego. A myślę, że jest to działanie według takiego powiedzenia, że lepiej dmuchać na zimne.

K.G.: A jaka jest rola prezydenta Bronisława Komorowskiego w tym wszystkim od momentu, kiedy Donald Tusk zrezygnował z funkcji kierowania rządem?

J.W.: Rola prezydenta jest taka, jaka...

K.G.: Pomijając zapisy konstytucyjne oczywiście.

J.W.: [roześmiał się] Rola jest...

K.G.: Mówmy o drugim planie.

J.W.: Tak. Rola jest taka, jaka wynika z jego prerogatyw. I jakby pan redaktor chciał szukać tutaj, bym wskazał na awantury, no to jednak konstytucyjna rola tutaj pana prezydenta jest widoczna. Ja wiem, co pan redaktor ma na myśli, to było przed kilkunastoma dniami, kiedy Donald Tusk poinformował o misji tworzenia rządu, o kandydatach czy o kandydatce już od razu i pan prezydent powiedział to słynne „hop siup”. No to było trochę dynamiki, bo mogliśmy sobie powiedzieć: no, ten żyrandol w Pałacu Prezydenckim to nie jest takie solarium, to nie jest taka stabilność, trochę zabujało tym żyrandolem, ale później wszystko wróciło do normy. I myślę, że z dużym sprytem politycznym Donald Tusk wiedział, jak rozmasować to może lekkie niezadowolenie pana prezydenta, kiedy obsypał pana prezydenta olbrzymią ilością komplementów, i później od tamtego momentu już słyszymy tylko o nieustannych spotkaniach kandydatki na premiera Kopacz z panem prezydentem i żadnych iskrzeń nie ma. Jak mówię, na początku może działo się coś dziwnego, ale kiedy zobaczono, że opinia publiczna to dostrzega, a media nagłaśniają, udało się wyciszyć i prezydentowi, i rządowi czy Donaldowi Tuskowi ten problem.

K.G.: Iskrzeń nie ma powiada pan. A nie będzie w ciągu tych najbliższych kilku dni? Jak pan sądzi?

J.W.: Ach, wie pan, gdyby pan wiedział...

K.G.: Co pan wie.

J.W.: ...co będzie w najbliższej przyszłości, to myślę, że jeździłbym Bentleyem, tak jak jeden z bardzo znanych Polaków, a jeżdżę 12-letnim Volvo. Nie, nie mam takich zdolności przewidywania, co będzie. Mnie się zawsze czy często wydawało, że już nic gorszego się nie zdarzy, kiedy byłem świadkiem wielu dziwnych i dynamicznych rzeczy, a później okazywało się, że rzeczywistość przerastała wyobraźnię. Ale my jesteśmy opozycją w Sojuszu Lewicy Demokratycznej nie taką, która cieszy się, jak gdzieś coś tąpnie, jak dzieje się coś złego. Czyli u nas w SLD to nie jest tak: im gorzej, tym lepiej. W końcu też myślimy z pozycji opozycyjnej dokładnie tak jak wszyscy inni: im lepiej, tym lepiej i oby się udawało, ale jeśli nie będzie się udawało, jeśli głos opozycji będzie mało słyszalny i nasze opinie, projekty, zwłaszcza te socjalne, społeczne, dotyczące polityki zagranicznej nie będą brane pod uwagę, to będziemy mocno zdziwieni, a później będziemy mocno protestować.

K.G.: Od momentu, kiedy pojawiła się kandydatura Ewy Kopacz na funkcję prezesa Rady Ministrów, pan wypowiadając się, zauważyłem, oceniał panią marszałek całkiem pozytywnie, wspominał pan o tym, że interesują ją opinie opozycji, przed chwilą pan mówił o opiniach opozycji, że to osoba twarda i tak dalej, i tak dalej, mówił pan, że nowa premier, ma pan taką nadzieję, będzie otwarta na propozycje lewicy dotyczące podwyższenia najniższych rent i emerytur, wprowadzenia leków za złotówkę dla osób powyżej 75. roku życia, o ten sprawy socjalne, o których pan mówił. Ale są i sprawy światopoglądowe. Kiedy zdjęto z porządku obrad Sejmu debatę o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet, to jaka była pana reakcja?

J.W.: Może najpierw odniosę się króciutko...

K.G.: Bo to jest taka wydawałoby się lewicowa kwestia, prawda? Owa konwencja.

J.W.: ...do tej pierwszej części pańskiej wypowiedzi. No tak, mam prawo zakładać, że pani premier będzie otwarta na opinie i projekty opozycji, i kiedy mówił pan o tym leku za złotówkę dla osób, które ukończyły 75. rok życia i mają niskie świadczenie czy podniesienie o 200 zł tych najniższych rent i emerytur, to wierzę, że w tych sprawach nad tymi projektami SLD z panią premier będziemy mogli rozmawiać. A gdy idzie o tę kwestię konwencji dotyczącej praw kobiet i walki z przemocą, no to był to wniosek akurat PiS-u i pani marszałek uznała, że można to przełożyć. Ja wczoraj jeszcze w telewizji słyszałem takie harce, hulanki, swawole, że ten projekt, ten punkt porządku obrad został wyrzucony do kosza. Nie został wyrzucony do kosza, procedowanie na prośbę jednego z klubów, a tak się czasem dzieje, ja też często miałem, mimo mniejszości naszej zdecydowanej w Sejmie, wiele próśb i one były przez panią marszałek uwzględniane.

K.G.: Panie marszałku, dziękujemy za rozmowę i za spotkanie. Wicemarszałek Sejmu Rzeczpospolitej Jerzy Wenderlich, Sojusz Lewicy Demokratycznej, nasz gość.

J.W.: Dziękuję bardzo.

K.G.: Chyba że jeszcze w sprawie kani zapytamy pana marszałka, czy pan marszałek jada kanie? Takie grzyby.

J.W.: Tak, to są takie grzyby, jak panowie tłumaczycie mi, co to są kanie, to znaczy, że znacie odpowiedź, że kani...

K.G.: Nie, bo są różne pomysły, co z tym zrobić, więc może pan marszałek ma jakieś doświadczenia.

J.W.: Kani nie jadam, w ogóle na grzybiarstwie się nie znam. Kupiłem ostatnio kurki gdzieś na jakimś bazarku, wziąłem przepis. Nigdy niczego nie robiłem z wyjątkiem kiślu i jajecznicy. Proszę sobie wyobrazić, takie kurki, jakie mi wyszły, z serem, pietruszką, szczypiorkiem...

Daniel Wydrych: Ale na maśle.

J.W.: Palce lizać. Wie pan, że już nawet nie pamiętam, co tam dawałem. Tak stałem się zarozumiały, że już pal sześć ingrediencje, ważne, że to było najsmaczniejsze.

K.G.: Warto eksperymentować w kuchni. Jerzy Wenderlich, dziękujemy bardzo.

J.W.: Dziękuję.

(J.M.)