Polskie Radio

Rozmowa dnia: Karolina Elbanowska

Ostatnia aktualizacja: 03.03.2015 15:20
Audio
  • Karolina Elbanowska - prezes Fundacji Rzecznik Praw Rodziców o obowiązku szkolnym dla sześciolatków (Jedynka/Popołudnie z Jedynką)

Marek Mądrzejewski: Naszym gościem jest Karolina Elbanowska, prezes założonej przed pięciu laty Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, przedstawiciel komitetu inicjatywy ustawodawczej obywatelskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty, który jutro podczas pierwszego czytania prezentować będzie w Sejmie. Witam serdecznie.

Karolina Elbanowska: Dzień dobry.

Chciałem wrócić do listopada 2013 roku i do tej porażki, tak przynajmniej to było interpretowane. Chodzi o wniosek o referendum w sprawie obowiązku szkolnego dla sześciolatków, ale to chyba nie podziałało deprymująco na panią i pani przyjaciół, zważywszy na dalszą działalność. A proponuję przez ten podręcznik cofnąć się jeszcze bardziej chyba, do roku 2008, kiedy to pani, pani mąż i przyjaciele skrzyknęliście się, aby coś zrobić w sprawie wychowania i kształcenia dzieci, a tą ostrogą była chyba wówczas już propozycja darmowego podręcznika.

Tak, propozycja darmowego podręcznika pojawiła się po raz pierwszy w 2008 roku i to właśnie był ten impuls do założenia strony „Ratuj maluchy”, bo uświadomiliśmy sobie, że jeśli ktoś chce nam dać coś za darmo, to znaczy, że tak naprawdę chce nam coś zabrać. I tak właśnie wtedy było. Pani minister Hall planowała posłać wszystkie dzieci do klas pierwszych, wszystkie sześcio– i siedmiolatki na raz w wielkiej kumulacji już w roku 2009. Jakby sobie to uświadomiliśmy, że ten darmowy podręcznik nie mógł nam tego osłodzić.

W tej chwili mamy powtórkę z historii. To, co się w tej chwili dzieje, to jest właśnie to samo, co by się wydarzyło w roku 2009. W tej chwili roczniki, które zostają posłane do klas pierwszych, są najliczniejsze od kilkunastu lat. To właśnie są te roczniki, które wtedy się rodziły – 2008, 2009, najliczniejsze od 15 lat. W szkołach zapowiada się gigantyczna kumulacja, już w tej chwili są ogromne problemy logistyczne. Przypomnę, że w tym roku do klas pierwszych poszło ponad 550 tysięcy uczniów, w przyszłym roku będzie to 650 tysięcy uczniów, podczas gdy jeszcze trzy lata wcześniej było to około 350 tysięcy, więc mamy dwa razy więcej.

To można powiedzieć, że tylko się cieszyć, tylko się cieszyć.

Nie, dlatego że te dzieci będą chodziły do szkół na godzinę 14 do godziny 18, będą chodziły na godzinę 7.30 albo nawet wcześniej, już teraz są przecież szkoły, w których lekcje są na godzinę 6.50 na przykład.

Jutro przedstawi pani poseł ten obywatelski projekt zmian w ustawie o systemie oświaty. Na internetowych stronach Sejmu przeczytać można, że zakłada on, cytuję: „powrót do rozpoczęcia spełniania obowiązku edukacji szkolnej przez dziecko w wieku 7 lat, a obowiązku rocznego przygotowania przedszkolnego przez dziecko w wieku 6 lat”. Powrót, czy w zależności od decyzji rodziców możliwość powrotu?

Uważamy, że w związku z tym, że przez ostatnie lata rodzice w zdecydowanej większości, 80% rodziców, ponad 80% rodziców wybierało dla swoich dzieci zerówkę, uważamy, że przymuszanie w tej chwili całego rocznika sześciolatków do tego, żeby posłać je do pierwszej klasy w sytuacji, kiedy tak naprawdę dzieci urodzone pod koniec roku nawet nie będą miały 6 lat, to będą pięciolatki, wysyłanie całego rocznika w takim skumulowanym roczniku do klas pierwszych odbije się niekorzystnie już nawet nie tylko na edukacji tych dzieci, ale zaryzykuję twierdzenie, że nawet na ich zdrowiu. Chcemy mieć wybór, chcemy powiedzieć, że jeśli rodzic uznaje, że jego dziecko nie jest gotowe jeszcze do podjęcia edukacji szkolnej lub też szkoła w jego okolicy nie jest gotowa do tego, żeby przyjąć dzieci młodsze, żeby mógł powiedzieć: moje dziecko jeszcze rok zostanie w dobrej edukacji przedszkolnej.

A te szkoły, jak państwo to analizują, obserwują, one wszystkie są nieprzygotowane?

Panie redaktorze, jeśli mamy do czynienia na przykład z Warszawą, to jest najbogatsza gmina w Polsce, i jeśli w Warszawie dzieci zaczynają lekcje o godzinie 13, wie pan, że to jest standard z Indii? Tylko że tam są miliardy obywateli, a u nas jest niż demograficzny, więc jakim prawem my fundujemy dzieciom standardy trzeciego świata?

No dobrze, ale w pewnym momencie te roczniki wyrównają się. Jeżeli zacznie się nauka od 6 lat, to ta kumulacja jakoś rozejdzie się, prawda? Natomiast...

Ale czy to znaczy, że mamy spisać na straty rocznik 2009 w tej chwili? My się na to nie zgadzamy.

Nie, oczywiście.

To są nasze konkretne dzieci, konkretne dzieci z konkretną historią, które mają prawo do dobrej edukacji. Nie można ich traktować jako jakichś ofiar tej reformy.

Ale chodzi mi nie tylko o ten rocznik, natomiast o pewne rozwiązania przyszłościowe. Tradycją polską było to, że dzieci szły później, szły od siódmego roku życia do szkoły, natomiast jak to miałoby wyglądać w przyszłości? Czy w ogóle państwo są w stanie pogodzić się z tym, żeby – jeżeli warunki zostaną odpowiednie przez szkoły zapewnione – dzieci chodziły obowiązkowo od szóstego roku życia do szkoły?

Jeśli rodzice uznają, że chcą posłać dziecko wcześniej, że ich dziecko jest rozwinięte nie tylko intelektualnie, ale też emocjonalnie, że ma rozwiniętą koordynację wzrokowo–ruchową, że jest rozwinięte na tyle społecznie, żeby poradzić sobie w naprawdę trudnych warunkach restrykcyjnej polskiej szkoły, to uważamy, że powinni mieć takie prawo i po prostu na zasadzie oświadczenia woli móc posłać dziecko do klasy pierwszej. Czyli jak gdyby nie to, co było przed reformą, że musiał badać dziecko w poradni, tylko po prostu na podstawie oświadczenia woli: tak, ja posyłam moje dziecko do klasy pierwszej. Chcemy po prostu przywrócić decyzyjność w sprawach edukacji rodzicom, uważamy, że ani minister edukacji, ani rząd, ani politycy nie troszczą się o dzieci tak jak my, rodzice. To my, matki, to my, ojcowie, wiemy najlepiej, co jest dla nich najlepsze. To my je kochamy.

O wieku dziecka w kontekście obowiązku szkolnego mówi się wyjątkowo wiele, często hałaśliwie. Nie chciałbym jednak, aby w naszej rozmowie umknęły i inne aspekty proponowanej nowelizacji. Osią jest (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę) zdecydowane zwiększenie wpływu rodziców na kształcenie i wychowanie dzieci.

Tak.

W jaki sposób?

Tak, tutaj przed chwilą była mowa o tym tak zwanym darmowym podręczniku, który, oczywiście, darmowy nie jest. Ale proszę zobaczyć, w tej chwili to, co się stało, czyli że rząd narzucił jeden jedynie słuszny podręcznik, który jest przez metodyków określany jako bubel. My w tej chwili, już nie mówię nawet o nauczycielach, których... złamano zapisy Karty Nauczyciela, nauczyciele do tej pory mogli korzystać z dowolnych narzędzi dydaktycznych, jakie uznali za stosowne, w tej chwili odebrano im to prawo i odebrano też nam, rodzicom, prawo do wyboru sposobu kształcenia naszego dziecka. My mamy zapisane w Konstytucji prawo do decydowania o sposobie edukacji naszych dzieci. My tym pomysłem jednego podręcznika cofamy się tak naprawdę w rozwoju. Europa daje i nauczycielom wybór w sprawie wyboru narzędzi dydaktycznych. A my wprowadzamy jeden bubel napisany na kolanie w ciągu kilku miesięcy. Nasza znajoma, metodyk nauczania, określiła ten podręcznik jako zbiór plakatów. To jest twór, który nie ma jakiejś elementarnej ciągłości, jakiejś elementarnej logiki prowadzenia nauczania. Tam nie ma koncepcji nauczania.

Ale podpisują się pod tym jacyś ludzie, którzy mają, przynajmniej teoretycznie, wykształcenie, doświadczenie i uprawnienia, żeby tego rodzaju rzeczy tworzyć.

Panie redaktorze, dobry podręcznik tworzy się przez lata. To, co ministerstwo wyprodukowało na kolanie w ciągu kilku miesięcy można porównać do takich publikacji, które można kupić w kiosku, które również, myślę, powstają w podobnym okresie. To można za 2,99 kupić w każdym kiosku. Tam też są literki, tam też są cyferki. To nie są podręczniki. I tak samo metodycy nauczania mówią o tym produkcie wyprodukowanym przez Ministerstwo Edukacji: to nie jest elementarz, tam nawet na pierwszej stronie są błędy ortograficzne. To może jest dla nas śmieszne, bo my jesteśmy przyzwyczajeni do jakichś surrealistycznych zabaw graficznych, ale dla dziecka, które dopiero uczy się czytania, poznaje litery, pokazywanie mu, że można w wyrazie w środku pisać duże litery... No, uczmy te dzieci harmonii, uczmy te dzieci zasad, tak? A nie od razu je łammy.

Żeby rodzice mieli wpływ, muszą być jakoś dobrze zorganizowani.

Tak.

Czy ta nowelizacja przewiduje jakąś formę organizacji rodziców, która byłaby, która musiałaby być uwzględniana, czyli opinia uwzględniana przez dyrekcję szkół i tak dalej?

Tak, w tej chwili rodzic w szkole tak naprawdę ma bardzo niewiele do powiedzenia. Funkcje rady rodziców to tak naprawdę, ja bym powiedziała, takie, no... taka funkcja paprotki troszeczkę. To, czego my chcemy, to żeby rodzice mieli realny wpływ na to, co się dzieje w szkole, bo dzisiaj... Podam przykład na podstawie doświadczeń rodziców, jeśli chodzi o wyżywienie. W wielu szkołach polikwidowano kuchnie, samorządy bądź też dyrektorzy szkół podpisali umowę z firmami cateringowymi i nawet jeśli to jedzenie się do niczego nie nadaje i rodzice by może nawet psu tego nie dali, bo to jest takie świństwo, to rodzice nie mogą zrobić nic, bo umowę podpisał samorząd. I rodzice za to płacą, natomiast nie mają prawa niczego wymagać. I tak nie może być. Chcemy, żeby na przykład właśnie w kwestii żywienia rodzice mieli prawo zażądać stworzenia na nowo kuchni w szkole, tak jak było do tej pory. W tej chwili w ostatnich latach, zamiast inwestować właśnie w zdrowie dzieci, szkoły polikwidowały kuchnie. Dla przykładu Warszawa: najpierw zainwestowała miliony złotych w nowe, pięknie wyposażone kuchnie szkolne, a potem oddała je za bezcen ajentom.

Nie ukrywa pani, że Fundacja „Rzecznik Praw Rodziców” zamierza wykorzystać okres kampanii prezydenckiej, by poznać plany kandydatów w kwestii reform edukacyjnych. Jakie rezultaty?

No, bardzo dobre w tej chwili. Wszyscy kandydaci, z którymi się spotkaliśmy, wyrażają...

To znaczy?

Popierają wolny wybór rodziców zarówno...

Ale z którymi się spotkaliście?

Udało nam się spotkać z panem Adamem Jarubasem, który jest kandydatem PSL-u, i powiedział, że on miał wolny wybór dzięki rodzicom, którzy go wywalczyli. Posłał swoje dziecko w tym roku jako siedmiolatka do pierwszej klasy i powiedział, że będzie namawiał klub do poparcia projektu obywatelskiego. Spotkaliśmy się z panem Korwinem–Mikke, który również zawsze mówił, że jest za wyborem rodziców. Spotkaliśmy się z panem Andrzejem Dudą, który również wyraził swoje poparcie dla naszego projektu. Spotkaliśmy się wczoraj z panią Magdaleną Ogórek. Staramy się, czekamy na spotkanie z panem prezydentem  Bronisławem Komorowskim. Na razie żadnych widoków na to spotkanie nie mamy, ale nie poddajemy się.

No i trzymamy kciuki, żebyście państwo się nie poddawali, bo przy takiej determinacji może ze wspólnych działań coś dobrego wyniknie.

Jeszcze tylko taka jedna rzecz do rodziców, którzy nas teraz słuchają i którzy liczą na to, że uda się wywalczyć ten wolny wybór już teraz. Nawet jeśli ta ustawa przejdzie przez Sejm i nawet jeśli posłowie ją przyjmą, apeluję do wszystkich gorąco: nie liczcie na polityków, liczcie tylko na siebie! Dzisiaj chodzi o wasze dzieci z rocznika 2009. Nie wiadomo, co się wydarzy, nie wiadomo też, czy nasz projekt nie trafi do zamrażarki sejmowej. Tak było ostatnio. Walczcie o odroczenia, nie wysyłajcie pięcioletnich chłopców, nie wysyłajcie malutkich dzieci do pierwszej klasy w skumulowanym roczniku! To naprawdę nie jest nic dobrego. Idźcie do poradni psychologiczno–pedagogicznej, jeśli nie państwowej, to prywatnej, i walczcie o odroczenie. Na naszej stronie internetowej jest poradnik, są dyżury codzienne ekspertów. Nie poddawajcie się!

Karolina Elbanowska, prezes Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, była naszym gościem.

(J.M.)