Lutosławski

Jak Lutosławski cudem uniknął Pawiaka

Ostatnia aktualizacja: 18.12.2013 23:30
Przed hitlerowskim więzieniem uratował go Andzej Panufnik, a konkretnie jego świetna znajomość niemieckiego oraz... pozostawiony w kuchni płaszcz
Audio
Andrzej Panufnik, 1946
Andrzej Panufnik, 1946Foto: PAP/Stanislaw Dabrowiecki

Andrzej Panufnik stał się po wojnie najwyżej, obok Lutosławskiego, cenionym kompozytorem młodszego pokolenia. Na artystyczny niebyt w ojczyźnie skazała go jednak emigracja, którą wybrał w 1954 roku.

W trakcie okupacji Panufnik i Lutosławski zbliżyli się do siebie, zarabiając wspólnie na życie koncertami w warszawskich kawiarniach. Pewnego dnia niewiele brakowało, a popularny duet fortepianiowy skończyłby na Pawiaku. Panowie występowali tego wieczora w lokalu "Sztuka i Moda". Ich grę przerwały, oddane w powietrze, strzały z karabinu maszynowego. Tak rozpoczęła się regularna, odwetowa łapanka...

Skórę uratował obu muzykom Panufnik, który wdał się w kłótnię z niemieckim szeregowcem, żądając, aby pozwolono mu wziąć płaszcz z kuchni. Ten uległ w końcu żądaniom muzyka. W kuchni czekał tymczasem dowódca oddziału oraz właściciele lokalu, którzy wyratowali Lutosławskiego i Panufnika jako pracowników kawiarni. Niemcy aresztowali bowiem wyłącznie gości "Sztuki i mody".

Tym wspomnieniem Lutosławski podzielił się z Iriną Nikolską w rozmowie z 1990 roku. Nagranie ma charakter roboczy. Przepraszamy za jego niską jakość.

Czytaj także

Tureccy pianiści i dzieci ze Stalowej Woli, czyli kto lubi Lutosławskiego

Ostatnia aktualizacja: 31.01.2013 22:30
O nieistniejącym koncercie, który zawiódł małżeństwo Lutosławskich do Stambułu, oraz o pewnym wzruszającym liście opowiedział wybitny kompozytor w 1979 roku Ewie Heine.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Jak Lutosławski przegrał z wiatrem...

Ostatnia aktualizacja: 31.01.2013 23:30
Zabawne epizody z życia polskiego mistrza przypomina kompozytor Piotr Moss.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Jak Lutosławski jadł rybę z królową Elżbietą

Ostatnia aktualizacja: 01.06.2013 23:30
- Jak wszyscy wiedzą, Iwaszkiewicz był snobem. Trzeba było komunizmu, żeby mógł gościć u siebie w domu na śniadaniu królową... - żartował Witold Lutosławski, wspominając wizytę belgijskiej monarchini w Warszawie w 1955 roku.
rozwiń zwiń