Czwórka Blog - baner
BLOG - Czwórka - Muzyczny

THE AVALANCHES - Wildflower (XL Recordings)

Ostatnia aktualizacja: 29.06.2016 23:55
To nie sen. To nowa płyta The Avalanches.

THE AVALANCHES

Wildflower

XL Recordings

Wychwalany, uwielbiany i obsypany nagrodami słynny debiut Australijczyków pt "Since I Left You", to bez wątpienia jeden z najwybitniejszych i najważniejszych albumów XXI wieku. Arcydzieło radosnej dźwiękowej plądrofonii poskładane z ponad 3500 sampli. "Endtroducing" DJ'a Shadowa, inny głośny dźwiękowy kolaż, przy tytanicznej pracy The Avalanches wydaje się ledwie zabawą w piaskownicy.

Na ich nowy krążek musieliśmy czekać aż lat 16. Pierwsze wzmianki o drugim albumie pojawiły się w mediach już w roku 2005. Za to pierwsza promocyjna wersja gotowej już płyty, rozsyłana była do dystrybutorów wiosną tego roku. Co ciekawe, promo podpisane było tajemniczą nazwą Brainz, zwiastującą zupełnie nowego artystę w barwach XL'a. Wystarczyło jednak wcisnąć "play", a zagadka była wyjaśniona: przecież to The Avalanches! No i są w znakomitej formie!

O ile "Since i Left You" było zaproszeniem do innego, lepszego świata ("Get a drink, have a good time now, welcome to paradise"), tak "Wildflower" to przypomnienie, że ten świat wciąż gdzieś tam istnieje, tylko zapomnieliśmy jak do niego dotrzeć. Dźwiękowe wspomnienie najpiękniejszej wakacyjnej przygody naszego życia, która ... możliwe, że nigdy się nie wydarzyła.

Płytę otwiera oraz całą akcję ustawia króciutkie, ale wymownie zatytułowane intro "The Leaves Were Falling". Po nim, niczym u Disneya, następuje istna eksplozja lata oraz dźwiękowej błogości i radości, i tak jest przez kolejne 60 minut. Przy pierwszym przesłuchaniu "Wildflower" może nawet nieco przytłaczać i zapierać dech. Zamiast jednak wsłuchiwać się w ten album, analizować go, pozwólcie muzyce na Was spłynąć i Wami zawładnąć. A gdy juz nieco oswoicie się z tym materiałem, zaczniecie w pełni odkrywać i doceniać jego kolejne warstwy i uroki. Wyłapywać kolejne detale i smaczki - i to dosłownie, bo jedno z najlepszych i najzabawniejszych nagrań na płycie traktuje właśnie o jedzeniu ("The Noisy Eater" z udziałem legendarnego rapera Biz Markiego).

Podstawą nowych nagrań Australijczyków wciąż są sample, choć tym razem nie ma ich tak wiele, jak na debiucie. Więcej jest za to żywego grania i śpiewania, co przekłada się na pełniejsze, mniej surowe brzmienie w zestawieniu z "Since I Left You". A grają i śpiewają zarówno The Avalanches (dziś jako trio, a nie 8-osobowa załoga), oraz tacy zaproszeni goście jak m.in. Jonathan Donahue z Mercury Rev, Jennifer Herrema z Royal Trux, Kevin Parker z Tame Impala (w jednym nagraniu gra na perkusji), Toro Y Moi, Jonti, Father John Misty, na skrzypcach gra Warren Ellis z grupy The Bad Seeds Nicka Cave'a, rymują Danny Brown, MF Doom, duet Camp Lo, wspomniany Biz Markie, grupa A.Dd+... Ich obecność nie jest tu jednak wielce celebrowana, w dodatku "żywe" wokale zostały tak wtopione w miks, że same brzmią niczym głosy pożyczone ze starych zakurzonych winyli.

Podobnie jak na pierwszej płycie, cały materiał ułożony został w formie mikstejpu, a wszystkie nagrania zostały ze sobą połączone. Pierwsza połowa "Wildflower" prezentuje się naprawdę doskonale. W drugiej części album zaczyna trochę gubić rytm i płynność, kilka utworów (i minut) wydaje się zbędnych, a przynajmniej nieco nużących. Jest to jednak ten rodzaj znużenia, gdy wyciągnięci na kocu, z zamkniętymi oczami, smażymy się w słońcu na plaży, a na pograniczu jawy i snu, docierają do nas słodkie odgłosy beztroskich letnich uciech. No i teraz: budzić się, czy nie budzić? Oto jest pytanie. Ja w każdym razie tu zostaję.      

4/5

Marcin "Harper" Hubert

ps. Tutaj prezentujemy oryginalne utwory, na których płyta "Wildflower" została oparta: http://www.polskieradio.pl/169/3722/Artykul/1638488,Rozbieramy-The-Avalanches .

Zobacz więcej na temat: Czwórka MUZYKA recenzja