Kultura

Europejski Kongres Kultury - co się udało?

Ostatnia aktualizacja: 11.09.2011 20:00
Wrocław powoli dochodzi do siebie po kongresie. Muzycznie były wydarzenia obezwładniające, wizualnie zadziwiające, ale jeżeli chodzi o budowanie nowych rozwiązań dla sztuki, chyba nic z tego nie wyszło.
Audio
Hala Stulecia, Wrocław
Hala Stulecia, WrocławFoto: fot. B.Sadowski

Europejski Kongres Kultury najciekawszy i najbardziej emocjonujący był zdecydowanie od strony muzycznej. Na antenie Trójki dziennikarz Bartek Chaciński porównywał występ Krzysztofa Pendereckiego i Johnny'ego Greenwooda z Radiohead do odbywającej się prawie jednocześnie w mieście walki Adamek-Kliczko. Wygrał Penderecki... Następnego dnia genialny polski kompozytor wystąpił razem z Aphex Twinem. Tu wrażenia były jeszcze silniejsze, koncert obezwładnił publiczność, dało się słyszeć głosy, że było to dzieło totalne i jak najbardziej wygrane wspólnie.

Marek Moś dyrektor Orkiestry Aukso, która podjęła się realizowania szalonych wizji muzyków, tłumaczył jak wielką frajdą było zmienienie na scenie smyczków na długie nasiona południowoamerykańskich roślin (pomysł Greenwooda) i granie wedle znaków graficznych z małych ekranów i zrezygnowanie z zapisu nutowego (pomysł Aphex Twina). Obaj muzycy bardzo sobie chwalili współpracę z Orkiestrą Aukso.

Kulturalne muesli we Wrocławiu

Spore wrażenie robiło też bardzo przemyślane wymieszanie sztuki z życiem miasta. Na terenie Hali Stulecia w najmniej spodziewanych miejscach można się było natknąć na artystyczne wydarzenia. Krytyka Polityczna cały swój projekt oparła na jednej z miejskich willi. Artyści zmierzyli się z niełatwą historią jej poprzedniego właściciela, hrabiego Dzieduszyckiego. Przyjaźnili się z nim Giedroyc i Waldorff, którzy nie mieli pojęcia, że gospodarz willi aktywnie donosił SB. Założenie projektu, czyli zmierzenie się z historią i ożywienie wymarłego miejsca, bardzo mi się podobało. Wydaje się, że przedsięwzięcie się udało, choć wystawa zorganizowana z tej okazji nie zachwycała.

No właśnie, przy takim ogromie możliwości i tak przebogatym programie musiały się trafić także projekty kompletnie nieudane (berło z koroną dla tego, kto zrozumiał ekspozycję "10x10"). Ale tuż obok można było trafić na instalacje zachwycające prostotą i wywołujące jeszcze przed wejściem dreszcz przerażenia. Chodzi pracę Mirosława Bałki, który zwrócił uwagę na zniszczenie, jakim uległy budynki wokół Hali Stulecia i to całkiem niedawno. Artysta w rozmowie z Polskim Radiem tłumaczył, że buntuje się przeciwko kiczowatym rozwiązaniom w przestrzeni miejskiej, tworząc własną, mroczną czarną studnię.

Cały czas kulturalne wrażenia wkradały się delikatnie i prawie niezauważalnie w życie uczestników kongresu. Organizatorom udało się osiągnąć miły efekt, w którym marzyło się o tym, by być w kilku miejscach jednocześnie. Wydaje mi się, że coś takiego i to na tak dużą skalę jest trudne do osiągnięcia. W efekcie duże wydarzenie o skomplikowanym programie można było przeżyć dość osobiście.

- Sztuka daje do myślenia i o to chodzi - mówił Michał Merczyński, dyrektor Narodowego Instytutu Audiowizualnego, który organizował kongres.

Posłuchaj, jakie wrażenia mieli inni goście "Magazynu Bardzo Kulturalnego", którzy wydarzenie podsumowywali na antenie Trójki.

Każdy ma swój kod kreskowy...

Trochę przerażające było jednak to, że każdy uczestnik kongresu (gość, dziennikarz, widz) musiał zaopatrzyć się u organizatora w swój własny kod kreskowy. Mówiła o tym Bogna Świątkowska w Radiowym Domu Kultury.

- Słowo "skanować" króluje na tym kongresie. Jest w tym jakiś taki dreszcz przyszłości - śmieje się Świątkowska. Posłuchaj całej rozmowy z Anteny Trójki.

Przed wejściem i wyjściem z każdego wydarzenia ustawiała się kolejka ludzi czekających na to, aż wolontariusz z czytnikiem sprawdzi ich kod. Zdarzali się tacy, którzy buntowali się przeciwko takim praktykom i przy wyjściu tłumaczyli, że swój kod zgubili, w ten sposób w systemie byli we wszystkich miejscach jednocześnie...

Debatujmy, ale w jakim celu?

Jadąc do Wrocławia sporą nadzieję wiązałam z debatami tematycznymi. Kongres stworzył co prawda platformę wymiany myśli na bardzo ciekawe tematy dotyczące fuzji sztuki i nauki, relacji między władzą a artystami, albo tego czy sztuka współczesna ma wymierny wpływ na społeczeństwo?

Prezentowanie swoich poglądów przez artystów, filozofów i naukowców miało miejsce. Aktywnie udzielała się publiczność. Z tego, co udało mi się zaobserwować, zabrakło niestety czasu i możliwości na wyciągnięcie wniosków i nawiązanie dialogu. Pod tym względem kongresowi nie wystarczyło mocy na tworzenie nowych rozwiązań dla sztuki. A szkoda.

Urszula Schwarzenberg-Czerny

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni