Bruce Lee zmarł 40 lat temu, jednak jego legenda cały czas jest istotnym elementem światowej popkultury. – Nim świt poznał go jako karatekę, Lee był bardzo popularnym, dziecięcym aktorem, zagrał w ponad 20 filmach dla dzieci i młodzieży, był też nastoletnim mistrzem tańca cha-cha. Łączył w sobie wiele pozornie przeciwstawnych elementów. Był przecież Chińczykiem z Hong Kongu, ale urodzonym w Stanach Zjednoczonych. Dzieciństwo spędził w Hong Kongu, później wyjechał do Stanów Zjednoczonych i dzięki temu łączył w sobie elementy różnych kultur – mówił w audycji "Do południa” Radosław Pyffel z Centrum Studiów Polska-Azja.
Bruce Lee z synem (fot: wikipedia/Public Domain/ RR Auctions)
Bruce Lee był też filozofem, napisał książkę i wynalazł własny system walki. – Wiemy, że był trudnym dzieckiem, mocno się buntował. Między nim a kolegami z liceum dochodziło do bójek, były też problemy z gangami. Dlatego, kiedy miał 18 lat, rodzice postanowili mu zmienić otoczenie, wysyłając go znowu do USA – opowiadał gość Trójki.
To właśnie w Stanach Zjednoczonych najprężniej rozwinęła się filmowa kariera Lee. Próbował on łączyć sztuki walki z show biznesem, co początkowo wydawało się szalonym pomysłem. - Odniósł jednak sukces i był prekursorem połączenia filmów akcji z walkami wschodnimi. W efekcie jego rola wyszła daleko poza kino, bo Chińczykom przywracał wiarę w siebie pokazując, że mogą odnieść sukces na świecie. Do Stanów przeszczepił też elementy kultury wschodniej – dodał Radosław Pyffel.
Jak postrzegają go dzisiaj Chińczycy i dlaczego Lee nigdy nie poczuł ogromu swojej sławy? Między innymi o tym usłyszycie Państwo w nagraniu audycji. Program prowadziła Katarzyna Borowiecka.
Na "Do południa" zapraszamy od poniedziałku do czwartku od godz. 9.00 do godz. 12.00.
(ei)