Kultura

"Miłość na Krymie" w Teatrze Narodowym

Ostatnia aktualizacja: 09.05.2007 11:25
"Miłość na Krymie" jest przykładem tego, że czasem warto poczekać nawet kilkanaście lat, by móc zrobić przedstawienie według własnych wyobrażeń.

''

Miłość na Krymie Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym jest przykładem tego, że czasem warto poczekać nawet kilkanaście lat, by móc zrobić przedstawienie według własnych wyobrażeń, a nie według tego, jak wolno je zrobić w danym momencie.

Na Miłości na Krymie w Teatrze Narodowym spotkało się dwóch wielkich twórców, niemal równolatków – Mrożek i Jarocki. Jarocki reżyserował dramaty Mrożka od 1958 roku, kiedy to wystawił Policję. Od tamtej pory zrobił około 10 przedstawień na podstawie tekstów tego autora. Musiało jednak upłynąć wiele lat od czasu poprzedniego zamiaru wyreżyserowania Miłości..., by powrócić do tego dramatu. Po dokładnie trzynastu latach Jerzy Jarocki zrealizował Miłość na Krymie, która jest trzecim jego przedstawieniem w Teatrze Narodowym. Gdy po dwóch przedstawieniach na podstawie tekstów Gombrowicza na deskach Teatru Narodowego reżyser powrócił do Mrożka, zdaje się, że to koniec rozrachunków z tym autorem. Tu warto dodać, że Miłość... jest jednym z ostatnich dramatów Mrożka. Wystawiając Miłość na Krymie, również Jarocki domyka pewien okres własnej twórczości. Wydaje się, że obaj twórcy mają przeświadczenie, że dawno już skończyła się pewna epoka, a obecna rzeczywistość nie potrzebuje już intelektualistów - bohaterów pokroju Zachedryńskiego (świetnie znajdujący się w tego typu rolach Jan Frycz). Podobnie oni, dramaturg i reżyser, są jak Zachedryńscy pośród Czelcowów i innych drobnych cwaniaczków, którzy żyją za pożyczone, a uważają, że własność jest podstawą demokracji. Przedstawia to świetny dialog Lenina dodany przez Jarockiego i obnażający fantazmaty obrońców własności.

Na wysokości zadania stanął zespół aktorów Teatru Narodowego. Przedstawienie według Mrożka, wymagające dużej precyzji w formowaniu przebiegu akcji i, mówiąc językiem sportowym, wzajemnego „zgrania”, jest moim zdaniem u Jarockiego bezbłędnie zrealizowane.

W inscenizacji Miłości na Krymie reżyser wprowadził kilka zmian do treści dramatu, a także pokazał, że można go odczytać zgodnie z jego duchem, nie idąc krok za krokiem za słowem Mrożka. Wprowadzone zmiany dotyczą głównie aktu trzeciego. Pozwalają one dostrzec w Miłości... przedstawienie mówiące o naszej sytuacji tu i teraz. Trzeci akt ze zmianami Jarockiego jest jakby uzupełnieniem i komentarzem do Miłości..., aktualizacją do stanu dzisiejszej refleksji na temat rosyjskiego losu, choć nie tylko rosyjskiego. Po doświadczeniu komunizmu może nam się wydawać, że wszystko to jest już daleko za nami i teraz możemy oceniać ten czas z większym dystansem. Reżyser tymczasem pokazuje, że takie sprawy jak problem własności są aktualne i dziś. Nie dziwi więc, że wznawia się obecnie teksty Lenina, szczególnie że działalność młodej lewicy jest coraz bardziej widoczna w życiu społecznym i kulturalnym. . W trzecim akcie Jerzy Juk Kowarski – scenograf – funduje nam genialny, monumentalny obraz, w którym w głębi sceny widzimy cerkiew i chór śpiewający w hołdzie Trójcy Świętej. Tutaj szczególne brawa należą się również odpowiedzialnemu za muzykę Stanisławowi Radwanowi.

W pierwszym akcie zmiany polegają przede wszystkim na przełamywaniu pewnych stałych dotąd elementów. Tatiana (Małgorzata Kożuchowska) u Jarockiego, wbrew temu, co zalecał Mrożek, wypowiada na początku sztuki pierwszą kwestię. Dzięki temu wyraźniej widać, że to nie historia, lecz ona jest głównym punktem odniesienia w dramacie. Inna zmiana dotyczy strzelby, która w inscenizacjach Miłości... zawsze wisiała i nigdy nie wystrzeliwała, tym razem, zgodnie z zaleceniem Czechowa dotyczącym funkcjonalności dekoracji, wystrzeliwuje. W drugim zaś akcie znaczącym elementem wydaje się kąśliwe porównanie przywoływanych przy każdej nadarzającej się okazji przez recenzentów słynnych dziesięciu punktów, do programu komunistycznego. Jarocki nie realizuje przedstawienia zgodnie z tymi punktami, ale je ironicznie cytuje.

Dzięki dodaniu tych nowych wątków przedstawienie Jarockiego jest świetnym przykładem tego, jak, nie sprzeciwiając się myśli zawartej w dramacie, stworzyć przedstawienie, w którym reżyser mówi własnym głosem i na własny sposób interpretuje myśl pisarza. Jarocki odstępując od owych dziesieciu punktów, wiedział, czego chce i wiedział, że sam będzie mierzył się z tym dramatem. Stworzył przedstawienie zgodne z duchem Mrożka, a jednocześnie będące wariacją i twórczą reinterpretacją. Ciekawe, czy za kilka lub kilkanaście lat ktoś inny nam ten dramat znów przybliży i pokaże, korzystając z odwołań do współczesnej sytuacji. Ciekawe, czy znajdą się tacy? A może – parafrazując Jana Błońskiego – przez takich biedaków (nie koniecznie tych, którzy żyją za pożyczone) i nędzarzy (również nie mówiąc o zasobności finansowej) nie zechce przemówić duch dziejów.

Rafał Piętka

 

Miłość na Krymie, reż. Jerzy Jarocki, według S. Mrożka, obsada: Paweł Paprocki, Małgorzata Kożuchowska, Jan Frycz, Janusz Gajos, Anna Seniuk, Mariusz Bonaszewski, Jolanta Fraszyńska, Barbara Horawianka, Jerzy Radziwiłowicz, Grzegrz Małecki, Mirosław Konarowski, Arkadiusz Janiczek, Waldemar Kownacki, Robert Jarociński. Teatr Narodowy w Warszawie.

Zamieszczone zdjęcie pochodzi ze strony internatowej Teatru Narodowego w Warszawie, fot. Stefan Okołowicz.

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Krzysztof Globisz o "skubaniu roli"

Ostatnia aktualizacja: 29.03.2010 12:38
Na rynek wydawniczy trafiła książka Olgi Katafiasz "Notatki o skubaniu roli". Jest to wywiad rzeka z jednym z najwybitniejszych polskich aktorów - Krzysztofem Globiszem.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Zawisza Czarny jakiego nie znamy

Ostatnia aktualizacja: 11.02.2010 11:31
Premierą „Zawiszy Czarnego” Słowackiego w reżyserii Adama Orzechowskiego uroczyście otwarta została nowa scena Teatru Wybrzeże - Czarna Sala im. Stanisława Hebanowskiego.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Cisza mówi

Ostatnia aktualizacja: 19.02.2010 09:12
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem. To przysłowie dobrze sprawdza się w kontekście sztuk Herolda Pintera, którego bohaterowie więcej mówią, gdy milczą, a mniej mówią gdy wydobywają z siebie głos. Będzie można się o tym przekonać już w najbliższą sobotę, kiedy na scenie przy Wierzbowej odbędzie się premiera "Dozorcy" w reżyserii Piotra Cieślaka. W jednej z głównych ról Janusz Gajos. Obejrzyj wideo z próby!
rozwiń zwiń
Czytaj także

Życie jest teatrem, życie jest dramatem...

Ostatnia aktualizacja: 17.04.2010 21:04
"Życie potrafi pisać scenariusze pełne takich metafor, powiązań, tak symboliczne... To jest scenariusz, którego żaden producent by nie zatwierdził."
rozwiń zwiń
Czytaj także

Akademia Rozrywki

Ostatnia aktualizacja: 07.10.2008 13:00
Internet w służbie miłości!
rozwiń zwiń