RIO 2016

Rio 2016: polskie szablistki komentują swoje występy. "Nie jestem chyba dzieckiem igrzysk"

Ostatnia aktualizacja: 09.08.2016 10:10
Ze łzami w oczach schodziła z planszy szermierczej Aleksandra Socha po tym, jak przegrała pierwszą walkę w Rio de Janeiro. - Jestem za wrażliwa i za empatyczna, także w stosunku do rywalek - powiedziała. Swoje występy oceniły też Bogna Jóźwiak i Małgorzata Kozaczuk.
Aleksandra Socha (po prawej) w pojedynku z Włoszką Loretą Gulottą w 132 finału olimpijskiego turnieju szermierki kobiet
Aleksandra Socha (po prawej) w pojedynku z Włoszką Loretą Gulottą w 1/32 finału olimpijskiego turnieju szermierki kobiet Foto: PAP/EPA/JOSE MENDEZ

SERWIS SPECJALNY

rio 1200 f.JPG

Rio 2016

- Wiem o tym, że byłam faworytką i naprawdę super się czułam. Tyle miesięcy pracy, teraz ciężko mi mówić. Zrobiłam wszystko, żeby te trzy minuty, które decydują o wszystkim, były akurat teraz. Nie jestem chyba dzieckiem igrzysk. Za nerwowo trochę i za szybko chciałam wygrać, ale trudno nie chcieć – płakała w strefie mieszanej, gdzie zawodnicy spotykają się z dziennikarzami.

W trakcie walki z Włoszką Loretą Gulottą (10:15) złapała się nagle za rękę.
- Nic mi się nie stało. To była taktyczna przerwa, żeby złapać oddech i zwolnić. Wydawało mi się, że już ją mam, ale byłam za szybka i za nerwowa w swoim natarciu. Robiłam za duże kroki, a ona za każdym razem mnie łapała – opowiadała Socha, która po raz czwarty - znowu bez sukcesu - wystąpiła w igrzyskach.

Szablistka zapewniła jednak, że nie załamie się teraz i będzie gotowa na 13 sierpnia, na kiedy zaplanowane są zawody drużynowe.

- Nie pierwszy raz przegrałam pierwszą walkę, więc już znam gorycz porażki. Drużynę mamy naprawdę fajną i uważam, że najlepszą na tę chwilę. Jesteśmy zgrane, mamy super trenera - oceniła. Oceniła, że czasami brakuje jej nieraz zimnej krwi na planszy. - Jestem za wrażliwą osobą, mam za dużo empatii do wszystkich i wszystkiego, chyba do przeciwniczek też, ale taka już jestem. Jestem za dobra i za grzeczna - dodała.

Porażki Jóźwiak i Kozaczuk

Najdalej z Polek dotarła Małgorzata Kozaczuk, która jednak w 1/8 finału uległa Tunezyjce Azzie Besbes. - Niestety trochę zaspałam początek. Patrzyłam co ona robi, zamiast skupić się na sobie. Druga połowa już była lepsza, goniłam, ale zabrakło troszkę. Ćwierćfinał był w zasięgu i dlatego to boli. To była walka do wygrania. Teraz drużynówka. Szykujemy tam niespodziankę, więc mamy nadzieję, że się uda – powiedziała.

Rundę wcześniej przegrała Bogna Jóźwiak. Polka zaczęła zmagania od 1/32 finału i zwycięstwa nad Brazylijką Martą Baezą Centurian 4:2. Reprezentantka gospodarzy przy takim wyniku doznała kontuzji i nie mogła kontynuować rywalizacji.

- Nie zdążyłam nawet się rozgrzać, bardzo mi zależało, żeby stoczyć walkę z Brazylijką. To dziewczyna, która na co dzień trenuje z Włochem, więc wiedziałam, że to będzie niewygodna rywalka, ale chciałam się trochę dzięki niej dogrzać i uspokoić nerwy. Trochę żałuję, że tak się skończyła – przyznała zawodniczka OŚ AZS Poznań.

Z kolei w kolejnej rundzie uległa Rosjance Zofii Wielikiej, aktualnej mistrzyni Europy i świata.

- Wiedziałam, że sędziowanie będzie po stronie Zosi. Zresztą tego się spodziewałam. W tym momencie nie miałam nawet możliwości nawiązania walki z tak silną rywalką. Jest wiele przyczyn, dlaczego sędziowie faworyzują Rosjanki, ale o tym głośno się nie mówi. To jest zawodniczka numer jeden na świecie i to trzeba podkreślić. Musiałam walczyć na pełnym ryzyku, a ona mogła być spokojna, bo wiedziała, że arbiter i tak będzie po jej stronie – podkreśliła poznanianka.

PAP/dcz

Dziś w Rio