Logo Polskiego Radia
Audycje
Złamane serce w biografii Miłosza 08.04.2011
To będzie na pewno jedno z najważniejszych wydarzeń Roku Czesława Miłosza! 9 maja ukaże się pierwsza biografia poety. Przeczytaj jej pierwszy, poświęcony dramatycznym wydarzeniom w Krasnogrudzie fragment na stronie naszego serwisu.

Na 1104 stronach Andrzej Franaszek bada niezwykłe, prawie stuletnie życie jednego z największych polskich twórców, a także świadka wszystkich dramatycznych wydarzeń w historii XX wieku.

Andrzej Franaszek nie poprzestał na pismach mistrza, podróżował po całym świecie, by zebrać świadectwa ludźmi, którzy w życiu poety byli istotni.

- Autor nie pomija bolesnych i trudnych tematów, drażliwych spraw osobistych, dramatycznych decyzji i wyborów. Pokazuje je z kulturą i empatią, pomagając nam poznać tajemnice fascynującego losu wielkiego człowieka - pisze wydawnictwo Znak - Czytając książkę, nabieramy nadziei, że uda się przeniknąć fenomen talentu i meandry osobowości Miłosza, zrozumieć, co ukształtowało jego umysłowość, wyobraźnię, wrażliwość poetycką.

Obszerna rozmowa z Andrzejem Franaszkiem pojawi się już wkrótce na stronie serwisu milosz.polskieradio.pl

Biografia Czesława Miłosza ukaże się 9 maja, już teraz na naszej stronie zamieszczamy fragment poświęcony dramatycznej przygodzie, jaka dorastającemu Czesławowi Miłoszowi przydarzyła się na polsko-litewskim pograniczu, w dworze rodzinnym w Krasnogrudzie:

" Wybuchowa mieszanka – młodzik zmagający się z nierzeczywistością świata (dręczy go wtedy „męczące uczucie [:] na przykład drzewo jest, a ja nie mogę uznać tego drzewa za rzeczywiste, dosięgnąć – tego uczucia nie da się słowami wytłumaczyć. Tak samo jak drzewa, kamienie, ulice, również ludzie”), targany pożądaniami, ale do bólu nieśmiały i najzwyczajniej w świecie pozbawiony porządnej kindersztuby, niewiedzący nawet, co począć przy stole z rękami, trafi a na letnisko, gdzie rodzą się wakacyjne romanse, a znudzone kobiety konwersują z dobrze już osadzonymi w świecie mężczyznami o modzie, powieścidłach, fokstrocie... Oni nie zwracają na niego większej uwagi, choć czasem budzi na ich twarzach pobłażliwy uśmiech, on czuje się nieskończenie gorszy, niegodny „normalności” i zarazem wysoko ponad nich wyniesiony:


Nietrudno mieć nad nimi przewagę, bo nie żyją.
Siedzę z nimi przy stole, jest lato, przed wojną,
Cały pensjonat. Mogę z nimi zrobić
Co zechcę, nawet upamiętnić.
Jaka przewrotna gra szesnastolatka,
Aroganta, z obrzydłej nieśmiałości,
Który tylko milczy, uśmiecha się głupio,
Bo nie dla nich rozmowa o Schopenhauerze.
On chyba nienormalny? Trafne podejrzenie.
W tym zwykle mają rację, skoro „znają życie”,
Czyli strefę podławą pod grzecznym szczebiotem.


W tych dekoracjach rozegra się młodzieńczy dramat, którego przebieg można zrekonstruować z licznych wzmianek rozsianych w twórczości poety. Jest lipiec lub sierpień 1926, a może 1927 roku. Wśród letników króluje rudowłosa pani Irena, która do Krasnogrudy przyjechała bez męża, teraz zaś uczy tanga oniemiałego z wrażenia Czesia, prowadząc go "z uśmieszkiem dojrzałej kobiety/Wtajemniczającej młodego mężczyznę". Ona zapewne bawi się niedopowiedzianą sytuacją, podnieca jego zainteresowaniem, on – zakochuje się w niej z chłopięcą żarliwością. Pech chce, że do pensjonatu przyjeżdżają także trzej warszawscy maturzyści: Michał Pawłowski (to może on pojawia się w cytowanym przed chwilą wierszu), Zdzisław Wiśniewski oraz Edward Kozłowski, którego portret tworzy wtedy przebywający także na letnisku malarz Mieczysław Kotarbiński.

Są tylko dwa lub trzy lata starsi, a przecież dzieli go od nich przepaść: „dotychczas jest we mnie każda minuta mojej bezgranicznej zazdrości,kiedy (...) patrzyłem na tych trzymających się razem wysokich, urodziwych, wysportowanych warszawiaków”. Drobne upokorzenia są jednak tylko przedsmakiem grozy. Oto wczesny ranek, on już wstał, może mając w planie leśny spacer i (przypadkiem? ściągnięty tęsknotą?) trafi a pod okno jej pokoju, by zobaczyć, jak właśnie wysuwa się z niego Edward – szczęśliwy kochanek. Czuł się nie tylko zdradzony. Wiedział, że odsłania się przed nim podłość świata, której nie może znieść. Dławi się rozpaczą aż do wieczora, gdy w pokoju na strychu, po szklance wódki, wyjmuje rewolwer. Ładuje kilka naboi, kręci bębenkiem, przykłada lufę do skroni i naciska spust.

Nie zdołamy odtworzyć emocji tej chwili, choć możemy wczuć się w napięcie mgnienia między „było” a „jest”, między (jak długim?) czasem, gdy dygotała ręka, gdy palec czuł uginający się spust, a metalicznym dźwiękiem, gdy iglica trafiła w pustą komorę, tym stukiem na pół zgłuszonym przez walenie przerażonego serca. Rewolwer nie wypalił."

 

Za udostępnienie fragmentu książki dziękujemy Wydawnictwu Znak.

usc (na podst.mat.prasowe)