Raport Białoruś

Białoruś: 20 osób z ciężkimi zarzutami. Łukaszenka próbuje z nieaktywnej organizacji uczynić krwiożerczą szajkę

Ostatnia aktualizacja: 11.04.2017 16:44
Na Białorusi 20 osobom postawiono akt oskarżenia z artykułu kodeksu karnego dotyczącego "utworzenia nielegalnej zbrojnej grupy”. Chodzi o członków powstałej w latach 90., ale nieaktywnej ostatnio organizacji Biały Legion. Grozi im do 7 lat pozbawienia wolności.
Audio
  • Sprawa Białego Legionu. Relacja Włodzimierza Paca z Mińska (IAR)
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjneFoto: pixabay

Portal internetowy gazety "Sowietskaja Biełorussija” opublikował duży artykuł w tej sprawie, przekonując, że nieaktywny od lat Biały Legion to organizacja zbrodnicza. Autorzy publikacji starają się przekonać, że organizacja Biały Legion wcale nie znikła, a jedynie utajniła swoją działalność, przez jej szeregi przewinęło się ponoć około 300-400 osób. - Część z nich są to byli i obecni funkcjonariusze struktur siłowych Białorusi. Ich ideologią miał być "skrajny nacjonalizm”, a celem "totalne przeciwdziałanie rosyjsko-białoruskiemu zbliżeniu” - czytamy w artykule.

Według publikacji członkowie organizacji mieli zakonspirowaną hierarchiczną strukturę i broń. A białoruskie służby w ubiegłym miesiącu dokonały aresztowań niektórych aktywistów, gdyż miały otrzymać informację od obywatelki Niemiec o białoruskich korzeniach o przygotowywanych prowokacjach na demonstrację opozycji 25 marca. Miała ona, przekonuje się czytelników, przestraszyć się i powiedzieć o wszystkim w ambasadzie.

Założyciel Białego Legionu Siarhiej Czysłau znajduje się obecnie na Ukrainie, gdzie członkowie organizacji mieli przechodzić przeszkolenie między innymi w strzelaniu z broni palnej. 

Środowiska niezależne są zgodne w ocenie, że cała sprawa jest sfabrykowana, zarzuty są nieprawdziwe.

Śledztwo dotyczy 35 osób

„Zarzuty z artykułu 287 KK Białorusi (tworzenie nielegalnej formacji zbrojnej) postawiono 20 osobom” – napisała w obszernym artykule „SB. Białoruś Siegodnia", gazeta administracji prezydenckiej. 

Nowe śledztwo wszczęto w ramach „sprawy przygotowania masowych zamieszek, która dotyczy 35 osób”. W mediach jest ona również określana jako sprawa Białego Legionu lub sprawa bojówek.

Biały Legion to nieistniejąca od lat organizacja „patriotyczno-sportowa”, która działała nieformalnie na Białorusi w latach 90., i prowadziła szkolenia poligonowe dla swoich członków oraz zajmowała się m.in. ochroną podczas akcji opozycyjnych - przypominają „Biełorusskije Nowosti”.

Opowieść łukaszenkowskiej gazety

21 marca Aleksander Łukaszenka ogłosił, że na Białorusi udało się zapobiec zbrojnym prowokacjom, planowanym przez finansowane z Zachodu "bojówki”, które zajmują się m.in. szkoleniem wojskowym opozycyjnej "piątej kolumny”. Jeszcze tego samego dnia doszło do zatrzymania dwóch byłych aktywistów Białego Legionu. Państwowe media rozpoczęły kampanię informacyjną na temat rzekomych planowanych prowokacji i przygotowań do wszczęcia masowych zamieszek, a kolejnym zatrzymaniom towarzyszyły rewelacje o znalezieniu m.in. magazynu z bronią.

Prezydencka gazeta pisze m.in., że w istocie członkowie Białego Legionu nie zaprzestali działalności wywrotowej, kontynuując szkolenia wojskowe swoich członków i przygotowując ich do udziału w akcjach zbrojnych na Białorusi. Według „SB. Białoruś Siegodnia”, która powołuje się na „śledztwo dziennikarskie” i rozmowy ze śledczymi KGB, przed Dniem Wolności na Białorusi udało się zapobiec spiskowi, który miał w zamyśle doprowadzić do rozlewu krwi na ulicach Mińska.

Według gazety o spisku dała znać w liście do prezydenta mieszkająca w Niemczech Białorusinka. Jak twierdzi„SB. Biełoruś Siegodnia”, kobieta przez kontakty z Francuzem, niejakim „Michelem”, związanym z kolei z mieszkającymi na emigracji w Polsce opozycjonistami Andrejem Sannikauem i Źmicierem Bandarenką, dowiedziała się przypadkiem o planowanych prowokacjach, które miały zakończyć się „prawdziwymi walkami”. „Przy czym nie tylko z milicją. Do Mińska mieli jechać bojownicy, by tam bić się z miejscowymi patriotami” – relacjonuje gazeta, podkreślając, że była to jedynie „przykrywka”. Według prezydenckiego dziennika w istocie planowano atak na „chyboczący się tron”, o którym „w marcu donosiły wszystkie +chartie+ (portal opozycyjny Charter97.org- PAP) i +biełsaty+”.

Tego rodzaju rewelacje niezależne media uznają za wyssane z palca. Niestety tego rodzaju opowieści oczerniające opozycję demokratyczną w absurdalny sposób są bardzo częste w łukaszenkowskich mediach i nigdy nie mają nic wspólnego z prawdą.

Gazeta „SB. Biełaruś Siegodnia” komentuje też w swoim duchu sytuację geopolityczną, żaląc się że pomimo umocnienia państwa za rządów Aleksandra Łukaszenki „Białoruś nadal znajduje się w polu przyciągania zachodnich i wschodnich stolic”, które zawsze próbowały nad nią zapanować. Jako przykład takich działań w obecnych czasach dziennik podaje Kartę Polaka i rosyjski portal informacyjno-publicystyczny. "Z jednej strony, po prostu narzucana młodym Białorusinom, podżegająca do emigracji Karta Polaka, a z drugiej aktywność Regnum, przekonującego Białorusinów, że nasz kraj jest niedopaństwem, a w istocie sugerującego korzyść z interwencji zagranicznej” - pisze prezydencka gazeta. Według iej dotychczas utrzymanie się na samodzielnym kursie umożliwiały Białorusi m.in. „zdecydowane, niekiedy zuchwałe działania władz”.

Oceniając działania struktur siłowych w czasie protestów w Mińsku 25 marca, gazeta pisze, że milicja miała do wyboru: „obserwować” lub działać z wyprzedzeniem, jednak samo „obserwowanie” byłoby ryzykowne dla mieszkańców stolicy. „W efekcie wybrano zdecydowane działanie. Praktycznie jednocześnie zatrzymano wszystkie znane osoby, które przygotowywały się do swojego wyjścia na ulice” – pisze „SB. Biełoruś Siegodnia”.

To jest oczywiste nadużycie, gdyż nie było żadnego uzasadnienia dla wyłapywania i pakowania do więźniarek emerytów, studentek i innych obywateli, którzy przyszli świętować Dzień Wolności - niezależne święto niepodległości Białorusi.

W Dniu Wolności 25 marca milicja uniemożliwiła przeprowadzenie pokojowych protestów i zatrzymała ponad 700 osób.

Niezależne media i eksperci są zdania, że tzw. sprawa bojówek jest całkowicie sfabrykowana.

PAP/IAR/inne/agkm

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak