Kapitan Ron Johnson z miejscowej policji powiedział podczas konferencji prasowej, że policja w nocy nie używała broni, świec dymnych i gazu łzawiącego. "Nie wystrzelono ani jednego pocisku. Policjanci postanowili, że z protestującymi będą rozmawiać woluntariusze, działacze społeczni i księża"- mówił kapitan.
Pretekst do zamieszek dała śmierć 18-letniego Michaela Browna. Policja twierdzi, że funkcjonariusz działał w obronie własnej. Rodzina utrzymuje, że chłopak zginął, bo policjanci gorzej traktują czarnoskórych mieszkańców miasta.
Sprawa jest na tyle poważna, że Barack Obama przerwał wczoraj wakacje i zaapelował o uspokojenie nastrojów.
IAR