Zdaniem doktora Macieja Szymanowskiego, wykładowcy Katolickiego Uniwersytetu w Budapeszcie i gościa Polskiego Radia24, problem protestów na Węgrzech można rozpatrywać na płaszczyźnie politycznej i społeczną, jest też wątek amerykański. Jak mówi doktor Szymański, wśród manifestujących znalazł się chargé d’affaires ambasady amerykańskiej. Kilka dni wcześniej powiedział on publicznie, że kilku wysokich rangą urzędników węgierskiej administracji rządowej jest podejrzanych o korupcję i nie mają wstępu na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Ambasador Polski na Węgrzech Roman Kowalski pozytywnie ocenia wycofanie się premiera Orbana z zapowiedzi wprowadzenia podatku. "To kończy debatę, która powoli przestała być o Internecie, a zaczęła być debatą polityczną" - ocenia ambasador. "Teraz będzie można spokojnie zająć się sprawą". Roman Kowalski powiedział, że wpływy z podatku od Internetu zapisano już w projekcie budżetu.
Jednak zapowiedzi premiera Orbana nie przekonują wykładowcy Collegium Civitas i dyplomaty, Bogdana Góralczyka. Jego zdaniem, z praktyki Orbana można wnioskować, że podatek częściowo zostanie wycofany, ale później będzie wprowadzony w innej formie. Jak zaznacza Bogdan Góralczyk, to nie jedyny podatek, wprowadzany ostatnio przez rząd węgierski.
Podatek od Internetu jest częścią ustawy telekomunikacyjnej. Miał obciążać dostawców Internetu, jednak internauci obawiają się, że pośrednio dotknąłby także ich. Według zapisów ustawy, węgierski fiskus miałby pobierać 150 forintów, czyli około 2 złotych, od każdego ściągniętego gigabajta danych. Po pierwszej fali protestów rząd postanowił, że maksymalna kwota podatku od osoby wynosić będzie 700 forintów miesięcznie. Teraz Victor Orban wycofuje się z zapowiedzi rządu, a na styczeń przewiduje konsultacje społeczne w sprawie podatku.
IAR