O tym, że kwestie związane z jedzeniem odgrywają nad Atlantykiem szczególną rolę, wiedziałam nie od dziś. Jednak gdy w punkcie pobrań miła pani doktor zapytała mnie, regularną krwiodawczynię, jak tam moje "trawionko" (sic!) i orzekła, że 1,5 godziny po zjedzeniu lekkiego obiadu to zdecydowanie za wcześnie na tak skomplikowany zabieg, zaczęłam kojarzyć pewne fakty i zebrałam je w jedną całość. Wniosek jest jeden: Portugalczycy mają obsesję na punkcie tego, co dzieje się w ich żołądkach!
Liczba żywieniowych mitów w ojczyźnie Vasco da Gamy jest imponująca. Niektóre mają nawet pewien sens - któż z nas nie słyszał, że po obfitym posiłku powinien darować sobie kąpiele w morzu? Otóż w Portugalii ten niekwestionowany przez nikogo zakaz rozciąga się także na brodziki i wanny. Kiedyś uczestniczyłam w urodzinowym poczęstunku, na którym zaserwowano malutkie cytrynowe tarty. Gdy przysmak zaproponowano jedynemu w naszym gronie Portugalczykowi, z żalem stwierdził, że niestety nie może sobie pozwolić na tę przyjemność... bo za chwilę będzie brał prysznic. Jedzenie plus woda równa się bowiem murowane zatrzymanie trawienia i śmierć na miejscu.
Portugalskie przysmaki - Francesinha z Porto, foto: Dorota Dyrcz
Ważne także, by wiedzieć co jeść, kiedy i z czym. Każdy rodak Cristiano Ronaldo zna powiedzenie, że pomarańcza z rana jest złotem, po południu srebrem, a wieczorem - zabija. Moja teściowa ma nawet 100-procentowe potwierdzenie tej tezy - kiedyś jej szanowny małżonek zjadł po kolacji pomarańczę, a potem przez cała noc skręcał się z bólu. Na nic zdały się moje sugestie, że z pewnością ów owoc został poprzedzony obfitym posiłkiem z deserem, zjedzonym około 22:00, co raczej nie przyczyniło się do dobrego samopoczucia ofiary. Ale teściowa swoje wie! Co ciekawe, ludowa mądrość nie rozciąga się na inne cytrusy. Lekarze i dietetycy już dawno zresztą obalili tę teorię i znaleźli dla niej mniej lub bardziej prawdopodobne wytłumaczenie: podobno powiedzenie zostało wymyślone przez właścicieli sadów, którzy chcieli w ten sposób zniechęcić nocnych złodziejaszków do wypraw po nie swoje owoce.
Portugalskie przysmaki - sekrety czarnej świni, foto: Dorota Dyrcz
Okazuje się, że pomarańcze to nie jedyne zagrożenie, czające się na Bogu ducha winnych łasuchów. Uważać należy też na arbuzy. Otóż Portugalczycy wierzą, że zjedzenie arbuza i popicie go winem może się skończyć tragicznie. Tu znów z pomocą przychodzi moja teściowa, która opowiedziała mi mrożącą krew w żyłach historię kuzyna znajomego brata koleżanki teścia, który to dokonał ryzykownej konsumpcji, a potem musiała go zabrać karetka. W ambulansie pechowiec podobno wymiotował kawałkami gumy. Bardziej naukowe podejście miała teściowa mojej koleżanki (mamy naszych partnerów są prawdziwą kopalnią przesądów i ludowych mądrości!). Na niedowierzanie nieświadomej Polki zrobiła eksperyment: przez godzinę moczyła kawałek arbuza w winie. Cóż się wydarzyło? Otóż, NIC. To jednak nie zniechęciło starszej pani, która nadal broni narodowej teorii. Widocznie wino było zwietrzałe, albo arbuz nieświeży.
Portugalskie przysmaki - bacalhau com natas, foto: Dorota Dyrcz
Takich kulinarnych przesądów istnieją na drugim krańcu Europy dziesiątki. Kiedyś usłyszałam, że Polacy jedzą, żeby żyć, a Portugalczycy - żyją, żeby jeść. Oddawanie się tej pasji musi być jednak torturą gdy towarzyszy nam świadomość, jakie niebezpieczeństwa niesie ze sobą każdy kęs!
Adriana Bąkowska , Lizbona