To Virginia Woolf, uciekająca z Richmond, by wpaść w wir ukochanego Bloomsbury. To T.S Eliot siedzący w biurze wydawnictwa Faber and Faber - dokładnie naprzeciwko biblioteki, w której spędziłem parę desperackich wieczorów, próbując dopiąć pracę magisterską. George Orwell i Dylan Thomas dyskutujący w tawernie na Fitzrovii. I niezliczone księgarnie i antykwariaty na Charing Cross Road: Ulicy Książek.
Państwo Foyle piszą do Hitlera
Podczas swoich wędrówek przez Londyn Virginia Woolf musiała przez nią przechodzić. Z pewnością nieraz wpadła też do Foyles, liczącej sobie 111 lat, największej księgarni Europy. Niekończące się rzędy tomów, pięć pięter i źródło kompleksów: „tak wiele jeszcze jest do przeczytania!”. Historia Foyles zaczyna się przy kuchennym stole. Siedzą przy nim dwaj bracia: William i Gilbert. Właśnie otrzymali informację, że nie zdali egzaminów i nie będą pracować w służbie cywilnej. Trwa burza mózgów. Muszą mieć na siebie nowy pomysł. Okaże się nim księgarnia, bez której dziś Londyn nie byłby Londynem.
fot: IAR/Adam Dąbrowski
Duch historii ciągle unosi się nad półkami zapełnionymi niezliczonymi tomami, mimo że od czasu swego powstania księgarnia kilkukrotnie zmieniała miejsce, zawsze jednak grawitując ku naszej Ulicy Książek. To tu tysiące ludzi stało w niekończących się kolejkach po jedną z literackich sensacji – „Kochanka Lady Chatterley”. To tu odbywały się słynne „obiady z książką”, gromadzące czasem i dwa tysiące ludzi. To stąd, w latach trzydziestych, właściciele Foyles wysłali list, którego adresatem był niejaki „Herr Hitler”. „Czy zamiast palić książki, Fuehrer nie rozważałby przysłania ich nam?” - pytali.
Dziś na pierwszy rzut oka księgarnia – nowoczesna, jasna i przestronna – wydaje się przypominać „sieciówki”. A jednak we Foyles nadal jest coś nieuchwytnego. Coś, co każe nam się zastanawiać, czy przypadkiem za rogiem nie siedzi zagubiony w czasie H.G Wells.
Podziemny, książkowy świat
Jest też zresztą szansa, że mógłby on zagubić się w zakurzonych zakamarkach jednego z tutejszych antykwariatów. Bo pod Ulicą Książek znajduje się podziemny, literacki świat. Właściwie wszystkie tutejsze antykwariaty zapraszają do piwnic (uwaga na głowę!) wypełnionych od podłogi po sufit książkami.
fot: IAR/Adam Dąbrowski
W podziemnych labiryntach mnóstwo jest „Pingwinów” – tanich, kieszonkowych książek wydawanych przez wydawnictwo „Penguin”. Postanowił je założyć w 1935 roku sir Allen Lane, gdy przed długą podrożą koleją nie znalazł nic ciekawego do czytania w dworcowym kiosku. Ale obok „Pingwinów” są też bogato zdobione wiktoriańskie tomiszcza – świadectwa dziewiętnastowiecznej obsesji Brytyjczyków na punkcie zbierania i systematyzowania danych, tak celnie sparodiowanej przez Dickensa („Fakty, fakty, fakty” – krzyczał pan Gradgrind w „Ciężkich Czasach” ). Podręczniki do botaniki, medycyny, opisy geografii Indii i Afryki. Wszystko by zaspokoić nienasyconą ciekawość świata mieszkańców centrum Brytyjskiego Imperium.
fot: IAR/Adam Dąbrowski
W tych miejscach cały czas trwa dyskusja – na przekór przestrzeni i czasowi. Marks, mieszkający kiedyś dziesięć minut stąd, na Soho, przeczuwa rewolucję. Karl Popper grozi mu palcem w „Społeczeństwie otwartym”. Freud - który z Londynu uczynił swój ostatni dom, gdy uciekać musiał przez nazistami – grzebie w naszej podświadomości („skąd takie nagłe zainteresowanie tą „Lady Chatterley, drodzy Brytyjczycy?!”- mógłby spytać, gdyby pożył nieco dłużej). Książki małe i duże. Poważne i niepoważne. Każda z ceną naszkicowaną ołówkiem na pierwszej stronie. Od pięćdziesięciu pensów za kieszonkowe wydanie Szekspira po setki funtów za dzieła zebrane Jane Austen.
Zatrzymany czas na Cecil Court
No i jest jeszcze Cecil Court, przylegający do Charing Cross Road. Miejsce, gdzie zatrzymał się czas. Jakiś czas temu oglądałem stare zdjęcia Londynu, jak zawsze zachwycając się tym, jak niewiele w gruncie rzeczy do dziś się w nim zmieniło. Dla kogoś, kto urodził się w kraju, którego krajobraz w dwudziestym wieku tak wiele razy został bezpowrotnie przeorany, ta stałość i niezmienność są zawsze wzruszające. A Cecil Court wygląda dokładnie tak, jak sto lat temu.
fot: IAR/Adam Dąbrowski
To ulica, na której niepodzielnie panują od zawsze antykwariaty (choć ostatnio kryzys odrobinę skruszył ich dominację i na wschodnim skraju ulicy usadowił się intruz: knajpa z meksykańskim jedzeniem). Jest jedyny na świecie antykwariat, którego specjalnością są wydania „Alicji w Krainie Czarów”. Jest antykwariat specjalizujący się w czarnej magii i okultyzmie. Za ladą urocza starsza pani wcale nie sprawiająca wrażenia kogoś, kto wieczorami maluje na podłodze pentagramy. Ale każdy, kto widział „Dziecko Rosemary”, wie, że pozory mylą... W oknie wystawowym tuż obok - stare mapy i ryciny. No i te fantastyczne karykatury pamiętające nierzadko czasy królowej Wiktorii. Pan Stephen Poole z dumą prezentuje kolekcję swoich pierwszych wydań, a chybotliwy szyld należący do pana Davida Drummonda zaprasza do antykwariatu teatralnego.
fot: IAR/Adam Dąbrowski
Ulica Książek kontra nowoczesność
Charing Cross Road to archipelag wysepek. Wysepek na morzu nowoczesności. Zakurzone, pachnące historią piwnice pełne książek opierają się dzielnie pędzącemu naprzód dwudziestemu pierwszemu wiekowi z jego tabletami, coraz krótszymi, internetowymi tekstami i „mądrymi” telefonami. Na co dzień może się wydawać, że to opór beznadziejny, a furii elektronicznego Ducha Czasu nie sposób się przeciwstawić. Ale podczas kolejnego spaceru londyńską Ulicą Książek zaczynam co do tej historycznej konieczności nabierać poważnych wątpliwości. W tutejszych księgarniach i antykwariatach panuje spokojna determinacja.
Z londynu, korespondent Polskiego Radia - Adam Dąbrowski.