WOJCIECH CEGIELSKI: Pierwszy raz był Pan tu w Afganistanie w 2002 roku. Potem był Pan tu wiele razy, teraz jest Pan dowódcą misji NATO. Jak zmienił się Afganistan przez ten czas?
JOHN CAMPBELL: Przede wszystkim chcę podziękować za to, co Polacy zrobili dla Afganistanu. To była świetna robota. Wielokrotnie miałem okazję pracować z Polakami w Ghazni. Jestem tu trzeci raz. Afganistan bardzo się zmienił przez te lata. Afgańskie siły są znacznie mocniejsze, mają więcej możliwości i wciąż rosną.
A druga rzecz to ogromna zmiana w demokratycznie wybranych władzach. Po raz pierwszy w Afganistanie władza została przekazana w sposób pokojowy, a prezydent Ghani i dr Abdullah świetnie współpracują ze wspólnotą międzynarodową i wzmacniają afgańskie siły. To zupełnie nowa jakość w porównianiu z prezydentem Karzajem. Oni świetnie przejęli rolę dowódców wojska i policji, co wzmacnia morale tych sił. Żołnierze i policjanci wiedzą, że jest ktoś, kto się nimi interesuje, działa na ich rzecz.
Prezydent Ghani odwiedził już szpital wojskowy i poligon, rozmawiał z dowódcami, czego byłem świadkiem. Myślę, że mamy więc doskonałą okazję, by iść naprzód z naszymi partnerami i budować w tych dziedzinach, które tego potrzebują – w lotnictwie, wywiadzie, logistyce.
Koniec końców, afgańskie siły są znacznie bardziej profesjonalne i mają znacznie lepsze dowództwo niż kilka lat temu. A to również zasługa wspaniałej koalicji międzynarodowej, która przez tyle lat pracowała z nimi ramię w ramię. Jestem dumny, że jestem częścią tego zadania.
WOJCIECH CEGIELSKI: Ale afgańskie siły to nie wszystko. Afganistan to także polityka, sytuacja społeczna. Afgańczycy bali się, co stanie się, gdy wyjadą wojska NATO, bali się o gospodarkę. Zakończyliście misję, ale to jeszcze nie wszystko. Czy uważa Pan, że teraz Afgańczycy muszą pokazać, co potrafią?
JOHN CAMPBELL: Tak, pracowaliśmy nad tym wiele lat, a Afgańczycy wciąż płacą za to cenę. Od ponad 40 lat mają tu wojnę. Teraz potrzebują przede wszystkim silnego i sprawnego rządu, który będzie pomagał wszystkim, od najbardziej lokalnych komórek aż do Kabulu. Ten rząd ma okazję, by to naprawdę zrobić. Afganistan ma przed sobą ogromne zadania gospodarcze, ale prezydent Ghani to były członek Banku Światowego i były minister finansów, więc doskonale to rozumie. On stara się o pomoc sąsiadów z regionu, bo wie, że Afganistan sam sobie nie poradzi i nadal będzie potrzebował pieniędzy od wspólnoty międzynarodowej. Był już w Arabii Saudyjskiej, Chinach, Pakistanie. Rozumie, że to kwestia całego regionu, który powinien wspierać Afganistan.
Prezydent Ghani mówi o koszmarze ostatnich 40 lat z którego trzeba wyjść. To właśnie teraz należy zbudować gospodarkę kraju, więc nie możemy teraz tak po prostu sobie stąd pójść, kiedy oni nas potrzebują. Dlatego podkreślam, że mamy teraz doskonałą okazję, by wspierać Afganistan. To, co się dzieje, nie jest końcem, ale przejściem z misji ISAF i Enduring Freedom do Resolute Support. Zmieni się charakter misji, nie będzie ona już bojowa, ale nadal będziemy szkolić żołnierzy czy policjantów i ich dowódców na kursach, ale także ludzi w ministerstwach obrony i spraw wewnętrznych.
To właśnie jest ta różnica. Kiedyś Polacy wspólnie z Afgańczykami patrolowali autostradę numer 1 w Ghazni. Teraz już nie będą tego robić, bo Afgańczycy już sami odpowiadają za bezpieczeństwo. My dostosowujemy się do sytuacji i będziemy szkolić żołnierzy, policjantów i urzędników. Będziemy koncentrować się na najważniejszych sprawach: planowaniu, budżecie, edukacji, przejrzystości i odpowiedzialności przed prawem. W przeszłości była to wojna szeregowych i kapitanów, teraz będzie to działanie z generałami, pułkownikami i szefami cywilnymi, którzy mają takie zdolności, by pracować w ministerstwach.
WOJCIECH CEGIELSKI: Czyli można powiedzieć, że o ile do tej pory żołnierze NATO byli widoczni na ulicach czy w walce, to teraz w nowej misji będą bardzo niewidoczni? Takie wsparcie w tylnich rzędach?
JOHN CAMPBELL: Dokładnie tak. Nie będzie codziennych patroli, ale szkolenia i to na zupełnie innych poziomie. Od ubiegłego roku żołnierzy NATO jest coraz mniej, a teraz jesteśmy już prawie gotowi na misję „Resolute Support”. Nie będzie już regionalnych, dwugwiazdkowych dowódców, ale jednogwiazdkowi w centrach szkolenia, np. w Heracie, Kandaharze, Mazar-i-Szarif. Czekam na ten moment. Myślę, że Afgańczycy doskonale radzą sobie w walce z przeciwnikiem w 2014 roku i wciąż się uczą, trenują. Są gotowi na 2015 rok.
WOJCIECH CEGIELSKI: Wszyscy żołnierze, którzy wezmą udział w misji „Resolute Support” będą, tak jak Pan wspomniał, wyłącznie szkolić. Z wyjątkiem Amerykanów, po tym jak prezydent Obama dał im dodatkowe uprawnienia czyli możliwość ataków lotniczych. Co było tego powodem? Czy chodzi o to, że armia afgańska wciąż potrzebuje wsparcia lotniczego?
JOHN CAMPBELL: Budujemy afgańskie siły powietrzne już od jakiegoś czasu, ale to długi proces, choćby gdy chodzi o szkolenie pilotów, mechaników czy szefów załóg. Wiedzieliśmy, że to długotrwały proces, który jeszcze chwilę potrwa.
WOJCIECH CEGIELSKI: Był Pan w Afganistanie wiele razy, współpracował Pan z Polakami, był ich dowódcą. Jak Pan ocenia wykonanie przez nich zadań?
JOHN CAMPBELL: Polska jest w Afganistanie od 2002 roku i wniosła wielki wkład w misję. Około 44 żołnierzy zapłaciło najwyższą cenę i nie możemy o tym zapominać. Nie możemy także zapomnieć o poświęceniu rodzin tych żołnierzy. Polacy mogą być dumni ze swoich żołnierzy i jestem pewien, że będą dumni z tych 150 osób, którzy przyjadą na nową misję. Jestem wdzięczny Polsce, że zgodziła się wysłać żołnierzy na nową misję. Myślę, że Polacy powinni wiedzieć, że ich żołnierze dają Afgańczykom szansę na lepszą przyszłość. Wszyscy mamy nadzieję, że uda nam się pomóc w ustabilizowaniu Afganistanu, w zaprowadzeniu pokoju. Afgańczycy chcą tego samego, co Amerykanie czy Polacy – chcą dachu nad głową, dzieci uczących się w szkołach i pracy, by utrzymać rodzinę. Polacy pomogli w ostatnich latach to uświadomić. Proszę porównać to, co było tutaj w 2001 roku i co jest teraz. Liczba dróg, komórek, stacji telewizyjnych czy radiowych ... Średnia długość życia wzrosła z 43 do 62 lat, spadły umieralność noworodków i analfabetyzm, jest większy dostęp do opieki zdrowotnej. Nie udałoby się to bez zapewnienia bezpieczeństwa, a Polska odegrała w tym ogromną rolę.
WOJCIECH CEGIELSKI: Czyli nie zmarnowaliśmy czasu?
JOHN CAMPBELL: Nie, absolutnie. Oczywiście, były ciężkie chwile, a w ostatnich latach moglibyśmy osiągnąć znacznie więcej, gdyby miejscowy rząd chciał z nami ściśle współpracować. Zupełnie szczerze – poprzedni rząd utrudniał pracę nie tylko wojskom NATO ale także swoim siłom. Afgańscy żołnierze tracili wiarę w swoje władze, gdy widzieli, jak więźniowie sa wypuszczani na wolność i wracają do walki, znów zabijają żołnierzy. Armia pytała się wtedy: „to po co my to robimy?”.
Teraz sytuacja jest zupełnie inna, dzięki nowym władzom, doktorowi Abdullahowi i prezydentowi Ghaniemu. Jestem naprawdę podekscytowany przyszłością, a nie pamiętam, bym kiedykolwiek w Afganistanie używał słowa „ekscytacja”. Ale teraz jestem. Wielokrotnie spotykałem się z prezydentem, z doktorem Abdullahem. Za każdym razem wychodzę z tych spotkań z poczuciem, że oni rozumieją, jak ważna jest dalsza współpraca. Oni są też bardzo nam wdzięczni, czego wcześniej nie słyszeliśmy. Myślę, że zarówno Polacy jak i Amerykanie jeszcze nie do końca widzą, jak wiele dobrego jest w Afganistanie. Wszyscy powinniśmy być wdzięczni żołnierzom, bo to częściowo ich zasługa.