Znaki rozpoznawcze? Podniszczona waliza, wieeeelki kapelusz i słoik z marmoladą.
Do tego niezwykła uprzejmość oraz tendencja do traktowania wszystkiego bardzo dosłownie. No i do wpadania w coraz to nowe tarapaty. Ta zima to na Wyspach sezon na misia Paddingtona. Na ekrany kin weszła pierwsza pełnometrażowa ekranizacja serii, nieco wcześniej na półkach sklepowych ukazał się zbiór listów “pisanych” przez misia do jego ojczystego Peru, a Muzeum Londynu poświęciło specjalną wystawę zwierzakowi i jego twórcy, Michaelowi Bondowi.
- Wystawa przedstawia podróż Paddingtona ze stronic książki, przez ekran telewizyjny aż po kinowy. Mamy piękne, osobiste wydanie należące do córki autora, ze specjalną dedykacją.
Oprócz tego znajdziemy tu maszynę do pisania, którą Michael Bond nabył zostawiając pracę operatora w BBC, by móc w pełni poświęcić się pisaniu. Do tego rekwizyty z filmu: ikoniczne ubrania misia: jego kapelusz, płaszcz i walizka - mówi nam kuratorka Hilary Young.
Historia jednego z ulubionych bohaterów dzieciaków na Wyspach (i nie tylko) rozpoczyna się... na półce sklepowej, tuż przed świętami Bożego Narodzenia w połowie lat pięćdziesiątych. Operator BBC Michael Bond wypatrzył na niej siedzącego misia-zabawkę. I pomyślał, że misiowi markotnie byłoby spędzić na niej Gwiazdkę. Efekt? Po chwili pluszaka pakował już sklepikarz.
Gdy pytam córkę pisarza, Karen Jankel, do jakiego stopnia pluszak był częścią życia w domu rodzinnym Brownów, uśmiecha się szeroko i odpowiada: “całkowicie”.
- Urodziłam się w tym samym roku, gdy ukazała się pierwsza książka. Gdy byłam już na tyle duża, by go zauważać, stanowił część naszej rodziny. Miś kupiony przez tatę w 1956 roku mieszkał z nami w domu. Był członkiem rodziny. Sadzaliśmy go przy stole podczas posiłków, rozmawialiśmy z nim. Mój tata zwracał się do niego bezpośrednio. Paddington był z nami zawsze - tłumaczy Jankel. Reszta to już historia.
Niedźwiedź? Na stacji? - spytała pani Brown, spoglądając na męża ze zdumieniem. - Co ty opowiadasz, Henryku! To niemożliwe!
Michael Bond pisze pierwszą książeczkę w dziesięć dni. Mija trochę czasu, nim udaje mu się ją wydać. Ma to miejsce w 1958 roku. Po siedmiu latach Bond może już rzucić pracę w BBC i zupełnie poświęcić się pisaniu o misiu. W sumie powstało 26 “Paddingtonowych” książek.
O przygodach zwierzaka czytać dziś można w trzydziestu językach. Jako pierwsi, już po dwóch latach, na misiu poznają się: Szwedzi, Duńczycy i Holendrzy. Polski przekład ukazał się w czterdziestą rocznicę wydania oryginału.
Na początku lat siedemdziesiątych dzieciakom zaczęły towarzyszyć pluszowe misiowe (łudząco podobne do prawdziwego, którego udało nam się sfotografować na potrzeby tego wpisu!).
Co ciekawe, pierwszym maluchem, który mógł się bawić pluszowym Paddingtonem był... Jeremy Clarkson – dziennikarz motoryzacyjny, słynący z kontrowersyjnych, grubo ciosanych dowcipów, które regularnie wpędzają go w tarapaty przypominające skalą kłopoty, w jakie pakuje się Miś.
Należąca do rodziców Clarksona firma stworzyła prototyp zabawki, który stał się prezentem dla małego Jeremy'ego.
Paddinton miał też zaszczyt być pierwszym pasażerem, który przebył tunel kolejowy pod kanałem La Manche. W ramach jego testowania, brytyjscy inżynierowie przesłali maskotkę na drugą stronę. U wyjścia tunelu miś usłyszał “bon jour” od robotników francuskich.
Dość trudno jest pić z filiżanki. Jak piję, to zawsze wkładam głowę do naczynia, bo inaczej kapelusz wpada do środka i psuje cały smak – wyjaśnił Paddington.
Nie bez znaczenia jest tu fakt, że nasz miś jest... emigrantem! - Mieszkałem w Peru u cioci Lucy, ale ciocia musiała pójść do domu dla emerytowanych niedźwiedzi. Ciocia Lucy zawsze mówiła, że chce, bym wyemigrował z Peru, jak tylko podrosnę. Dlatego właśnie nauczyła mnie mówić po angielsku - tłumaczy Paddington zaraz na początku. To nie przypadek, że autor umieszcza mieszkanie państwa Brown w okolicach Notting Hill na zachodzie miasta, gdzie osiedlali się imigranci. I często spotykali z nieprzychylnym przyjęciem.
Adres misia - Windsor Gardens 32 – jest fikcyjny. Ale według książki państwo Brown i ich pluszowy lokator mieszkali mniej więcej w takim domku.
- Michael Bond zdawał sobie sprawę, że przybysze z Karaibów, którzy napływali w owym czasie do Londynu czuli się outsiderami w wielkim, obcym mieście. Próbował oddać to uczucie. Ale te książki to przede wszystkim opowieść o tolerancji Londynu. Miejscu, gdzie nawet jeśli ktoś jest nieco inny, jest w stanie dopasować się do reszty i dać sobie radę” - mówi Hilary Young.
Ru... chomych schodów nie ma nie ma w mrocznych zakątkach Peru – powtórzył w Paddington - Nigdy w życiu nie jeździłem jeszcze takimi schodami, więc mam pewne trudności.
A Michael Bond? Pisarz ma dziś 88 lat i ani myśli zwolnić. Do pisania używa innych narzędzi, ale etyka pracy pozostaje ciągle taka sama. - Wstaje bardzo wcześnie. Zawsze zmusza się do tego być coś napisać. Powtarza, że tak naprawdę nieważne, co – liczy się to by posunąć się do przodu choć trochę. Gdy używał maszyny do pisania, wkładał pustą stronę i po prostu zaczynał stukać w klawisze. Teraz ma komputer, ale wciąż jest bardzo zdyscyplinowany. Życie pisarza jest w gruncie rzeczy samotne. Gdy piszesz , jesteś tylko ty – opowiada nam Jankel.
Paddington jest wyraźnie zadowolony z liczby książek, których jest bohaterem
(Fragmenty książki za: “Miś zwany Paddington” w tłumaczeniu Kazimierza Piotrowskiego, Wyd. Znak, 1998 r.)
Adam Dąbrowski