Wbicie pierwszej łopaty, rok 2006, Foto: Günter Wicker / Flughafen Berlin Brandenburg GmbH
Port lotniczy Berlin-Brandenburg powstaje na południowo-wschodnich rubieżach Berlina. Pierwszą łopatę na budowie wbito we wrześniu 2006 roku. Zakładano wówczas, że lotnisko zacznie działać pod koniec 2011 roku i będzie kosztować 1,7 mld euro. Historia potoczyła się jednak inaczej. W 2010 roku poinformowano, że budowa przeciągnie się o kilka miesięcy. Nowy termin otwarcia wyznaczono na czerwiec 2012 roku. Na kilka tygodni przed tą datą nic nie wskazywało na wiszący w powietrzu blamaż. Rozesłano nawet tysiące zaproszeń na uroczyste otwarcie, a dziennikarze mogli oglądać ostatnie prace wykończeniowe w nowych, prawie gotowych terminalach. Na niespełna miesiąc przed uroczystością wybuchła jednak sensacja. Okazało się, że lotniska nie będzie można uruchomić, bo nie działa instalacja przeciwpożarowa. Termin otwarcia znowu przesunięto o kilka miesięcy. Problem był jednak o wiele poważniejszy niż sądzono. Niezwykle skomplikowanej instalacji przeciwpożarowej nie dało się ot tak naprawić. Konieczna była zmiana projektu, a nawet wyburzenie i wybudowanie od nowa niektórych elementów terminali. Ale nie tylko zabezpieczenia przeciwpożarowe budziły wątpliwości. Kontrola przeprowadzona przez dozór techniczny wykazała w sumie ponad 65 tysięcy różnych usterek. Budowa terminali okazała się gigantyczną fuszerką. Usuwanie niedoróbek może potrwać lata. Nikt nie chce obecnie podać nowej daty otwarcia lotniska. Mówi się, że realny jest dopiero rok 2017. Oznacza to, że lotnisko zacznie działać sześć lat później niż planowano.
Z zewnątrz lotnisko wygląda na gotowe, ale diabeł tkwi w szczegółach, Foto: Günter Wicker / Flughafen Berlin Brandenburg GmbH
Całe zamieszanie przekłada się oczywiście na koszty inwestycji, które całkowicie wymknęły się spod kontroli. Z planowanej na początku kwoty 1,7 mld euro zrobiło się ponad 5 miliardów, czyli ponad trzykrotnie więcej. Eksperci ostrzegają jednak, że całkowite koszty mogą wzrosnąć nawet do 8 miliardów, zwłaszcza jeśli dojdzie do kolejnych opóźnień. Utrzymanie niedziałającego lotniska już teraz kosztuje 20 milionów euro miesięcznie. Budowa musi być bowiem oświetlana, ogrzewana, strzeżona, a zainstalowane już w terminalach urządzania nie mogą zostać po prostu wyłączone. Taśmy do transportu bagaży czy ruchome schody nie mogą latami stać bezczynnie, trzeba je regularnie włączać. Działają zatem nie wożąc podróżnych ani nie transportując walizek. Co więcej, kiedy terminal zostanie w końcu wykończony, wiele z zainstalowanych sprzętów nie będzie już miało ważnych badań technicznych. Niektóre trzeba będzie wymienić.
Jeden z terminali czeka na pasażerów, od lat... Foto: Günter Wicker / Flughafen Berlin Brandenburg GmbH
Niemcy zachodzą w głowę, dlaczego budowa lotniska skończyła się kompromitacją. Wiadomo już o błędach w projektach i zarządzaniu. W radzie nadzorczej spółki budującej port było zbyt wielu polityków, a za mało fachowców. Lokalne władze powołały komisję śledczą badającą przyczyny budowlanej porażki. Sprawę bada też prokuratura. Z powodu lotniska do dymisji podał się wieloletni burmistrz Berlina Klaus Wowereit. Budowa nowego berlińskiego portu stała się tymczasem obiektem drwin i żartów w całych Niemczech. Dziennikarze regularnie wynajdują nowe absurdy z placu budowy. Jak choćby ten, że w 2017 roku, kiedy lotnisko prawdopodobnie zacznie w końcu działać, może okazać się za małe, aby obsłużyć wszystkich pasażerów. Port trzeba będzie zapewne rozbudować. Bareja wiecznie żywy, także za Odrą!
Z Berlina - Wojciech Szymański