Jest to bardzo zabawne i sympatyczne, ale tak naprawdę, nie o takie zdjęcia mi chodzi, najlepsze wychodzą, nie pozowane czy udawane, tylko prawdziwe, przedstawiające autentyzm chwili i sytuacji, a o to jest niełatwo. Niektóre dzieci, zmęczone podróżą, spały na ziemi, torbach, czy rękach swoich rodziców. Inne znajdowały szybko znajomych do zabawy, grały w piłkę, lub razem rzucały kamieniami do kałuży.
Usiadłem w cieniu drzewa, przy obozie, żeby schować się przed palącym słońcem i chwilę odpocząć. Po chwili, jeden z macedońskich policjantów, który chyba był już zbyt długo na służbie lub się do niej po prostu nie nadawał, zaczął krzyczeć do jednej grupy uchodźców, że nie są ludźmi, że są zwierzętami i tylko sprawiają problemy. Krzyczał na nich, machał rękoma. Chciał, żeby ustawili się w dwóch równych rzędach, ale zamiast zrobić tak jak jego koledzy, czyli znaleźć w grupie kogoś, kto mówi po angielsku i powiedzieć mu, żeby przekazał reszcie co mają robić, on po prostu się wydzierał i był coraz bardziej agresywny.
Patrząc na to, dobrze wiedziałem, że jedyne co mogę robić, to czekać, czekać z aparatem przygotowanym do robienia zdjęć, na wypadek, gdyby chciał kogoś zaatakować. Na szczęście, policjant się uspokoił i skończyło się tylko na krzykach i gestach.Zawsze w takich sytuacjach, pojawia się dylemat, czy opuścić aparat i zareagować bezpośrednio, czy czekać na rozwój sytuacji i ją sfotografować? Ja uważam, że w większości przypadków należy fotografować.
Byłem tam po, żeby relacjonować. Jestem w swoim naiwnym przeświadczeniu przekonany, że moje zdjęcia mogą coś zmienić, że mogą w jakiś sposób pomóc. I jestem w pełni świadom, kiedy mogę pomóc robiąc zdjęcia, a kiedy reagując bezpośrednio. Trzeba umieć trzeźwo ocenić sytuację i się do niej dopasować. Ja w tym momencie wiedziałem, że czekanie jest lepszym rozwiązaniem.
Robiąc zdjęcia staram się widzieć obrazy, próbuję się choć trochę odciąć aparatem od fotografowanego tematu, nie myśleć za bardzo co ci ludzie przeszli i co ich jeszcze czeka. Inaczej nie potrafiłbym pracować. Widzę chłopca, przebiegającego przez granicę z flagą Szwecji, piękny obrazek, naciskam migawkę, mam to. Widzę parę starszych osób, on o lasce, ona w chuście, idą pod rękę jakby na spacer, jakby byli gdzie indziej, a te wszystkie okropności związane z wojną nie miały miejsca, piękny, trochę odrealniony obrazek, naciskam migawkę, mam to. Widzę dziewczynkę w pociągu, jest w wieku mojej bratanicy, zauważa mnie, patrzy, śmieje się, wysyła mi całusy. A ja robię zdjęcia i uśmiecham się do niej, prawie przez łzy, bo zdaję sobie sprawę, że na jednej z granic, może na nią czekać gaz łzawiący, policyjne pałki i drut kolczasty. Naciskam migawkę, mam to.
To co robię, wszystkie sytuacje i fotografowane twarze, zostają ze mną na długo. Wracam do nich co jakiś czas, przeglądam zdjęcia, szukając konkretnej klatki, lub układam z nich reportaż. Ciągle widzę te osoby ich emocje zapisane w tamtej sekundzie i przypominam sobie, co wtedy czułem. Pozwala mi to nabrać sporego dystansu do otaczającego mnie świata i doceniać tak proste na pozór rzeczy, jak to, że mam dach nad głową i spokojne miejsce do życia.