X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zacznie obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Informacyjna Agencja Radiowa

Krym: raj, który nie nadszedł

Ostatnia aktualizacja: 28.12.2015 09:43
Lot z Moskwy do Symferopola trwa mniej niż trzy godziny. Nie ma kontroli paszportowej, bo i po co, skoro to rejs wewnątrzkrajowy. Prawie dwa lata temu Rosja anektowała Krym i nie licząc się ani z Ukrainą, ani ze światową opinią publiczną uznała to miejsce za swoje. Samolot, którym przyleciałem do Symferopola jest wypełniony do ostatniego miejsca. Wśród moich współpasażerów dostrzegłem kilku biznesmenów, jakiegoś urzędnika i dwie rodziny obładowane siatkami z zakupami. Reszta to żądni wrażeń turyści. Starsze małżeństwo zamierza odwiedzić Sewastopol. "To miasto naszej młodości" - tłumaczą.
Krym: raj, który nie nadszedł
Foto: IAR/Maciej Jastrzębski

Dwie młode dziewczyny jadą do Jałty. Tyle się nasłuchały od dziadków o tym miejscu, że przy pierwszej okazji postanowiły zobaczyć pałac, w którym Stalin, Roosevelt i Churchill podzielili Europę. Opowiadam im, że pałac w Liwadii to dawna siedziba rodu Potockich. Polski magnat Leon Potocki w 1834 roku kupił ziemię nad samym brzegiem Morza Czarnego i wybudował niewielką rezydencję, katolicką kaplicę i założył park. Trzydzieści lat później, już po śmierci właściciela, posiadłość odkupił car Aleksander II. Przebudował dom Potockich, powiększył park i dobudował prawosławną kaplicę oraz oranżerię. Kolejny car Mikołaj II rozebrał stare zabudowania i wystawił neorenesansowy pałac. Aż do rewolucji posiadłość w Liwadii była ulubionym miejscem wypoczynku rosyjskich władców. Dziewczyny słuchały z szeroko otwartymi oczami, z niedowierzaniem kręcąc głową.

"Na półwyspie jest więcej takich śladów polskości" zakończyłem opowieść, dając im do zrozumienia, że nie tylko Rosjanie pozostawili coś na Krymie, ale także inne narody, nie wspominając o jego rdzennych mieszkańcach, Tatarach. Przed halą przylotów tłoczą się taksówkarze. Za kurs do miasta liczą sobie od sześciuset do tysiąca rosyjskich rubli. Ceny prawie jak w Moskwie.

"Ano drożyzna, nawet paliwo poszło w górę" - narzeka kierowca, który wiezie mnie do hotelu. Pytam, czy następnego dnia nie pokazałby mi półwyspu, na co on ochoczo przystaje. "Akurat jutro jest sobota i miałem odwiedzić brata w Sewastopolu". "Pokażę ci najpiękniejsze miejsca Krymu" - zapewnia. Zaraz po przylocie biorę się do pracy. Jeszcze tego wieczoru spotykam się z wiceprzewodniczącym medżlisu Tatarów krymskich Narimanem Dżelalem. Mężczyzna jest szczerze zatroskany o przyszłość swoich ziomków. Tłumaczy, że po aneksji Krymu separatystyczne władze rozpoczęły nagonkę na Tatarów. "Pewnie za to, że byliśmy i jesteśmy przeciwni włączeniu półwyspu do Rosji" - wyjaśnia." Straszą nas procesami, nękają przesłuchaniami i odgrażają się, że zaprowadzą porządek". W jego opinii po aneksji mieszkańcom Krymu żyje się coraz gorzej. Na półkach brakuje podstawowych towarów, nawet o lekarstwa trudno. Nie działają bankomaty, a w sklepach, restauracjach i hotelach można płacić tylko gotówką. "Tysiące ludzi zostało bez pracy" - narzeka.Krym to taka bomba z opóźnionym zapłonem. W każdej chwili mogą wybuchnąć zamieszki. Tłumaczy też, że ważne jest, żeby w Kijowie nie zapominano o Tatarach, bo rdzenna ludność półwyspu jest sercem ukraińskości na tym okupowanym przez Rosjan kawałku ziemi.

Nazajutrz punktualnie o dziewiątej przed hotel, w którym mieszkałem podjechała taksówka.

"Pojedziemy do Sewastopola przez Bakczysaraj i Bałakławę" - oświadczył kierowca.  O tej pierwszej miejscowości, w przewodnikach turystycznych można odnaleźć jedynie krótkie notatki. Początkowo w tym miejscu były trzy osady. Pierwsza z nich to twierdza Kyrk-Jer, bardziej znana jako skalne miasto Czufut-Kale. Nad twierdzą znajdowała się położona w wąwozie górskim druga osada, nazywana Sałaczik, a u podnóża warowni wybudowano osiedle Eski-Jurt. W wielkim skrócie: te trzy osady wspólnie tworzyły Bakczysaraj. Niezależnie od przetaczających się przez te tereny wojen miasto zachowało status stolicy Tatarów krymskich.

Do dziś można podziwiać dwie budowle z okresu świetności chanatu krymskiego: pałac chanów i Wielki Meczet Chan-Dżami. Na polecenie władcy Sahiba I Gireja wznieśli je jeńcy wzięci do niewoli w czasie tatarskich wypraw na Ruś i Ukrainę. Prace nadzorowali najlepsi architekci z Persji i Włoch. Siedziba tatarskich władców zachwyca przepychem. Ściany są wykładane mozaiką, na podłogach marmury i dywany. Na różne okazje chan miał osobne komnaty. W jednych przyjmował zagranicznych posłów, w innych dowódców czambułów powracających z wypraw, w jeszcze innych podpisywał dekrety, prowadził narady wojenne i biesiadował. W bakczysarajskim pałacu nie zabrakło także haremu, prywatnej części domu wschodnich możnowładców, do której nie miał wstępu nikt obcy. Jednak pałac chanów w Bakczysaraju światową sławę zyskał dzięki fontannom. Zdobiły one nie tylko ogrody i dziedzińce, ale również korytarze i większe komnaty. Fontanna w tatarskiej tradycji symbolizuje ziemskie życie człowieka. Równy, niski strumień to dzieciństwo, silny i wysoki to młodość, a słaby oznacza starość. Szczególną czcią otaczano tak zwane fontanny łez, czyli swego rodzaju pomniki wystawiane ukochanym zmarłym. Zatrzymajmy się na dłużej przy jednej z chanowych fontann. Została zbudowana w latach 1734 – 1764 i symbolizuje rozpacz chana Krym Gireja, ostatniego władcy Tatarów krymskich, po śmierci jego ukochanej branki Diljary Bikecz. I tu sięgnijmy do Sonetów krymskich Adama Mickiewicza. Odnajdziemy wśród nich ten, który dotyczy właśnie bakczysarajskiego pałacu i znajdującej się w nim fontanny łez:

Grób Potockiej

Polko, i ja dni skończę w samotnej żałobie;

Tu niech mi garstkę ziemi dłoń przyjazna rzuci.

Podróżni często przy twym rozmawiają grobie,

I mnie wtenczas dźwięk mowy rodzinnej ocuci:

I wieszcz, samotną piosnkę dumając o tobie,

Ujrzy bliską mogiłę, i dla mnie zanuci.

Oddając hołd zmarłej rodaczce, Mickiewicz na podstawie tatarskich legend utożsamiał ją z najukochańszą żoną chana Krym Gireja. Zresztą nie on pierwszy. Wcześniej Diljarę Bikecz uznał za polską szlachciankę Marię Potocką Aleksander Puszkin. W jego poemacie z 1820 roku Fontanna Bakczysaraju zawarta jest tragiczna historia Polki uprowadzonej przez Tatarów. Jej skromność i uroda oraz tęsknota za ojczyzną i umiłowanie Matki Bożej tak ujęły Krym Gireja, że zakochał się w dziewczynie bez pamięci. Szanując jej przekonania, nie zniewolił jej, ale faworyzował przy każdej okazji, budując na cześć naszej rodaczki nowe komnaty i zakładając ogrody. Niestety, czysta miłość ma swoich wrogów. Zazdrosna o względy chana Gruzinka Zarema tak długo dręczyła Marię, strasząc ją pohańbieniem, aż dziewczyna zmarła ze zgryzoty. Jednak prześladowczyni nie uszło to na sucho — na rozkaz Gireja zrzucono Zaremę ze skały do morza.  Nikt nie wie, ile jest prawdy w tej legendzie. Mickiewicz i Puszkin też mieli wątpliwości, czy rzeczywiście ukochaną ostatniego władcy Tatarów krymskich była polska szlachcianka Maria Potocka, ale ta historia tak się im spodobała, że uwiecznili ją w swojej twórczości. Puszkin nawet na pamiątkę swojej wizyty w Bakczysaraju pozostawił na półeczce wieńczącej fontannę dwie pąsowe róże. Dziś turyści przyjeżdżający do Bakczysaraju biegną, aby zobaczyć tę tajemniczą fontannę łez, a pracownicy bakczysarajskiego muzeum dbają, aby na półce nad fontanną zawsze leżały dwie świeże róże.

Następny przystanek taksówkarz zaplanował w Bałakławie. Droga wiodła początkowo przez równiny, wznosząc się coraz wyżej i wyżej, aż dojechaliśmy do miejsca, w którym wędrowiec czuje się onieśmielony pięknem przyrody. Zielone łąki upstrzone winnicami, dalej kępy krzewów i gęsty liściasty las pnący się po stromym zboczu gór, a ponad koronami drzew biały grzbiet skał, równy niczym mur stworzony ludzką ręką. W powietrzu czuć zapach morza. Wokół drzewa i kwiaty. Kolorowe kamieniczki z czerwonymi dachami, fontanny i zatoka, w której woda ma kolor szmaragdu. Według różnych źródeł pierwsza osada powstała w tym miejscu ponad trzy tysiące lat temu. Niektórzy twierdzą, że o Bałakławie wspominał już Homer w Odysei. Tu też można trafić na kolejną inspirację Adama Mickiewicza - pozostałości twierdzy Czembalo, którym

wieszcz poświęcił sonet Ruiny zamku w Bałakławie:

Te zamki, połamane w zwaliska bez ładu,

Zdobiły cię i strzegły, o niewdzięczny Krymie!

Dzisiaj sterczą na górach jak czaszki olbrzymie,

W nich gad mieszka lub człowiek podlejszy od gadu.

Szczególną sławę Bałakława zyskała w XX wieku. Radzieckie dowództwo rozlokowało w mieście bazę okrętów Floty Czarnomorskiej wyposażonych w broń nuklearną. Miejsce było idealne. Wąskie gardło wśród skał prowadziło z morza do niewielkiej zatoki. Radzieccy inżynierowie wydrążyli w zboczu góry sztolnie, umieszczając w nich doki remontowe. Tym sposobem okręt podwodny płynący wzdłuż skalistego brzegu Bałakławy nagle znikał z pola widzenia. Inżynierowie pomyśleli też o tym, żeby przewiercić górę na wylot. Tak więc gdy trzeba było, jednostka mogła wypłynąć niezauważona podwodnym tunelem. W tym czasie miasto miało status zamkniętego. Bez specjalnego zezwolenia nikt nie mógł do niego wjechać. Współcześnie sztolnie zamieniono na muzeum, utrzymując w doskonałym stanie zarówno tor wodny, jak i doki remontowe wraz z całym systemem obronnym. Dla tych, którzy lubią statystykę, dodam, że kanał liczy półtora kilometra długości. Ma od dwunastu do dwudziestu dwóch metrów szerokości i od ośmiu do dziewięciu metrów głębokości.

"Teraz pokażę ci najpiękniejsze miasto Krymu" rozpromienił się Giennadij, gdy wreszcie skończyłem fotografować bałakławską zatokę."Jedziemy do Sewastopola" - rzucił, wsiadając do auta. "A właściwie to już jesteśmy, bo Bałakława od dawna nie jest samodzielnym miastem, tylko częścią Sewastopola, który myśmy wybudowali, bronili i pielęgnowali. Giena dalej opowiadał o odważnych admirałach, o krwawych bitwach z Turkami, o bohaterskiej obronie przed hitlerowcami i o współczesnych marynarzach pielęgnujących wielowiekowe tradycje.

"Najpierw była tu grecka kolonia Chersonez Taurydzki, w której książę Rusi Włodzimierz I Wielki w dziewięćset osiemdziesiątym ósmym roku przyjął symboliczny chrzest" - opowiadał." "Gdy na Krymie władzę przejęli Tatarzy, zburzyli Chersonez, utrzymując niewielką osadę nazywaną Achtiar" - ciągnął taksówkarz. "Dopiero nasz kontradmirał Thomas Mackenzie założył tutaj w tysiąc siedemset osiemdziesiątym trzecim port wojenny" - kontynuował. — "Miejsce tak spodobało się carycy Katarzynie II, że kazała swojemu zausznikowi, księciu Gieorgijowi Potiomkinowi, wybudować nadmorską twierdzę, którą nazwała Sewastopolem, czyli z grecka sewastos polis, „szacowne miasto” - mówił z dumą Giena. Takich opowieści można na Krymie usłyszeć tysiące. Każde miejsce, ba nawet każdy kamień ma swoją legendę. Cóż z tego skoro nad półwyspem zawisły czarne chmury rosyjskiej dominacji. Aneksja zburzyła spokój mieszkańców. Odcięła Krym od reszty świata i postawiły na marginesie turystycznych szlaków. Rosyjska polityka agresji zamiast uczynić z tego miejsca raj, stworzyła na naszych oczach kolejną enklawę z „zamrożonym konfliktem”. Taką samą jak oderwane od Gruzji; Abchazja i Osetia Południowa, czy odizolowane od Mołdawii Naddniestrze. Jak długo potrwa taka sytuacja ? Na to pytanie dziś nie podejmuje się odpowiedzieć żaden z politologów.

Maciej Jastrzębski, Moskwa