Pierwsza tura wyborów odbywa się w atmosferze niepewności. W gronie startującej siódemki jest kilkoro faworytów, ale do końca wyniki będą trzymały w napięciu. Drugie pytanie dotyczy frekwencji. W południe oceniono, że do urn poszło zaledwie czterysta tysięcy sympatyków lewicy - to jest niemal połowa mniej niż o tej samej porze dnia przed sześcioma laty.
Najbardziej znaną postacią wśród kandydujących jest były premier Manuel Valls, który podkreślił, że pierwszorzędne znaczenie ma to, aby było wielu głosujących. Jego zdaniem dopiero potem przyjdzie pora na komentarze. Przyznał, że nie jest zmęczony kampanią, bo dla niego wybory są okazją do bezpośredniego kontaktu z Francuzami. Według Manuela Vallsa, na tym właśnie polega demokracja.
Zdaniem części komentatorów niska frekwencja to także wynik mrozu, który sprawił, że wiele osób wolało zostać w domu, niż udać się do lokali wyborczych. W Paryżu minus cztery stopnie to już jest syberyjski klimat.
IAR/Marek Brzeziński/Paryż
Zachęcamy do śledzenia nas na Twitterze. Więcej i najwięcej wiadomości IAR po wykupieniu dostępu do serwisu.