Ulica 500 śladów

Ostatnia aktualizacja: 19.11.2014 15:33
Frycz, Jarema, Pronaszko, Mikulski i reszta – ich rysunki są w istocie portretami nut. Są zrobionymi z kresek i plam pokornymi odpowiedziami na brzmienia Pendereckiego, Verdiego, Mozarta lub Szymanowskiego.
Andrzej Kretz Majewski, projekt kurtyny do opery Pajace R. Leoncavalla, Miejski Teatr Muzyczny - Opera i Operetka w Krakowie, 1960. Zbiory Muzeum Teatralnego w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie
Andrzej Kreütz Majewski, projekt kurtyny do opery "Pajace" R. Leoncavalla, Miejski Teatr Muzyczny - Opera i Operetka w Krakowie, 1960. Zbiory Muzeum Teatralnego w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w WarszawieFoto: mat. prasowe Muzeum Narodowego w Krakowie

Zanim narysował starą Hiszpanię „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Wojciecha Jerzego Hasa - nigdy nie był w Hiszpanii. Wiele, wiele lat później, kiedy film powoli stawał się legendą, krytycy z Madrytu, goszczeni przez Jerzego Skarżyńskiego kawą i nie tylko, zapytali, gdzie i jakim cudem znalazł na półwyspie Iberyjskim tak prześwietne plenery, takie wnętrza, takie przedmioty, całą tę omszałą Hiszpanię sprzed dwóch, trzech stuleci. „Myśleliśmy, że takiej już nie ma! – wzdychali. – Więc gdzie?”. Skarżyński wpierw wskazał bibliotekę, później musnął grzbiet szalonej powieści Jana Potockiego, wreszcie oparł palec na własnej głowie. „Tu znalazłem”, rzekł. Krytycy, najwyraźniej kurczowo przywiązani do banalnej definicji prawdy w filmie, w sztuce w ogóle, na fuzję paznokcia i skroni patrzyli niby na malowane wrota. „Bo jak coś jest naprawdę potrzebne – dodał Skarżyński – to zawsze wiem, dokąd iść, gdzie szukać”. Opuścił palec, sięgnął po filiżankę i nie tylko. Czy wśród żonglerów kresek i plam, wśród magików tego, co widzialne, których bez mała 500 projektów dekoracji i kostiumów zaludnia skomponowaną w Muzeum Narodowym w Krakowie wystawę „Przestrzeń opery. Polscy scenografowie XX i XXI wieku”, znalazłby się choć jeden, który by inaczej odpowiedział, zagadnięty o prawdę jego plam i kresek?
Karol Frycz, Andrzej Pronaszko i Andrzej Stopka. Tadeusz Kantor, Maria Jarema, Wacław Taranczewski, Kazimierz Mikulski i Wojciech Krakowski. Józef Szajna, Franciszek Starowieyski i Marian Kołodziej. Andrzej Kreutz Majewski i Ryszard Melliwa. Boris Kudlička, Waldemar Zawodziński, Lidia i Jerzy Skarżyńscy, Kazimierz Wiśniak oraz Zofia de Ines i wielu innych, nie mniej znacznych. I prawie pół tysiąca śladów, które zostawili. Projekty szat dla bohaterów oper i baletów, szkice operowych i baletowych przestrzeni. Olśniewające podobizny przyszłych kurtyn, na manekinach – już gotowe szaty. Jeszcze makiety, jeszcze puszczane na ekranach dużych i małych fragmenty oper, w których to, co kiedyś narysowane, było już ucieleśnione, i jeszcze fragmenty prób, kiedy kreska i plamka stawały się realną nitką bądź guzikiem namacalnym. Prawie pół tysiąca znieruchomiałych rojeń, może snów, marzeń pierzchliwych, z czego większość – ziszczona na scenach. I przed każdym z tych śladów masz pewność, że gdyby można było ich twórcę zapytać o źródło prawdy śladu – każdy wykonałby pantomimę podobną do tamtej odległej pantomimy Skarżyńskiego przed krytykami z Madrytu. Najpierw palec - na partyturę opery lub baletu. Po czym ten sam palec - na głowę. W takiej, tylko takiej kolejności. I odpowiedź: „Tu znalazłem”, albo „Tu znalazłam”. Nie ma lepszego porządku. Inne porządki z reguły kończą się skandalem trupich niby-dzieł, niby-teatralnych.
Najpierw była daleka noc Skarżyńskiego i Antoniego Uniechowskiego, mocna noc w krakowskim lokalu „Feniks”, i o świcie do domów powrót ich niespieszny, tak niespieszny, że po drodze – kawa w małym, już otwartym, wyrozumiałym barze na rogu Plant i Sławkowskiej. Uniechowski, zwany Toniem, pierwszy raz opowiada Skarżyńskiemu „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Niedokładnie, z ułomnej pamięci podawane szalone frazy Potockiego – tyle wystarczyło. Maczanym z kawie pędzelkiem Skarżyński zaczyna na serwetkach malować kulawą recytację Tonia, starą Hiszpanię w starych słowach. Tak to się zaczęło. Później też były tylko słowa, ale już dokładne słowa powieści – i z nich następne podobizny tamtej Hiszpanii, podobizny bardziej precyzyjne, przy Hasie rysowane latem nad Jeziorem Rożnowskim. Wreszcie, u siebie już, w samotności – Skarżyński rozkładał te szkice na detale. Tak, lecz powieść Potockiego - zawsze obok, zawsze otwarta. Owszem, były też inne inspiracje, choćby grafiki Gustava Dorego, podobno rzetelnie ilustrujące jego podróż po Hiszpanii w roku 1894. Rzetelność... Jak bardzo śmiać się musiał Skarżyński, kiedy wreszcie dane mu było wędrować przez półwysep śladami Dorego i postój za postojem uświadamiał sobie, że prawda grafik Dorego więcej ma wspólnego ze snami Dorego niż z realnymi krajobrazami! Przypomina się, co Miron Białoszewski mawiał o tak zwanej prawdziwości sztuki – że nie należy być w tej materii nazbyt kurczliwym, maniakalnym, spiętym niezdrowo. Powiadał: „Trzeba brać jeszcze raz przykład ze szmaragdu, który hrabina podbiła zieloną bibułką, żeby się wydawał prawdziwszy”. Podobnie jak nad „zielonymi bibułkami” Dorego - Jerzy uśmiechał się, kiedy pożyczał ode mnie „Króla Ubu” Alfreda Jarry’ego, mówiąc: „Chcę, by moi studenci scenografii zrobili do tego projekty. Lecz nim zaczną, będziemy tekst czytać długo, wciąż od początku, tak długo, aż w końcu zrozumieją, że tam jest wszystko, to znaczy – aż w końcu zobaczą napisane. A jak naprawdę zobaczą napisane – niech rysują, co im się żywnie podoba i jak im się podoba, bo i tak w istocie nie skłamią”.
Skarżyński właśnie tak nie kłamał, rysując starą Hiszpanię szalonej powieści Potockiego. Rysował niewidoczne na pierwszy rzut przeciętnego oka ciała zdań, akapitów, stronic całych. W ten sam sposób nie kłamał, kiedy wraz z Lidią Skarżyńską rysował opery, wpierw słuchane w nieskończoność. I dokładnie na tę modłę prawdomówni kiedyś byli, a niektórzy wciąż są, wszyscy scenografowie, co ich znieruchomiałe na kartonach lub manekinach prawdy zaludniają wystawę w krakowskim Muzeum Narodowym. Bo rysowali – głównie z nut, nie z czego innego. A w nutach jest wszystko, jeśli, rzecz jasna, wystawiamy operę, operetkę lub balet.
Vladimir Nabokov miał ten feler, bądź dar, że litery rosyjskiego alfabetu były dlań barwami. Czytając – ponoć widział falujące widmo światła, widział kolorowe ciała słów, zdań całych, widział intonacje i rytmy. Na wystawie w Muzeum Narodowym – czasem słychać gdzieś w górze fragmenty arii i uwertur. Wtedy wszystko staje się jasne. Frycz, Jarema, Pronaszko, Mikulski i reszta – ich rysunki są w istocie portretami nut. Są zrobionymi z kresek i plam pokornymi odpowiedziami na brzmienia Pendereckiego, Verdiego, Mozarta lub Szymanowskiego. Odpowiedziami bardzo odległymi od tego prostackiego, niepoczytalnie dzisiaj modnego małpiarstwa scenicznego, że kiedy scenograf czyta, na ten przykład, słowo „stół” – to w ćwierć sekundy smaruje na byle świstku stół, co go ostatnio na wystawie meblowego sklepu widział niedaleko od swej chałupy. Dlatego przejście przez nowy teatr jest przejściem ulicą miasta, obojętnie którą, nie ważne którego. Zaś tą w krakowskim Muzeum Narodowym wytyczoną kolistą ulicą 500 starych śladów da się przejść tylko w krakowskim Muzeum Narodowym.
Paweł Głowacki

Czytaj także

Bawić się jak dzieci

Ostatnia aktualizacja: 22.10.2014 14:38
W "Wałkoniach" kelner Antonio, przyglądając się chmurom sunącym nad miasto, słucha bezszelestnego czasu. Niech słucha. Niech patrzy. Trzeba zostawić go w spokoju. Tylko tyle. I trzeba patrzeć, jak patrzy. I bawić się, patrząc, jak patrzy.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Prawdziwe życie "Hamleta" Konrada Swinarskiego

Ostatnia aktualizacja: 28.10.2014 18:02
Uporczywie pustoszeją krzesła, na których siedzieli aktorzy, scenografowie i kompozytor, kiedy dawno, bardzo dawno temu wszedł do sali prób Konrad Swinarski, uśmiechnął się cienko i rzekł: "Hamlet".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Troska o małego człowieka

Ostatnia aktualizacja: 04.11.2014 17:23
Rychcik, zwany "niegrzecznym chłopcem polskiego teatru", zlituje się może, zacznie być grzeczny i aby wyrównaniem działania ciążenia ziemskiego szanse zawodników wyrównać – usadzi karła na pięciotomowej encyklopedii powszechnej? Oby.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Sztafeta pokoleń

Ostatnia aktualizacja: 12.11.2014 15:59
Gdy świat pełen zwidów ołowianego Lucusia Drugiego zasypia, ołowiany Lucuś Drugi staje przed lustrem. Sprawdza, czy do jego ramion pasują orle skrzydła. Kolejny raz ma pewność, że pasują. Nawet bardzo.
rozwiń zwiń