Jacek Bocheński - urodzony w 1926 roku we Lwowie - w 1949 debiutował zbiorem opowiadań "Fiołki przynoszą nieszczęście". Najbardziej cenione są jego dwie eseistyczne powieści o wielkich postaciach antycznego Rzymu - "Boski Juliusz. Zapiski antykwariusza" (1961) oraz "Nazo poeta" (1969). Obie książki odczytywane były jako oryginalna i przenikliwa polemika ze światem polityki i władzy.
Rozgłos zaś przyniosła mu wydana w 1960 roku relacja z podróży do Afryki "Pożegnanie z panną Syngilu albo słoń a sprawa polska". - Kiedy ponad 50 lat temu wybrałem się w swoją pierwszą dużą podróż do Afryki, to była ona czymś zupełnie innym, niż jest dzisiaj. Składała się w większości z państw kolonialnych z kilkoma wyjątkami na północy, którymi były Egipt, Sudan, Etiopia oraz Liberia, czyli - jak sama nazwa wskazuje - kraj wolnych ludzi. Natomiast reszta należała do sieci kolonialnych zależności. Coś jednak powoli zaczynało się dziać; czuć było w powietrzu wiatr zmian - wspominał okoliczności podróży z przełomu lat 50. i 60.
Bocheński był świadkiem procesu, który wielu historyków określiło "prawdziwym przebudzeniem Afryki". - Wysłano mnie tam, bym to obserwował na własne oczy i może coś napisał. Dzisiaj to wygląda zupełnie inaczej; reporter musi przygotowywać codziennie notatki, materiały. Ja miałem patrzeć i notować - zaznaczył sentymentalnie.
Pierwszym państwem afrykańskim, do którego dotarł bohater "Zapisków ze współczesności", był Egipt. Uczuciem, które na samym początku mu towarzyszyło, był głęboki szok kulturowo-cywilizacyjny. - Przybywałem z Polski, krajem bloku imperialistycznego, do względnie rozwiniętego państwa afrykańskiego, a tymczasem przepaść była wprost niemożliwa do opisania. Udało mi się zrobić co prawda w książce "Pożegnanie z panną Syngilu albo słoń a sprawa polska", ale było to bardzo trudne - przyznał.
Audycję "Zapiski ze współczesności" przygotowała Joanna Szwedowska.
mc, ac