Bankructwo Big Blue. Historia zniszczonych marzeń

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Bankructwo Big Blue. Historia zniszczonych marzeń
- W ankietach przeprowadzanych m.in. przez "Rzeczpospolitą" 10 procent Polaków identyfikowało markę Big Blue z urlopem, przekrywaliśmy wówczas tylko z Orbisem - podkreśla Marcin KołodziejczykFoto: Glow Images/East News

- Skoro mogliśmy w 1989 roku przegonić komunizm, to dlaczego w 2014 czy 2015 nie możemy naprawić działania wymiaru sprawiedliwości czy instytucji publicznych? Jest ku temu okazja - mówi Marcin Kołodziejczyk, szef stowarzyszenia "Niepokonani 2012", dawniej jeden z właścicieli biura podróży Big Blue, uchodzącego za lidera rynku. Kres działalności firmy położyła kolejna kontrola skarbowa…

Posłuchaj

Bankructwo Big Blue. Jak zniszczono marzenia (Godzina prawdy/Trójka)
+
Dodaj do playlisty
+

- Moja mama przeczytała w horoskopie galicyjskim, że osoba urodzona 22 sierpnia 1970 roku będzie obieżyświatem i że nie będzie miejsca na świecie, którego nie odwiedzi. Podróże zawsze były moją pasją. Gdy w 1989 roku wszystko się zmieniało, szukałem sposobów na zwiedzanie Europy z plecakiem, aby móc zobaczyć miejsca, które do tej pory widziałem tylko na zdjęciach - opowiada gość Michała Olszańskiego.
Marzenia szybko zaczęły się spełniać, Marcin Kołodziejczyk najpierw sam podróżował, później został pilotem wycieczek. - Ludzie nie zwracali uwagi na niedogodności. Ważne było, żeby zobaczyć "dziki zachód". Opuszczali klatkę, w której byli zamknięci przez tyle lat. To były moje najprzyjemniejsze lata związane z turystyką - wspomina. W 1995 roku wraz z kolegą, który wrócił po kilku latach pobytu w Grecji, postanowił założyć biuro podróży. Proponowany program szybko okazał się sukcesem. - W 1996 roku jako pierwsza firma z krajów byłego bloku komunistycznego wyczarterowaliśmy samolot i wysłaliśmy klientów na wyspę Santorini. Miałem 26 lat, mój wspólnik - 28. Wciąż było nam mało, chcieliśmy nie tylko zarabiać więcej, ale też zapisać się w historii turystyki, stworzyć coś ze znakiem jakości - podkreśla bohater "Godziny prawdy". W kolejnych latach biuro dokładało do swojej oferty kolejne kraje, kolejne kierunki.
Zaskakującym przełomem był rok 2001 i zamach na WTC, który skutkował globalnym drastycznym spadkiem podróży do krajów arabskich. - Zdecydowaliśmy się latać do Egiptu, tam nikt z naszego kraju nie latał, a Polacy chcieli latać. Dzięki temu staliśmy się liderem na rynku. Chciano z nami pracować, chciano z nami wyjeżdżać - podkreśla Marcin Kołodziejczyk, dodając, że zarobki jego ani wspólnika nie były wysokie, zależało im na tym, aby wciąż inwestować i w przyszłości móc zarobić więcej.

Wszystkie audycje z cyklu "Godzina prawdy" >>>

Specyfiką Big Blue była rozdzielna oferta przelotów i pobytów za granicą. - Jest wolny rynek, można z nami polecieć do znajomego Włocha czy Greka lub można było wykupić u nas tylko wypoczynek, a dojechać samemu albo też wykupić i przelot, i pobyt, ale oddzielnie. Usługa hotelarsko-pobytowa objęta była 7 procentowym VAT-em, na przelot zaś, tak samo jak na całym świecie, obowiązywała zerowa stawka VAT - wyjaśnia rozmówca Michała Olszańskiego. Kontrola skarbowa przeprowadzona w 2001 roku uznała, że podatki rozliczane zgodnie z prawem. Kontrola przeprowadzona rok później zakończyła się całkowicie odmiennym wnioskiem i wezwaniem do zapłaty 8 mln . Pod obiema decyzjami podpisana jest ta sama osoba.
Firma zrobiła wszystko, aby wyjaśnić sytuację, a klientom zapewnić powrót do kraju. - Liczyliśmy na zmianę decyzji, odwoływaliśmy się - mówi Marcin Kołodziejczyk. Bezskutecznie jednak. 3 października 2003 roku Big Blue ogłosiło upadłość. - Bankructwo jakoś zniosłem, stwierdziłem, że przegraliśmy z nieczystą grą rynkową, w której wykorzystano urząd, aby nas wykończył, ale liczyłem na sąd. Załamałem się dopiero na kolejnych rozprawach sądowych administracyjnych, karnych, bo posądzono nas o działanie na niekorzyść klientów i kontrahentów - przyznaje. Wyroki zapadły skazujące...

Marcin Kołodziejczyk nie składa broni. Działa w stowarzyszeniu "Niepokonani 2012", zrzeszającym ludzi poszkodowanych przez organy państwa, które w sposób bezpodstawny doprowadziły do upadku ich firm. - Standardy pracy administracji publicznej i wymiaru sprawiedliwości to obszary funkcjonujące w ramach określonych przez minioną epoką. Skoro mogliśmy zrobić coś razem 25 lat temu, to możemy to zrobić i dziś - podkreśla gość "Godziny prawdy", deklarując, że wciąż ma nadzieję, że uda się zmienić sposób funkcjonowania tych instytucji na przyjazne obywatelom.

"Godzina prawdy" na antenie Trójki w każdy piątek o godz. 12.05.

(gs/mc)

Polecane