USA atakują bazę w Syrii. Putin krytykuje, Wielka Brytania popiera. Politycy o przyszłości stosunków międzynarodowych

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
USA atakują bazę w Syrii. Putin krytykuje, Wielka Brytania popiera. Politycy o przyszłości stosunków międzynarodowych
Zdjęcie ilustracyjneFoto: Shutterstock/Orlok

USA dokonały 7 kwietnia 2017 roku nad ranem ataku na bazę lotnictwa syryjskiego z użyciem 59 pocisków samosterujących Tomahawk. Była to odpowiedź na atak bronią chemiczną na opanowane przez rebeliantów miasto, o który Waszyngton oskarżył prezydenta Syrii Asada. O tym wydarzeniu i przyszłości stosunków międzynarodowych rozmawiali goście "Śniadania w Trójce".

Posłuchaj

Politycy o ataku w Syrii i broni chemicznej (Śniadanie w Trójce)
+
Dodaj do playlisty
+

Jak poinformował szef Pentagonu James Mattis, atak z użyciem pocisków manewrujących Tomahawk został przeprowadzony o godzinie 20.45 czasu waszyngtońskiego w czwartek (2.45 czasu polskiego w piątek) w samym środku nocy w Syrii, aby zminimalizować liczbę ofiar. Atak rakietowy na syryjską bazę lotniczą skrytykował m.in prezydent Rosji. Władimir Putin uważa atak na syryjską bazę za "agresję wobec suwerennego państwa i naruszenie norm prawa międzynarodowego".

Grzegorz Długi (Kukiz'15) przekonywał w Trójce, że o decyzji Stanów Zjednoczonych zdecydowały czynniki geopolityczne. - Myślę że Donald Trump chciał pokazać światu, że nie jest prorosyjskim prezydentem, że nie ma związków z Kremlem. Proszę zauważyć, że nie było przyczyny militarnej aby zrobić taki krok. Nie ma też dowodów na to, że prezydent Syrii użył broni chemicznej, poza oskarżeniami jednej z islamistycznych grup. Więc moim zdaniem był to czysto polityczny gest.

Marek Magierowski (Kancelaria Prezydenta) podtrzymał oświadczenie prezydenta. Przypomniał, że Andrzej Duda poparł operacje militarną. Operację która - zdaniem Andrzeja Dudy - niewątpliwie była odpowiedzią na atak chemiczny.

- Pod względem militarnym bez wątpienia ta akcja nie ma wielkiego znaczenia dla przyszłości wojny domowej w Syrii. A jak będą postępować Amerykanie w przypadku dalszych eskalacji Bashar al-Assada? Nie wiadomo. - To jest na pewno pewnego rodzaju ostrzeżenie - mówił w audycji Marek Magierowski.

- Gdy doszukujemy się prawdziwych powodów decyzji Donald Trumpa, to przypominam, że kiedy doszło do pierwszego ataku chemicznego, Barack Obama - mimo zapowiedzi - nie zdecydował się zaatakować wojsk syryjskich. Wtedy przeciwny takiej operacji był też Donald Trump. Dziś zmienił zdanie. Dlaczego? Nie wiadomo, ale kiedy widzimy chaos w Białym Domu, także personalny, trudności z zaprzysiężeniem nowego sędziego SN, to proszę pamiętać, że w przeszłości często bywało tak, że amerykańscy prezydenci, którzy nie mogli się pochwalić sukcesami na scenie wewnętrznej, próbowali się pokazać jako mężowie stanu na scenie międzynarodowej - podsumował.

Rafał Grupiński (PO) zastanawiał się nad dalszymi konsekwencjami wydarzeń i reakcją Rosji. - Wypowiedź Dmitrija Miedwiediewa, że atak był na granicy agresji na Rosję jest mocnym sformułowaniem jeśli chodzi o język dyplomacji. Toteż bez wątpienia sytuacja między Rosją a USA przynajmniej na chwilę stała się dość mocno napięta. Niemniej najgorsze jest to, że nie wiemy kiedy w jaki sposób i przy użyciu jakich środków w Syrii uda się zaprowadzić spokój - przekonywał. 

Joachim Brudziński (PiS) tłumaczył, że decyzja prezydenta USA jest decyzją spóźnioną. - Ten czas, który upłynął od pierwszego użycia broni chemicznej w Syrii, i brak reakcji wtedy ze strony prezydenta Baracka Obamy, skutkował tym, co mamy za wschodnią granicą. Bo Rosja rozgrywając wtedy taką niekonsekwentną postawę prezydenta Obamy i testując jego brak reakcji w Syrii pozwalała sobie na znacznie więcej, niż gdyby ta reakcja była - mówił Brudziński. - Syria jest na pewno ofiarą rozgrywek w ramach tych relacji Rosja - USA. Niemniej decyzja o użyciu 59 pocisków samosterujących Tomahawk jest decyzją racjonalną - zaznaczył. 

Jarosław Kalinowski (PSL) zauważa, że oprócz interesów rosyjskich i interesów USA, które są tam rozgrywane, swoje interesy rozgrywają też inni: Turcja, Iran Izrael. - A ja tylko przypomnę, że ta straszna wojna domowa trwa chyba 6 lat. Pytanie w związku z tym jest takie, czy to jest jednorazowa akcja powodowana wewnętrznymi uwarunkowaniami czy to raczej powrót USA, które dwa lata temu dały pole do rozgrywania interesów Rosji. Bo nie da się ukryć, że te dwa ostatnie lata pokazywały słabość USA - mówił europoseł. - Stany niestety są też winne temu, co tam się dzieje, więc pozostawienie tego byłoby straszne. Natomiast konsekwencji działań chyba dziś nikt nie jest w stanie przewidzieć - mówił Kalinowski.

Barbara Dolniak (Nowoczesna) podsumowała z kolei, że świat musi być przeciwko wojnie. - Niemniej dobrze byłoby, żeby udało się wykazać, iż faktycznie użyto środków chemicznych. To by oznaczało, że w świetle konwencji o zakazie używania takiej broni i Rosja zostanie postawiona w sytuacji, że będzie musiała zająć stanowisko w świetle właśnie tej konwencji. Zdaniem Dolniak ważne jest też to, żeby takie działania przeciwko wojnie nie miały charakteru jednorazowego, przypadkowego. - Bo to będzie najgorsze dla tej wojny. Świat powinien być solidarny w takich zachowaniach - mówiła.

Politycy rozmawiali także o finale głosowania nad wnioskiem PO o wotum nieufności dla rządu Beaty Szydło.

***

Tytuł audycji: Śniadanie w Trójce
Prowadzi: Beata Michniewicz
Goście: Rafał Grupiński (Platforma Obywatelska), Barbara Dolniak (Nowoczesna), Jarosław Kalinowski (Polskie Stronnictwo Ludowe), Grzegorz Długi (Kukiz'15), Marek Magierowski  (Kancelaria Prezydenta RP), Joachim Brudziński (Prawo i Sprawiedliwość)

Data emisji: 08.04.2017
Godzina emisji: 9.08

ksem/fbi

Polecane