Odwołają Hannę Gronkiewicz-Waltz? PO oskarża PiS

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Odwołają Hannę Gronkiewicz-Waltz? PO oskarża PiS
Burmistrz Ursynowa Piotr Guział (C), Prezes Stowarzyszenia Republikanie Przemysław Wipler (2L) i poseł PiS Artur Górski (P), składają podpisy za referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie.Foto: PAP/Paweł Supernak

PO twierdzi, że PiS mogło złamać ustawę o partiach politycznych. Chodzi o zaangażowanie się w akcję zbierania podpisów pod wnioskiem ws. referendum o odwołanie prezydent Warszawy. - To gra dwóch różnych sił - mówił w radiowej Trójce Grzegorz Osiecki ("Dziennik Gazeta Prawna").

Posłuchaj

Bogusław Chrabota ("Rzeczpospolita") i Grzegorz Osiecki ("Dziennik Gazeta Prawna") o referendum ws. odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz (Komentatorzy/Trójka)
+
Dodaj do playlisty
+

Do komisarza wyborczego złożono w poniedziałek ponad 232 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum ws. odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Aby wniosek o referendum był wiążący, potrzeba przeszło 133 tysięcy ważnych. By później odwołać prezydent miasta, udział w nim będzie musiało wziąć prawie 400 tysięcy ludzi.

Platforma Obywatelska różnymi sposobami próbuje zniechęcić warszawiaków do uczestniczenia w referendum. PO przekonuje, że niepójście to też jest decyzja, a inicjatorowi referendum, burmistrzowi Ursynowa, zarzuca, że jest marionetką w rękach PiS-u.

Bogusław Chrabota ("Rzeczpospolita") nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, czy działania PO nie "odbiją się czkawką" przy kolejnych wyborach, czy to parlamentarnych, czy samorządowych. Komentator Trójki zwrócił natomiast uwagę, że w sprawie referendum dziennikarze z poczuciem mentorstwa mówią warszawiakom co mają zrobić.

- Za mało jest tutaj zaufania do instytucji demokracji, która statuuje możliwość odwołania prezydenta. Jest to sankcyjna czynność. To nie są wybory. Musimy mieć tego świadomość. Po prostu jako obywatele powinniśmy uszanować prawo - wyjaśnił dziennikarz.

Grzegorz Osiecki ("Dziennik Gazeta Prawna") tłumaczył, że w tej kwestii mamy do czynienia przede wszystkim z działaniem politycznym, czyli wymianą władzy. Według gościa Trójki analogia z wyborami jest o tyle chybiona, że jeśli ktoś nie idzie na wybory to w ogóle pozbawia się możliwości wyboru. - To po prostu jest gra dwóch różnych sił - zaznaczył.

Osiecki przekonywał również, że w niektórych sytuacjach premier Donald Tusk i prezydent Bronisław Komorowski powinni ważyć słowa. - Słowo wypowiedziane zbyt lekko odbijają się czasami zbyt dużym echem. Z drugiej strony premier Tusk ma prawo powiedzieć: "Nie idźcie, nie uczestniczcie w tym instrumencie sankcyjnym, ponieważ nie ma za co karać Hanny Gronkiewicz-Walt" - mówił gość Trójki.

Posłuchaj całej rozmowy Agnieszki Stępień z Bogusławem Chrabotą i Grzegorzem Osieckim.

mr

Polecane