Dorota Masłowska: jestem obsesyjnie zainteresowana światem

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Dorota Masłowska: jestem obsesyjnie zainteresowana światem
Dorota Masłowska w TrójceFoto: fot. Gabriela Darmetko/ Polskie Radio

- Wiem, gdzie należy kierować uszy. Pisanie wzbudza we mnie permanentną czujność na to, co ludzie mówią, jak się zachowują - mówi Dorota Masłowska w Trójce.

Posłuchaj

Dorota Masłowska: nie chce mi się już tłuc czytelnika łyżką po głowie
+
Dodaj do playlisty
+

- "Koty" stwarzają duże problemy, jeśli ktoś chciałby potraktować je dosłownie - mówi laureatka NIKE z roku 2006 powracając z powieścią, której akcja – pozornie – nie rozgrywa się w Polsce. Dorota Masłowska kazała czekać swoim czytelnikom siedem długich lat. Ale było warto!

Ballada o Jo i Fah

 "Kochanie, zabiłam nasze koty" to historia dwóch amerykańskich dziewczyn, których życie pełne jest nieistotnych zdarzeń, a język – pusty… Tak należałoby powiedzieć, gdyby spojrzeć jedynie na pierwszą warstwę tekstu i na jej podstawie wydawać sądy. Dorota Masłowska zastrzega jednak, że czytelnik wnikliwy doczyta się tam masy innych rzeczy, a ta książka w jej historii przygody z pisaniem jest aktem wolności. 

/

- Przez 7 lat, kiedy nie pisałam powieści, a zajmowałam się teatrem, bardzo biedziłam się z nawarstwiającymi się oczekiwaniami w stosunku do mojej osoby i do potencjalnej powieści, która miała powstać. I nagle powstało coś, czego pewnie nikt się nie spodziewał, co dla wielu osób jest zawodem, a jednocześnie tą książką spełniłam własne oczekiwania wobec siebie - wyznaje.

Masłowska przyznaje, że to, co pisała dotychczas było zupełnie inne. - Używałam innych konwencji, dużo prostszych i bardziej ordynarnych środków, przez co to, co pisałam, miało dużo większą moc rażenia, drapania czytelnika po mózgu, a tu mamy do czynienia z subtelnym masażem - opowiada w rozmowie z Michałem Nogasiem w audycji "Z najwyższej półki" .

Przypowieść o kulturze błahości

Gdy w "Koty" wejdzie się głębiej okazuje się, że to opowieść o świecie współczesnym, zdominowanym przez portale społecznościowe, poradniki, gadżety, o świecie miałkim, zapominającym o podstawowych wartościach, o tym, co ważne…  - Obcowanie wyłącznie z jej poziomem "zero" grozi załamaniem nerwowym. Jeżeli chcemy z niej zaczerpnąć fabułę i zabawne dialogi, to zwymiotujemy po 10 stronach - ostrzega autorka.

Masłowska jest doskonałym obserwatorem, genialnie słucha otoczenia, a z diagnozą, którą stawia w powieści – jakkolwiek przerażającą – trudno się nie zgodzić. I, co być może dla wielu ważne, nie wywołuje przy tym żadnego skandalu… 

Dyskurs wielkiej bzdury

Przekonuje, że "dyskurs wielkiej bzdury" stał się zjawiskiem tak powszechnym, że nikt już nie zwraca na to uwagi. Mówi, że jej bohaterki Jo i Fah są "żadne". - Punktem wyjścia był język: totalnie sztuczny, kopiujący język amerykański i w sferze słownictwa, i gramatyki - tłumaczy, że zależało jej na tym, by narracja nie była literacka, a jak najbardziej filmowa, ponieważ nasza rzeczywistość jest zainfekowana kinem. - To może być odrażające, czyni postaci marionetkowymi, one są w 1D, z dykty - dopowiada.   

Wszechogarniająca kultura błahości przestała nas razić, stała się "oczywista" i przezroczysta. - Do takiej konstrukcji świata przyczynił się internet, który nie dywersyfikuje informacji ze względu na ich ważność, dostajemy bajoro informacyjne, ale zawsze żeby wyciągnąć z niego coś wartościowego, musimy dotknąć szamba - mówi Masłowska i deklaruje, że dba o swoje prawo do "uważania tego, co uważa". - To jedyna słuszna droga, którą można obrać: być nieczułym na oczekiwania, nie chcieć się podobać. To bardzo dobra inwestycja - przekonuje.

Jaką diagnozę stawia Dorota Masłowska naszej pogoni za Ameryką, dlaczego przestaje robić rzeczy, które już umie? Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy Michała Nogasia z autorką "Kochanie, zabiłam nasze koty".
(ed)

Polecane