Spośród polskich kadrowiczów na Euro 2012 aż siedemnastu z dwudziestu trzech powołanych grało w zagranicznych klubach, w tym w tak dobrych jak Arsenal czy Borussia Dortmund.
Byli na dorobku?
Mimo to, biało-czerwoni zdobyli tylko dwa punkty i zajęli ostatnie miejsce w grupie, za Czechami, Grecją i Rosją. Czy stać ich było na więcej?
- Nawet Robert Lewandowski był wtedy zupełnie innym piłkarzem niż teraz – bronił się Smuda. - Dzisiaj to zawodnik „weltklasse”, jak to mówią Niemcy. W 2012 roku dopiero się rozwijał - wspominał były selekcjoner.
W 2012 roku Lewandowski był gwiazdą Borussii Dortmund, ale jeszcze cztery lata wcześniej, przed transferem do Lecha Poznań, grał w klubie, którego nazwa... prawie wyleciała z pamięci trenerowi Smudzie.
- Brałem go z drugiej ligi... ze Znicza! - przypomniał sobie w końcu nazwę klubu z Pruszkowa.
Źródło: YouTube.com/Kacper Grześkowiak
Dzisiaj jest lepiej
Jak jest dzisiaj? Już wiadomo, że w przyszłym roku w fazie grupowej mistrzostw Europy na biało-czerwonych czekają Hiszpanie i Szwedzi. Choć rywale wydają się mocni, Franciszek Smuda zauważył, że pole manewru, jakie ma selekcjoner Jerzy Brzęczek jest znacznie większe niż to w 2012 roku.
- W ataku Robert jest poza zasięgiem, ale poza nim mamy Arkadiusza Milika, Krzysztofa Piątka... - wyliczał. - Jest jeszcze Dawid Kownacki. Czterech napastników, którzy są podstawowymi zawodnikami w zagranicznych klubach – dodał.
Rzeczywiście, wydaje się, że potencjał reprezentacji Polski jest dzisiaj wyższy niż w 2012 roku. Problem w tym, że co najmniej dziewięć innych europejskich reprezentacji jest jeszcze mocniejsza.
Zapraszamy do wysłuchania materiału Tomasza Kowalczyka.
pm