Polskie Radio

Rozmowa z Grzegorzem Hajdarowiczem

Ostatnia aktualizacja: 06.11.2012 15:30

Kamila Terpiał-Szubartowicz: Naszym gościem jest Grzegorz Hajdarowicz, prezes zarządu wydawnictwa Presspublika, czyli właściciela dziennika Rzeczpospolita. Dzień dobry.

Grzegorz Hajdarowicz: Dzień dobry.

Nie miał pan żadnych wątpliwości podejmując wczoraj wieczorem decyzję o zwolnieniu dziennikarzy, w tym redaktora naczelnego Rzeczpospolitej Tomasza Wróblewskiego i autora tekstu Trotyl na wraku Tupolewa Cezarego Gmyza?

No, w momencie podejmowania decyzji nie miałem żadnych wątpliwości, dlatego że wraz z komisją, czyli z radą nadzorczą, dokonaliśmy bardzo wnikliwej analizy, wnikliwego badania tego, co się wydarzyło przed 30 września, co się wydarzyło 30 września, 31-go. Prace zaczęliśmy od soboty, kontynuowaliśmy je w poniedziałek, no i sprawa jest tak ewidentna, jasna, że tu jakie wątpliwości można mieć?

Jakieś można mieć, przynajmniej ma je np. Cezary Gmyz, dzisiaj na naszej antenie mówił, że wszystkie informacje były wyczerpujące i rzetelnie zebrane, że nie zmieniłby w swoim tekście nic, że miał potwierdzenie w czterech źródłach, no i że ma w tej chwili jeszcze więcej informacji potwierdzających to, co napisał.

Świetnie, wie pan, tylko szkoda, że nie przedstawił żadnego wiarygodnego źródła. Nie chodzi mi o nazwiska, tylko w ogóle nie przedstawił nic, co by wskazywało, że miał jakiekolwiek źródła wiarygodne.

Ale miał pokazać dane swoich informatorów, czy nie?

Nie, miał udokumentować nam czy też redaktorowi naczelnemu zgodnie z prawem prasowym, miał na to pięć dni, bo prosiliśmy go w środę, termin upłynął w poniedziałek o czternastej, w poniedziałek o szesnastej spotkaliśmy się z nim, dlatego że spotkaliśmy się też z innymi dziennikarzami, żeby wyjaśnić sprawę rzetelnie, dokładnie, no i to, co przedstawił Cezary Gmyz jest... w ogóle się nie nadaje na cokolwiek, a na pewno nie uprawniało Rzeczpospolitej do napisania takiego tekstu z takim tytułem stwierdzającym, bo proszę wziąć pod uwagę, że tytuł był bardzo ostry, stwierdzający, fakt, na którego w redakcji nie było pokrycia i z uwagi na to, że wiarygodność jest dla nas rzeczą najważniejszą, ja nie wyobrażam sobie, żeby tego typu informacje niesprawdzone pojawiały się na łamach Rzeczpospolitej.

Ale Cezary Gmyz mówi: ja nie mogłem przedstawić żadnych danych i źródeł swoich informacji, dlatego że informatorzy się na to nie zgodzili, a o części danych tych informatorów wiedział Tomasz Wróblewski, czyli już były naczelny.

Z wyjaśnień, które Cezary Gmyz nam przedstawił, nie wynikało, żeby to w ogóle cokolwiek było realnego w tym. Jest to myślę, że zbitek jakichś informacji, które on uzyskał na mieście, które w ogóle nie upo... Jeszcze raz podkreślam: ja nie dyskutuję o sprawie, mnie chodzi o to, że Rzeczpospolita musi być pismem wiarygodnym, tylko wtedy jest ważna dla czytelników. Jeżeli... I nie było żadnych podstaw, żeby napisać według nas taki tytuł, taki tekst o po prostu materiałach wybuchowych i nazywać je z nazwy. Po prostu to jest konfabulacja, zwykła, czysta konfabulacja, no i tyle. Cóż ja mogę jeszcze dodać?

O oświadczeniu wydanym przez pana dzisiaj na czołówce Rzeczpospolitej Cezary Gmyz mówi tak: „Zawiera szereg co najmniej nieścisłości, po ludzku rzecz ujmując kłamstw, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością”. A o wczorajszej rozmowie z radą nadzorczą mówi, że to była rozmowa z osobami, które nie mają pojęcia, czym jest praca dziennikarza, i było z góry przesądzone, co się stanie.

Proszę pani, ja pierwszy tekst swój... bo ja słyszałem tę wypowiedź redaktora Gmyza, on się niestety myli, to nie jest mój pierwszy tekst napisany, pierwszy tekst napisałem w 83 roku w stanie wojennym do podziemnej prasy i później byłem dziennikarzem w Nowym Jorku, to niech Cezary Gmyz pogrzebie w moim życiorysie, potem dziennikarzem w Krakowie. Tak że myślę, że Cezary Gmyz jest niewiarygodny. Cóż ja tu mogę dodać? Z niewiarygodnym człowiekiem cóż mogę tutaj... Wie pani, ja nie mam nic do Cezarego Gmyza, tylko nie chcę, żeby niewiarygodny dziennikarz pracował w mojej, podkreślam: w mojej, jeszcze raz podkreślam: w mojej gazecie, tak? To nie jest gazeta Cezarego Gmyza.

A czy pan jako właściciel wydawnictwa czytał w ogóle ten tekst wcześniej? Wiedział o jego powstawaniu?

Nie czytałem tego tekstu, nie wiedziałem o jego powstawaniu, natomiast zostałem ściągnięty do Polski i wpół do pierwszej w nocy redaktor naczelny przy świadkach powiedział mi, że ma w pełni udokumentowany, potwierdzony materiał, który jest bardzo wrażliwy społecznie, który jeszcze potwierdził mu prokurator Seremet. I po prostu ten materiał jest dotyczący, no, bardzo wrażliwych społecznie spraw.

Ale żadnych szczegółów pan nie znał.

No, wiedziałem, o czym rozmawiamy, prawda? Że mówimy o Tupolewie i mówimy o wizycie prokuratorów w Smoleńsku. Poprosiłem... Parokrotnie zapytałem redaktora, czy ten materiał jest udokumentowany należycie, czy jest potwierdzony. Zapewnił mnie, że tak. Poprosiłem go, żeby w takim układzie, że tekst, który ukaże się na łamach Rzeczpospolitej, był tekstem wyważonym, rzeczowym, operującym tylko na faktach, nie dającym domysły, bo my nie jesteśmy od tego, żeby stwierdzić pewne rzeczy, i żeby był z racjonalnym tytułem. No, to, co zobaczyłem na drugi dzień na tablecie, jak ściągnąłem sobie Rzeczpospolitą, no to po prostu było zupełnie nie to, o co ja prosiłem, i nie to, co mówił mi redaktor naczelny. No więc dlatego też nie widziałem szans współpracy z nim po tym incydencie. Jeżeli ktoś nie mówi mi prawdy, no to jak ja mogę z nim współpracować, prawda?

Dziś Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, wydał też oświadczenie w tej sprawie, w którym pisze, że zwolnienie redaktora naczelnego Rzeczpospolitej, dziennikarza to zamach na wolność słowa.

No, ja myślę... Ja do tej pory myślałem, że Prawo i Sprawiedliwość szanuje własność prywatną, a tutaj to oświadczenie to jest tak naprawdę zamach na własność prywatną. Ja rozumiem, że teraz następnym postulatem będzie upaństwowienie może wszystkich firm prywatnych, no bo po co nam prywatny biznes? Tylko to już było, to się nazywało PRL, głęboki komunizm, przeciwko temu się sprzeciwiałem, więc ja myślę, że to jest jakaś kolejna bzdura, która się pojawia. Cóż ja mogę to komentować, nie jestem politykiem.

Jeszcze jedno zdanie z tego oświadczenia: „Standardy demokracji w żaden sposób nie pozwalają na takie karanie za słowo, na karanie za coś, co jest solą pracy dziennikarza”. Nie ma pan takiego poczucia, że pan ukarał kogoś za słowo?

Ja myślę, że dziennikarz musi być odpowiedzialny. Dziennikarz... Praca dziennikarska polega na zbieraniu informacji, dostarczaniu czytelnikom informacji, treści i ona musi być rzetelna, rzetelna, udokumentowana. Jeżeli te treści są społecznie wrażliwe, treści (...) jakby ze źródeł operacyjnych dziennikarza, szczególnie dziennikarza śledczego, muszą być dokładnie udokumentowane. Cezary Gmyz to nie jest początkujący dziennikarz śledczy, to jest doświadczony dziennikarz, który wiele spraw publikował w polskich mediach, między innymi 18 października opublikowała Rzeczpospolita tekst dotyczący PIT-ów wysłanych dla Białorusinów przez MSZ. I ten tekst był świetnie udokumentowany, więc Cezary Gmyz wiedział, jak się dokumentuje materiały i też nie ujawnił swojego źródła, tak? Był to świetnie udokumentowany tekst śledczy. Dlaczego Cezary Gmyz teraz nie był w stanie udokumentować tego tekstu w żaden sposób? W żaden sposób. No wie pani, równie dobrze może mi Cezary Gmyz powiedzieć, że widział Marsjan, prawda? Ja nie wiem, może Marsjanie istnieją, ja nie będę dyskutował na ten temat, czy Marsjanie istnieją, czy nie, bo nie czuję się kompetentny, natomiast... ale musi to jakoś udokumentować. My mamy pisać na pierwszej stronie Rzeczpospolitej, że Marsjanie wylądowali pod Warszawą? No to może jakiś materiał dowodowy?

A wiedział pan czy przypuszczał, że ten tekst może wywołać aż taką burzę polityczną? To już na koniec krótko proszę.

W którym momencie?

W tym, jak w ogóle pierwszy raz pan rozmawiał z redaktorem naczelnym, że taki tekst jest, że była rozmowa z Andrzejem Seremetem.

Tak, oczywiście, zdawałem sobie sprawę, dlatego prosiłem o wyważenie tez i oparciu się tylko i wyłącznie o sprawdzone, udokumentowane materiały. Byłem świadom, dlatego że ta informacja jest bardzo społecznie wrażliwa. Natomiast wydaje się, że jest to po prostu zwykła jakaś czyjaś prowokacja i najwięcej zyskują ci, którzy cieszą się, że (...)

Czyja?

Nie mam pojęcia, czyja, natomiast patrzmy, kto na tym zyskuje. Nasz drogi sąsiad się cieszy, że nie musi wygrywać w tym kraju wyborów, Polacy po prostu potłuką się sami ze sobą.

To ja jeszcze dodam, że jutro o godzinie 15.30 tu przed siedzibą Rzeczpospolitej będzie organizowany przez prawicę, dziennikarzy prawicowych wiec w obronie Cezarego Gmyza, tak że będzie miał pan tu jutro pewnie tłoczno i głośno.

Ja jestem starym zadymiarzem krakowskim, byłem na dziesiątkach demonstracji, wiele z nich organizowałem w Krakowie, w Warszawie szczerze mówiąc byłem na niewielu.

Bardzo dziękuję za rozmowę i za ten komentarz. Prosto z siedziby Rzeczpospolitej Grzegorz Hajdarowicz, prezes zarządu wydawnictwa Presspublika. Dziękuję.

Dziękuję.

(J.M.)