Lekkoatletyczne ME: Adam Kszczot - pewnie zostanę mistrzem [WYWIAD]

PAP
Martin Ruszkiewicz 05.08.2014
Adam Kszczot
Adam Kszczot, foto: Wikipedia/Kastom

Adam Kszczot na lekkoatletyczne mistrzostwa Europy do Zurychu jedzie bardzo pewny siebie. W biegu na 800 m interesuje go wyłącznie złoty medal, a głównym rywalem, jego zdaniem, jest... on sam.

PAP: Ile ma pan już medali?

Adam Kszczot: Nie wiem. Niczego nie ubieram w cyfry, liczby, statystyki. Nigdzie nie pokazuję medali, czy trofeów. One są spakowane w torebce, czy szufladzie. Ostatnio nawet się zastanawiałem, gdzie ja mam te wszystkie nagrody i co z nimi zrobiłem.

PAP: To po co pan biega?

A.K.: Biegam po to, by pokonywać samego siebie. Tak naprawdę, to nie przeciwnicy robią za rywali. To my sami nakładamy na siebie ograniczenie, jeśli jesteśmy w stanie je pokonać, to chwała nam. O to właśnie chodzi w sporcie, żeby pokonywać samych siebie. Jeśli jesteśmy lepsi od samych siebie, to za każdym kolejnym razem to znaczy, że będziemy w stanie prześcignąć pewnego dnia swoich rywali.

PAP: A zna pan swój rekord życiowy?

A.K.: Tak. Ten pamiętam - 1.43,30.

PAP: Myśli pan, że poprawi pan go w mistrzostwach Europy w Zurychu?

A.K.: Wątpię. Natomiast na pewno będzie szansa w tym sezonie pobiec szybciej. Początek może nie był do końca taki jak chciałem, ale teraz znacząco poprawiłem przygotowania i zobaczymy. Mam nadzieję, że już mistrzostwa Polski w Szczecinie były zapowiedzią świetnego biegania i przede wszystkim złotego medalu w Szwajcarii.

PAP: Tylko to pana interesuje?

A.K.: Oczywiście.

PAP: Tak naprawdę najgroźniejszego rywala ma pan na własnym podwórku i jest nim Marcin Lewandowski...

A.K.: To prawda, ale zawsze powtarzam, że jestem sprinterem i staram się wykorzystywać to, co dała mi natura. Przyspieszam na bardzo krótkim odcinku i jestem dodatkowo w stanie utrzymać to tempo bardzo długo. Wszystkie wolne biegi przemawiają zatem za mną. A z tego wynika i wszystko wskazuje na to, że powinienem zostać mistrzem Europy.

PAP: Zapomina pan o Francuzie Pierre-Ambroise Bosse, który w tym sezonie pobiegł już 1.42,53. To nie będzie groźny rywal?

A.K.: Gdyby spojrzeć na tabele, to on już dwa lata i rok temu był bardzo mocny. Jednak już w drużynowych mistrzostwach Europy, gdzie biegi są wolne, on kończy rywalizację około piątej lokaty.

PAP: A jak sam postanowi poprowadzić bieg pod swoje tempo?

A.K.: I oby tak było. Prowadzenie od startu do mety na 1.43 to jest samobójstwo. Francuz nigdy nie prowadzi, a jak jest wolny bieg, to poddaje się dyktandu innych.

PAP: Wygląda na to, że pan w Zurychu będzie swoim największym przeciwnikiem. Też pan tak to widzi?

A.K.: Można tak powiedzieć. Na pewno moja głowa będzie dużym przeciwnikiem. Czuję się mocny i przygotowany. Jeśli zatem psychika mnie nie zawiedzie, to będzie złoty medal.

PAP: Pan sam na siebie nakłada presję. Jedzie pan jako jeden z faworytów. Walka o medale jest wtedy trudniejsza?

A.K.: Nie. Już tyle lat startuję w takich imprezach, że nie staje się to przez to trudniejsze. Jeśli nie poddam się własnej presji i własnym wymaganiom, to będzie super.

PAP: Zostało niewiele czasu do mistrzostw Europy. Jakie ma pan plany?

A.K.: Ciężka praca i... troszeczkę luzu. Ogólnie przygotowania w tym sezonie były bardzo dziwne. Pojechaliśmy na 2150 m n.p.m. do Flagstaff w Stanach Zjednoczonych i nie za bardzo mogłem tam trenować tak, jak chciałem. Musieliśmy obcinać odcinki najważniejszych treningów. Nie byłem w stanie wykonać takiej pracy jak powinienem. Jednak potem w pierwszym starcie miałem znakomity rezultat 1.44,7. Już wtedy byłem przygotowany na znacznie szybsze bieganie, ale nie odpuściliśmy pracy. Organizm był cały czas pod dużym obciążeniem i tylko nieznacznie się poprawiłem. Druga część sezonu zapowiada się jednak bardzo dobrze i owocnie.

PAP: We Flagststaff przeszkadzała panu wysokość? Czy dlatego trzeba było rezygnować z pełnych treningów?

A.K.: Wysokość to jeden z elementów. Drugi to wiatr. Potwornie wiało. Każdy odcinek niósł ze sobą walkę. Myślę, że średnia siła wiatru pewnie wypadła ok. 6 m/s. To nie tylko uniemożliwia bieganie, ale i wprowadza zły nawyk. Jeżeli robi się ciężko, organizm czuje tę ścianę w trakcie biegania, to człowiek się usztywnia.

PAP: To było nietypowe dla tego miejsca?

A.K.: Później się okazało, że to wcale nic nadzwyczajnego, iż w kwietniu tam wieje. Dopiero od miejscowych dowiedzieliśmy się, że tak tam bywa. Niefortunny splot zdarzeń poprowadził nas do tego miejsca. Prognoza pogody o tym nie mówiła. Za rok nie wiem, czy się zdecydujemy znowu na taki wyjazd. Może poszukamy jakiegoś fajnego miejsca w Europie. Zweryfikowałem przede wszystkim, że takie wysokie góry nie są mi potrzebne. Najlepszą wysokością jest dla mnie 1300 - 1500 m n.p.m.

Rozmawiała Marta Pietrewicz (PAP).

mr