Nauka

Rozumność i polityka

Ostatnia aktualizacja: 19.02.2007 12:08
Jakie są moralne podstawy demokracji i co stanowi przyczynę ich kryzysu?

W dzisiejszych czasach przywykło się uważać demokrację za wartość bezdyskusyjną, "samą w sobie" - do tego stopnia, że określenie "niedemokratyczny" bywa często traktowane jako pejoratywne, bliskoznaczne np. takiemu określeniu jak "niezgodny z prawem". Jako wartość sama w sobie, demokracja nie potrzebuje żadnego usprawiedliwienia, a jej racją bytu jest po prostu to, że jest. Niewątpliwie największy atut demokracji stanowi wolność polityczna: możliwość wyboru swoich reprezentantów w rządzie, przysługująca w równym stopniu każdemu obywatelowi.

Możliwość podejmowania samodzielnych decyzji we własnej sprawie, czyli autonomia, charakteryzująca społeczeństwo obywatelskie, niewątpliwie stanowi jedną z największych zalet demokratycznej formy rządów. Jest to jednak jeszcze zbyt mało, by uważać demokrację za wartość samą w sobie, czy wręcz - jak chcą niektórzy autorzy - wartosć uniwersalną. Książka M. Kunińskiego O cnotach, demokracji i liberalizmie rozumnym wydana przez Ośrodek Myśli Politycznej (Kraków, 2006) jest poniekąd obroną tezy, że demokracja musi wspierać się na podstawach, które same nie mają demokratycznego charakteru, o ile ma ona w ogóle stanowić jakąkolwiek wartość. Jest tak dlatego, że demokracja, bardziej niż inne ustroje, ma tendencje do popadania, jak pisze autor, w "immanentny kryzys swych moralnych podstaw".

Nasuwają się w związku z tym dwa pytania: jakie są owe moralne podstawy demokracji i co stanowi przyczynę ich kryzysu? Weźmy jako przykład jednej z fundamentalnych wartości demokracji wolność obywatelską. Kryzys tej wartości niejako widać "gołym okiem": brak zainteresowania obywateli życiem politycznym swojego kraju, niski odsetek osób biorących udział w wyborach, kierowanie się pobudkami natury emocjonalnej, a nie racjonalnej przy wyborze swoich przedstawicieli, wskutek czego poparcie zyskują grupy głoszące hasła populistyczne i politycy, uprawiający tanią propagandę. Kryzys zwany deficytem demokracji nie dotyka bynajmniej wyłącznie nowych demokracji potransformacyjnych, lecz jest znany krajom, w których kultura demokratyczna miała znacznie więcej czasu na rozwinięcie się. Obywatele, mimo że mają taką możliwość, nie chcą decydować o losach wspólnoty politycznej, której są członkami, nie wykorzystują jednego ze swoich podstawowych uprawnień.

Uznanie, jakim szerokie rzesze społeczeństwa obdarzają tych polityków, którzy wiele obiecują, a mało realizują lub epatują poglądami skrajnymi, to jeden z dowodów na to, że demokracja nie sprzyja rozwojowi cnót, lecz raczej dekadencji kultury politycznej i obywatelskiej. Człowiek demokratyczny, taki, jakim opisał go Platon w VIII księdze Państwa, charakteryzuje się przede wszystkim rozbuchaną emocjonalnością, a co za tym idzie atrofią rozumnej sfery swojej osobowości: jest "wielostronny i pełno w nim różnych charakterów", "raz się upija i upaja muzyką fletów, to znów pije tylko wodę i odchudza się". Cnota zaś w ujęciu klasycznym, eksponowanym przez Autora książki o liberalizmie rozumnym, stanowi rezultat podporządkowania niższych sfer osobowości (popędowej i emocjonalnej) rozumowi i jego nakazom.

Czyżby więc "immanentny kryzys moralnych podstaw" demokracji był spowodowany kryzysem racjonalności, do którego demokracja nieuchronnie prowadzi? Odpowiedź na to pytanie niewątpliwie zależy od naszej koncepcji moralności i roli, jaką racjonalność w niej odgrywa. Kuniński przyjmuje klasyczną (platońsko-arystotelesowską) koncepcję natury człowieka, w której rolę zasadniczą odgrywają hierarchiczne uporządkowanie władz w człowieku i racjonalność jako cecha definicyjna istoty ludzkiej. Opierająca się na takich założeniach etyka za cel rozwoju osobowości uznaje osiągnięcie trwałej harmonii między rozumem, wolą i emocjami, umożliwiające podejmowanie moralnie słusznych wyborów.[----- Podzial strony -----]

Pogląd, że "słuszny namysł" musi poprzedzać decyzję i działanie, nie jest jednak jedynym poglądem w filozofii moralnej: etyczne postępowanie może przecież także zależeć np. od tego, na ile natura wyposażyła daną jednostkę w tzw. "zmysł moralny", nie mający racjonalnego charakteru (Shaftesbury) lub po prostu w dobrą wolę (Kant). Nie jest też do końca jasne, czy wspomniana wyżej klasyczna koncepcja człowieka daje się w ogóle pogodzić z wymaganiami współczesnego świata: wszak gospodarka wolnorynkowa zakłada model homo oeconomicus - istoty racjonalnie realizującej indywidualne preferencje, których źródłem bynajmniej nie musi być rozum.

Kryzys racjonalności w ustroju demokratycznym niewątpliwie jest spowodowany tym, że demokracja, a dokładniej demokracja liberalna, zdaje się nie sprzyjać rozwojowi osobowości ukształtowanych na wzór klasyczny. Słusznie, moim zdaniem, Autor zauważa, że indywidualizm taki, jakim go rozumieją liberałowie, produkuje osobowości słabe, przeciętne i nijakie: individuals zostają zastąpione przez units, by posłużyć się rozróżnieniem obecnym w języku angielskim.
 
Ale jeśli moralność liberalno-demokratyczna wcale nie musi opierać się na przejętej przez zachodnie chrześcijaństwo klasycznej koncepcji natury człowieka, to dlaczego demokracja miałaby cierpieć na kryzys swoich moralnych podstaw? A nawet jeśli bazuje na takich antyczno-chrześcijańskich wzorcach, to czy rzeczywiście mamy do czynienia z ich kryzysem? Przeprowadzone przez badaczy z Katholieke Universiteit Brabant (Holandia) na początku trzeciego tysiąclecia European Values Study pokazuje, że większość tradycyjnych wartości mających swe źródło w kulturze chrześcijańskiej jest nadal zachowywanych przez Europejczyków. Wbrew pozorom, liberalna obyczajowość jest znacznie częściej czymś deklarowanym niż rzeczywistym. I dobrze, bo obyczajowość i moralność to raczej kwestia działania niż przekonań, które mogą ulegać zmianie. Oczywiście, zachodzi ewolucja "sposobów życia", ale twierdzenie, że idzie ona w złym kierunku, byłoby przesadą. Istnieje wiele powodów, dla których można podejrzewać, że poglądy liberalne w sferze obyczajowej okazują się mało skuteczne, jeśli zostaną zastosowane w praktyce, a w każdym razie do korzystnych rezultatów nie prowadzą. W takim razie czymś nieracjonalnym (w dowolnym sensie słowa "racjonalność") byłoby je przyjmować.

Wróćmy jeszcze do demokracji. Jasne jest, że jej źródła biją w starożytnych Atenach, w owym mieście-państwie filozofów, ale przecież po pierwsze dwaj wielcy filozofowie starożytności - Platon i Arystoteles - nie darzyli ustroju demokratycznego zbyt wielkim uznaniem. Co więcej, dzisiejsza demokracja nie przypomina ateńskiej. Arystoteles w Polityce wyróżniał zresztą wiele sposobów rozumienia pojęcia "demokracja", z których dwa - kontrastowe - wydają się zasadnicze: (1) władza tych, których jest wiele, czyli, delikatnie mówiąc, motłochu i (2) rządy obywateli. W drugim znaczeniu rządy demokratyczne zbliżają się do rządów republikańskich. Cechę zasadniczą tych ostatnich stanowi to, że moc decydującą ma prawo, któremu jednostki się podporzadkowują, a nie wola większości, będąca wypadkową indywidualnych preferencji. Czy normy prawne miałyby jakikolwiek sens, gdyby podlegały arbitralnym decyzjom jednostek nastawionych na interes własny, a nie na dobro wspólne? O ile więc współczesne państwa demokratyczne są państwami prawa, rzeczywiście powinny one zakładać pewne rozumienie demokracji wypracowane już w starożytnej Europie.

Na zakończenie warto wspomnieć o nieuniknionej trudności właściwej doktrynom liberalnym, podbudowującym ideowo współczesne społeczeństwa demokratyczne. Liberalizm za punkt wyjścia obiera jednostkę: indywidualny rozum i indywidualne preferencje. To, co obowiązujące powszechnie, miałoby stanowić rezultat subiektywnych przekonań dotyczących tego, jak jest i jak być powinno. Subiektywny punkt widzenia liczy się tylko jako cząstka składowa sumarycznego rezultatu, poza tym jest bez znaczenia. A skoro jest bez znaczenia - gdyż to, co jednostkowe, jeśli nie odniesione do tego, co przekracza jednostkowy wymiar, jest prywatne i irracjonalne, a wobec tego niezrozumiałe - to w najlepszym wypadku znaczenie to może samo sobie co najwyżej nadać.

Anna Tomaszewska


Miłowit Kuniński, O cnotach, demokracji i liberalizmie rozumnym, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2006.

Czytaj także

Ludzie to największy kapitał okresu transformacji

Ostatnia aktualizacja: 12.04.2010 17:57
Mimo tragicznej straty, dobra organizacja państwa nie doprowadziła do kryzysu. Pokazaliśmy, że 20 lat przemian nie poszło na marne. Demokracja w Polsce się sprawdziła.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wygłaszamy pochopne osądy?

Ostatnia aktualizacja: 14.04.2010 10:49
Śmierć nie jest dobrym powodem, żeby niwelować różnice światopoglądowe.
rozwiń zwiń