Nauka

Scjentyzm - przeciw nauce

Ostatnia aktualizacja: 20.04.2007 09:17
Zasadniczym problemem epistemologii jest dokładność naszego poznania rzeczywistości.

 


Zasadniczym problemem epistemologii jest dokładność naszego poznania rzeczywistości. Wedle powszechnego (w istocie jeszcze scholastycznego) odczucia, osiągamy ją dzięki matematyce.  Zastanówmy się jednak: ile zjawisk i procesów naszego życia poddaje się opracowaniu matematycznemu? Dwa procent ? Trzy? Pięć? Najwyżej. A zatem 95% naszego bytowania w tak rozumianej gnozelogii pozostałoby wieczną tajemnicą.

Absurd tezy znanej jako scjentyzm jako jeden z pierwszych wybitnych uczonych dostrzegł twórca etologii, noblista i autor tłumaczonych na większość języków książek, Konrad Lorenz: „Scjentyzm możemy w uproszczeniu zdefiniować jako wiarę w realność tego tylko, co można wyrazić w terminologii nauk przyrodniczych i udowodnić za pomocą kwantyfikacji. Zgodnie z tym zatem jedyną prawomocną dla człowieka metodą poznania jest mierzenie i liczenie. Pogląd, jakoby poznanie stawało się bardziej ‘obiektywne’ przez wyłączenie z rozumowania aparatu poznawczego, jest błędny. Dla porównania jest to tak, jak gdyby uważało się kolorowe rąbki, pojawiające się na wszystkich konturach oglądanych przez stary, niechromatyczny obiektyw za właściwości przedmiotu, a nie aparatu optycznego. (...) Termin ‘fenomenologia’ znaczy dla nas właśnie owo potrzebne do każdej próby obiektywizacji poznanie subiektywnego przeżywania i cechujących go prawideł.”

Wziąć świat w nawias

Przypomnijmy, że termin ten jest autorstwa Edmunda Husserla. Jego zdaniem sens zjawisk jest pozazmysłowy - żeby go znaleźć, trzeba wykroczyć poza nasz świat: trzeba „wziąć go w nawias”. Niedługo przed śmiercią zyskał wsparcie ze strony największego geniusza matematycznego XX w., Kurta Gödla. Podał on genialny w swojej prostocie przykład takiej antynomii, o jakiej pisał Husserl: „To zdanie jest fałszywe”. Jak łatwo spostrzec albo stwierdza ono prawdę, a więc jest fałszywe - albo jest fałszywe, a zatem stwierdza prawdę. Po dorzuceniu jeszcze parunastu takich paradoksów Gödel wykazał, że w logice sensu stricte, czyli matematyce, zawsze będą istniały twierdzenia, których poprawności nie da się uzasadnić zasadami arytmetyki. Udowodnił, że każdy wywód matematyczny musi odnosić się do pewnego sztucznego założenia - to znaczy, że nie istnieje matematyka odbijająca platoński świat idei, „naturalna”.

W książce „Umysł i przyroda” Gregory Bateson (syn twórcy genetyki, Williama) stara się przekonać swoich materialistycznych kolegów, że nauka, posługując się kartezjańskim dualizmem „materii” i „umysłu”, pozbawia się w istocie możności opisu wszelkich zjawisk jakościowych. Nie poznamy świata, posługując się liczbami i behawioryzmem: nie jesteśmy nawet w stanie porządnie zrozumieć pytań, jakie przed nami stawia. Bateson podkreśla przy tym, że mechaniczne wzory dedukcji z góry sprawiają, że nieprzenikalna dla nich jest cała ogromna klasa zjawisk nieregularnych.

Historyk nauki, Derek de Solla Price, zwrócił uwagę, że rewolucyjne dzieło Kopernika było tak naprawdę przez co najmniej stulecie jedynie nową ideą: wszystkie astronomiczne obliczenia zarówno on, jak i jego bezpośredni następcy przepisywali z Ptolemeusza, a każda zmiana, jaką Kopernik wprowadził, odbijała się ujemnie na adekwatności do obserwacji. Kanonik przeczuł, co prawda, że to jednak nie traktowane przezeń niemal mistycznie koło jest obrazem orbit planetarnych - Artur Koestler odkrył w rękopisie „De Revolutionibus” fragment skreślony przez autora lub wydawcę: „Trzeba zresztą zauważyć, że jeśli dwa koła mają różne średnice, wypadkowa nie będzie linią prostą (...) lecz elipsą.”  Ale ta myśl wydawała się już zbyt obrazoburcza. Odważył się na nią dopiero Kepler, częściowo zainspirowany dziełem fromborskiego kanonika, lecz głównie oddany pasji znalezienia mistyczno-geometrycznego wzoru, który posłużyłby jednocześnie teologii, astrologii i numerologii. Przy tej okazji, niejako na marginesie swoich ponad 30-letnich jałowych wysiłków, odkryje, że orbity są elipsami - a potem, że ich relacja do Słońca jest ta sama dla wszystkich i wynosi sześcian odległości od Słońca do kwadratu okresu obiegu.

Jego odkrycia są przełomem w dziejach nauki. Kilkadziesiąt lat później Newton oprze na nich swoją wielką teorię. Ale znów zrobi to obok innych prac, które okresami zajmują go znacznie bardziej: opracowywaniem systemów astrologicznych, studiami nad Biblią, wgłębianiem się w traktaty okultystyczne... Nie sformułowałby swoich praw, gdyby nie to, że szukał sensu świata: tajemnicy egzystencji. Był wielkim uczonym - ale dlatego, że najpierw był filozofem... i niekiedy okultystą.

''Oko. Źródło: Wikipedia. Zdjęcie na lic. Creative Commons Attribution ShareAlike 2.5.
Dane zmysłowe nie istnieją

W swojej ostatniej, wydanej przed śmiercią i niewielkiej rozmiarami książce „A World of Propensities” (1990) Karl Popper zwrócił uwagę na nieświadome założenia filozoficzne, obecne w nauce, rzekomo całkowicie obiektywnej: „Filozofowie a nawet uczeni przyjmują często, że cała nasza wiedza wywodzi się ze zmysłów, z ‘danych zmysłowych’ (...). Jednak z biologicznego punktu widzenia takie stanowisko jest kolosalną pomyłką. Nasze zmysły bowiem nic nam nie mówią - musimy posiadać uprzednią wiedzę. (...) Ponadto nawet odpowiedzi tak lub nie dostarczane przez nasze zmysły muszą być przez nas interpretowane - interpretowane w świetle idei posiadanych przez nas a priori. Mogą one zatem być - i często oczywiście są - dezinterpretowane. A zatem cała nasza wiedza jest hipotetyczna”.

Jacob Bronowski w cyklu wykładów pt. „Źródła wiedzy i wyobraźni” tak natomiast reasumował uwieńczone Noblem badania Walda, Hartline’a i Granita na temat fizjologicznych mechanizmów wzroku: „Otóż oko nie jest zdolne postrzegać otoczenia świeżym, niczym nie zaopośredniczonym wzrokiem; tak jakby nie szukało z góry prostych krawędzi czy kontrastów barw. Zwodzi nas zatem nieustannie, co do natury zewnętrznego świata - interpretujemy go bowiem w kategoriach wbudowanego mechanizmu”.

George Wald, na którego odkrycia powołuje się Bronowski, uznawany jest za najwybitniejszego specjalistę od fizjologii widzenia - oprócz tego jednak zajmuje się teorią nauczania i problematyką teoriopoznawczą. Podsumowując swoje blisko 60-letnie doświadczenia i przemyślenia napisał w 1984 r.: „Jestem dziś pewien, że Artur Eddington miał rację twierdząc, że podstawą naszego życia jest ‘materiał duchowy’. Jestem też pewien, że wbrew temu, co głosi się dziś z licznych katedr, świadomość nie wyłoniła się jako późny wytwór ewolucji życia, ale że istniała ona zawsze, (...) będąc źródłem i warunkiem rzeczywistości fizycznej. To właśnie świadomość skomponowała fizyczny wszechświat”.

Należy sobie uświadomić, że wkraczamy tu na teren najstarszego teorematu filozofii: jak to się dzieje, że w świecie odkrywamy jakiś porządek? Odpowiedź materialistów jest najprostsza: „zrobił się sam”. Rzecz w tym, że zarówno teoria, jak praktyka pouczają nas, że z chaosu tworzy się tylko chaos - który, wg 2. prawa termodynamiki, ustala się w końcu na poziomie zastygłej równowagi, jaką jest śmierć cieplna kosmosu. Jednakże w ciągu ostatniego półwiecza uczeni zmuszeni byli przyznać, że kosmos jest skonstruowany w sposób, który ujawnia coś, co zostało wyklęte przez pozytywistów: celowość.

Związki organiczne powstają na bazie węgla, który z kolei powstaje - w dwustopniowym procesie - z jąder helu: najpierw dwa z nich łączą się dając w rezultacie jądro berylu, a potem dołącza do nich jeszcze jedno i dopiero wtedy powstaje jądro węgla. Jak widać, jest to dość wyszukany sposób, jeśli przyjąć, że zachodzi za sprawą ślepej materii i z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że zachodzić winien niezwykle rzadko i - co za tym idzie - powoli. Tymczasem okazało się, że w drugiej fazie występuje rzadka własność, zwana rezonansem, która ogromnie ją przyśpiesza. Jest on możliwy tylko dlatego, że występuje odrobinę wyżej od całkowitej energii początkowej wnętrza gwiazdy.

''Jan Trycjusz, Portret Wojciecha Dąbrowskiego (fragment). Fot. G. Zygier.

Jeszcze bardziej niesamowite jest tworzenie się tlenu. Powstaje on - znów za pomocą rezonansu - z dodania do jądra węgla kolejnej cząstki alfa. I znowu jest to możliwe tylko dzięki temu, że jego poziom leży powyżej całkowitej energii cząstki, jądra węgla i otoczenia - co chroni atomy węgla przed zniszczeniem. Parametry tych opatrznościowych dla życia rezonansów wynikają ze stałych fizycznych. George Greenstein wyliczył te zadziwiające „przypadki”, które musiały zaistnieć, by na Ziemi mogło powstać życie: „1. Ładunki elektronu i protonu muszą mieć taką samą wartość lecz przeciwne znaki; 2. neutron musi być o ułamek procenta cięższy od protonu; 3. aby mogła zachodzić fotosynteza, musi istnieć odpowiedni związek między temperaturą Słońca i absorpcyjnymi właściwościami chlorofilu; 4. gdyby oddziaływania były nieco słabsze, Słońce nie mogłoby produkować energii w reakcjach jądrowych, a gdyby były nieco silniejsze, paliwo potrzebne do jej wytworzenia ‘spalałoby’ się zbyt gwałtownie; 5. w reakcjach między nukleonami, zachodzących w jądrach czerwonych olbrzymów występują dwa niewytłumaczone, jak dotąd, rezonanse, bez których nie powstałyby pierwiastki cięższe od helu”. Sam Greenstein, zaprzysięgły ateista, poczuł się przytłoczony tą listą: „Im więcej o tym czytałem, tym bardziej się upewniałem, że takie ‘zbiegi okoliczności’ chyba nie mogły być dziełem przypadku. (...) Czyżbyśmy niechcący znaleźli nagle dowód istnienia Najwyższego Bytu?”

By stał się człowiek

Te zdumiewające koincydencje nazwano Zasadą Antropiczną. Według niej struktura i prawa kosmosu zostały z góry dostosowane do wytworzenia rozumnego życia. Jej rodowód wywodzi się bezpośrednio z zasady nieoznaczoności, która zakłada, że cząstka elementarna wchodzi w posiadanie własności dopiero wtedy, gdy jakiś umysł ją obserwuje. Jeśli zasadę tę ekstrapolować na całą materię, to należy uznać, że wszechświat musiał stworzyć człowieka, żeby mieć jakieś własności.

„Na każdym etapie - pisze fizyk i kosmolog John Barrow - ewolucja życia i umysłu mogła wkroczyć w ślepą uliczkę. We wrogim i złożonym otoczeniu ewolucja biologiczna może się załamać z tak wielu różnych powodów, że czystą arogancją byłoby twierdzenie, że wszystko jest możliwe przy dużej ilości węgla i w długim okresie czasu. Co więcej, założenie, że życie musiało powstać z jakiejś odpowiedniej chemicznej mieszaniny, wyrasta dokładnie z tego samego teleologicznego myślenia, które biolodzy jakże słusznie odrzucają. (...) Wiarygodne jest jedynie twierdzenie negatywne: gdyby wartości stałych przyrody różniły się nawet o jeden procent od wartości obserwowanych, to we wszechświecie nie istniałoby wystarczająco dużo podstawowych cegiełek życia. Co więcej, zmiany wartości stałych przyrody odbiłyby się negatywnie na stabilności pierwiastków. Nie tylko spowodowałyby zmniejszenie ich ilości, ale sprawiłyby, że pożądane pierwiastki w ogóle by nie istniały”.

Jak łatwo spostrzec, powróciła tu tym samym cyrkowym sposobem wyklęta telelologia: cel w przyrodzie jednak istnieje i to on nadaje jej sens. To Człowiek. Czyżby więc fizycy i kosmolodzy wrócili po 400 latach do filozoficznego geocentryzmu?

Paweł Ratyniecki


Czytaj także

Śpią dłużej o godzinę i od razu znikły nieobecności

Ostatnia aktualizacja: 24.03.2010 07:58
W jednej z angielskich szkół przesunięcie początku codziennych zajęć o godzinę później poprawiło uczniowską frekwencję. To na razie eksperyment, ale obserwują go naukowcy badający, jak pamięć nastolatków działa w ciągu dnia.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Studenci pomogli Niemcom rozpracować rywali

Ostatnia aktualizacja: 04.06.2010 16:07
300 stron poświęconych każdej drużynie, analiza każdego zagrania i poprzedzającego mu zachowania oraz liczne pliki DVD - tak studenci Wyższej Szkoły Sportu w Kolonii pomogli niemieckiemu sztabowi rozpracować rywali na mundial
rozwiń zwiń