Kultura

„Mrożek nie istnieje”

Ostatnia aktualizacja: 22.11.2007 16:35
W pełni świadomy Baltazar oddaje hołd niewyrażalnemu Mrożkowi. Wydaje zbiór jego ostatnich tekstów.

Posłuchaj Klubu Trójki z udziałem Sławomira Mrożka, Macieja Englerta i Antoniego Libery. Rozmowę prowadzi Barbara Marcinik(20.11.2007) - mp3 (20,71 MB)

„Wkrótce po powrocie podpisałem umowę z „Gazetą Wyborczą” na cotygodniowy felieton. (…) Przez pięć lat z okładem pisałem felietony i dzisiaj widzę, że ze skutkiem przygnębiającym.” Tak pisze o swoich tekstach Sławomir Mrożek w autobiografii „Baltazar”. Trudno dyskutować z autorem, więc może najlepiej wcale nie kupować nowo wydanego (choć wcześniejszego od autobiografii) zbiorku tych felietonów p.t. „Uwagi osobiste”? Nauczony doświadczeniem, nieufnie czytam jednak deklaracje autorów odnośnie ich własnego dzieła.

Główny problem podważenia samokrytyki Mrożka polega na tym, że światło „Baltazara” jest niezwykle ostre i suche, więc bez przeszkód jasno wydobywa kontury przeszłości autora w całej jej trudnej prawdzie. Poza tym po lekturze ostatniej książki mistrza absurdu można stwierdzić, że – prócz paru szczytnych wyjątków – felietony te rzeczywiście są bardzo nieudane.

W jednym z lepszych, pisarz opowiada historię blamażu jego mistrza – Eugeniusza Ionesco – na spotkaniu z lewicującą niemiecką młodzieżą pokolenia ’68 w Duesseldorfie. Sytuacja sławnego absurdysty była trudna, bo nowa generacja nastawiona była doń wyjątkowo negatywnie. Jednak najbardziej ubodło Mrożka, że jego mistrz, zamiast obstawać przy swoich argumentach, pełen ludzkiego przestrachu bronił się i tłumaczył przed niezadowolonym tłumem. „Surrealizm wprowadzony przez niego do teatru przestał być nowością – pisze polski dramaturg – przyswoiła go sobie telewizja i reklama, spowszedniał, więc i nie olśniewał już nikogo”.

„Jakbym robił dobrą minę do złej gry”

Przeterminowanie sprawdzonej metody to na pewno jeden z głównych powodów, dla których ćwierć wieku później szeroko rozpowszechnione już ostrze surrealizmu jako główne narzędzie pracy nie cięło nowoczesnej polskiej rzeczywistości z równą łatwością, jak to miało miejsce w latach pięćdziesiątych, i nie odkrywało tak precyzyjnie punktów absurdalnych, miejsc spornych, bezsensu i zwykłej ludzkiej głupoty. Popkultura wykorzystuje metody absurdu do własnych potrzeb. „Starsi panowie”, kabaret „Dudek, a nawet „Potem” należą już do klasyki, nie wspominając o grupie „Monty Python”, a współcześnie ton nadaje kabaret „Mumio” - wszystkie czerpiące z awangardowej (sto lat temu) metody absurdu. Dlatego próby zastraszania kultury popularnej bronią białą surrealizmu nie wywierają na niej żadnego wrażenia:

„Mówi ojciec do swej Basi
cały zapłakany. Słuchaj, Basiu, pono nasi
biją tam w tam-tamy.

- pisze Mrożek w „Uwagach osobistych” („Pieśń ojca, którego córka wybiera się do dyskoteki”). Wystarczy przeczytać powyższy wyimek, żeby zrozumieć refleksję pisarza: „Całe skrępowanie oraz niezręczność sytuacji powrotu wychodzą tam na wierzch. (…) Bezradność wobec polskiego tematu i życie w obcej perspektywie uderza mnie, autora, po upływie siedmiu lat.” Jednak bardziej niż obcość perspektywy i efekt powrotu do kraju po aż trzydziestu trzech latach czytelnikowi Mrożka rzuca się w oczy jego krytyka popkultury z pozycji „starszego pana”. Pozbawiona dystansu, trącąca kaznodziejstwem. Prawdopodobnie dzieje się to za sprawą różnicy pokoleń. Jednak siedemdziesiąt lat życia nie usprawiedliwia pisarza w oczach większości. Dlaczego ostrze ironii miałoby się tak nagle stępić?

„Dopiero potem mogłem zrozumieć, że właśnie się starzeję”

„Boże jedyny, na co te popłuczyny?
Czemuś mnie nie wziął
do swej boskiej chwały,
gdym był wspaniały?
Czemu ci bardziej w niebie odpowiada
obecność dziada?
Z muzyką niebios czy lepiej licuję,
gdy pokasłuję?
Czy bardziej zdobi w niebieskim kącie
uwiędłe prącie?
A jeśli w niebie zrobi się dziura,
czyli ją zatka ma emerytura?”

- pisze Mrożek. Pomijając niewątpliwe uznanie dla dystansu i autoironii, czytelnik zaczyna w pewnym momencie zauważać, że wydane felietony są zmaganiami autora ze starością. Odchodzą od niego siły twórcze i pomysłowość, a „całe skrępowanie oraz niezręczność sytuacji powrotu wychodzą na wierzch”.

Na szczęście, późny wiek mobilizuje wspomnienia i chęć podsumowywania dorobku. Dlatego pośród pięćdziesięciu siedmiu tekstów znajdziemy rewelacyjne historie z okresu młodości pisarza, powtórzone potem w „Baltazarze” oraz rozliczenie z Ionesco i przewrotny hołd dla Edgara Allana Poe’ego. Ponadto można znaleźć kilka wysokiej jakości tekstów na poły eseistycznych i krótkich fabuł, które rekompensują obecność zaskakujących wierszyków. A pośród lepszych felietonów można znaleźć momenty, w których analiza współczesności jest bardzo precyzyjna i pozwala zawierać się w treściwych sentencjach, jak choćby we frazie: „Internet jest tłumem bez ciała”. Trzeba tu zauważyć, redaktor książki wybrał na obwolutę cytaty, które miałyby reprezentować słynny absurd Mrożka, ale, niestety, wybrał pospiesznie.

„Na wszelki wypadek żegnam się z Publicznością”

Felietony pisane były w latach 1997-2002, czyli przed afazją, udarem mózgu. Zaś autobiografia „Baltazar” napisana została w ramach terapii prowadzonej przez logopedę pisarza i wydana rok przed tomikiem krótkich tekstów. Sam wypadek postawił mistrza surrealizmu w sytuacji prawie absurdalnej, a na pewno nieznośnej – pozbawiony został zdolności mówienia, pisania i czytania. Nie zapomniał, lecz utracił bezpowrotnie kilka języków obcych, które znał. Zniszczone zostały połączenia neuronowe w mózgu, których nie da się zrekonstruować. Musiał nauczyć się mówić od początku. Jak dziecko.

Dotychczasowe umiejętności legły w gruzach, chociaż została cała pamięć o dokonaniach, odwiedzonych krajach, poznanych obcojęzycznych książkach. Wszystko to wpadło w pustkę niewyrażalności. Niczego bowiem, co poznał w obcych językach, póki nie nauczy się ich na powrót (czego raczej nie zdąży uczynić), nie będzie mógł wypowiedzieć. Stąd w słowie „Od Autora” na początku „Uwag osobistych” Mrożek żegna się z publicznością i zauważa, że „jest to jedyny znany mi wypadek, kiedy autor, zmuszony okolicznościami, tak czyni”.

Czytając „Baltazara”, odnosi się zaskakujące wrażenie, że gdzieś podział się cały humor pisarza, teraz skupionego jedynie na jasnym przekazaniu prawdy o sobie. Autor oderwany został od narzędzia pracy – języka, którym mógł poznawać i stwarzać na nowo rzeczywistość. To przełamanie, „afazja”, przychodzi mu z pomocą – jak sam pisze – kiedy zaczyna się starzeć. Przełamanie pomiędzy właśnie zmierzchającą, wieloletnią karierą literacką, a bezsilnym, „bezjęzycznym” egzystowaniem oderwanym od własnych osiągnięć – jakby był innym człowiekiem.

„Podpisując się Baltazar, przyznaję się otwarcie do niedoskonałości”

Przypomina się właśnie ekranizowana książka Jeana-Dominique’a Bauby’ego „Skafander i motyl”. Tam również osoba żyjąca z pisania, wykształcona, traci możliwość komunikacji ze światem i, nadając alfabetem Morse’a przy pomocy powieki, jedynej funkcjonującej (prócz mózgu) części ciała, zapisuje niezwykły testament. Przypomina się także Wittgenstein z jego swteirdzeniem, że „granice mojego języka są granicami mojego świata”. Nagle uświadamiamy sobie, jak ograniczeni jesteśmy we własnym poznaniu. Jak bardzo każdy, nawet uznany i wykształcony autor, narażony jest na oderwanie od jedynego narzędzia kontaktu, od jedynego sposobu współistnienia – mowy.

Dlatego własnie „Baltazara” należy traktować jako prawdziwe podzwonne dla mistrza absurdu, złożone przez niego samemu sobie. Zwięzłość i klarowność wypowiedzi. Jedynie z rzadka rzucenie się na głębokie wody literackiego opisu. Zdania proste i niezłożone. Wszystkie cechy tej książki ujawniają, że była pisana z trudem, w mozole, ale również z precyzją i cierpliwością. Opisując samego siebie i swoje życie – w pełni świadomy Baltazar oddaje hołd niewyrażalnemu Mrożkowi. Biblijne imię, nadane mu we śnie na miejsce starego nazwiska, staje się jego własnym. Przecież sam pisze: „Odtąd nie można mnie chwalić ani ganić za nic, co napisałem przed afazją, ponieważ tamten człowiek nie istnieje.”

Można zatem traktować dzieło przed „Baltazarem” jako zamkniętą całość i, wpisując „Uwagi wstępne” w całościowy kontekst dokonań Sławomira Mrożka, stwierdzić, że jego końcowe zmagania z powracaniem do polskości (w postaci felietonów) były zupełną klęską. Do prawdziwego zwycięstwa doprowadziła go jego choroba, która pozwoliła mu zacząć nowy rozdział życia i pisania. Oby Sławomir Baltazar pisał jak najdłużej. Jego słowa do końca bronią się przed ironią i hipokryzją literatury.

Mikołaj Golubiewski

Sławomir Mrożek, Uwagi osobiste, Noir sur Blanc, Warszawa 2007

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Sezon na Dwójkę: Co słychać w literaturze?

Ostatnia aktualizacja: 23.09.2009 13:40
23 września 2009, godz. 18:00
rozwiń zwiń
Czytaj także

Dwójkowy Indyk

Ostatnia aktualizacja: 15.11.2009 07:45
W niedzielę, o godzinie 21.45, w cyklu „Dramat w Teatrze Wyobraźni” Program 2 zaprasza na premierę sztuki Sławomira Mrożka pt. „Indyk”, w adaptacji i reżyserii Julii Wernio.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Tango z samym sobą"

Ostatnia aktualizacja: 19.08.2009 09:26
„Tango z samym sobą” to antologia wybranych dzieł Sławomira Mrożka, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
rozwiń zwiń