LONDON 2017

Lekkoatletyczne MŚ 2017: dobry występ polskich sztafet. Pokuszą się o niespodziankę?

Ostatnia aktualizacja: 12.08.2017 14:44
Awans męskiej sztafety 4x400 m do finału lekkoatletycznych mistrzostw świata w Londynie to jedna z większych niespodzianek. „Liczyliśmy, że ją sprawimy. Idzie młoda krew, ale mieliśmy też trochę szczęścia w losowaniu” – powiedział lider ekipy Rafał Omelko.
Audio
  • Małgorzata Hołub powiedziała po biegu, że awans do finału mistrzostw świata to powód do satysfakcji (IAR)
  • Na ostatniej zmianie polskiej sztafety wystąpiła Iga Baumgart - przyznała, że miała trochę obaw przed kończeniem biegu (IAR)
  • Rafał Omelko nie kryl radości po awansie do finału, przyznał, że zaskoczyło go słabe tempo biegu półfinałowego (IAR)
  • Tymoteusz Zimny cieszył się z awansu. Powiedział, że cenne były rady trenera, chwalił atmosferę na trybunach londyńskiego stadionu (IAR)
Polska sztafeta 4x400 metrów
Polska sztafeta 4x400 metrówFoto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Polskie Radio zaprasza do słuchania relacji z Londynu. Każdego dnia na olimpijskim stadionie będą wysłannicy Polskiego Radia - Cezary Gurjew, Rafał Bała i Tomasz Gorazdowski - dziennikarze będą przekazywali relacje w radiowej Jedynce i Trójce. Zapraszamy także do śledzenia serwisu Londyn 2017 na stronach portalu PolskieRadio.pl.

Faktycznie – biało-czerwoni trafili do słabszej, pierwszej serii. Uzyskali czas 3.01,78 i weszli do rozgrywki o medale z siódmym wynikiem.

„Mieliśmy założenie, by walczyć o czołową trójkę, udało się. Bieg był taki, że naprawdę mogliśmy powalczyć. Trzeba jednak przyznać, że wygraliśmy z zespołami Jamajki, Bahamów, naprawdę bardzo udany, dobry bieg. Niektóre kraje nie są tak mocne jakby się to wydawało” – powiedział zawodnik AZS AWF Wrocław.

On biegł na ostatniej zmianie. Nie tylko jest najszybszy, ale też najbardziej doświadczony. W eliminacjach doszło do kilku niespodzianek. Miejsca zabrakło chociażby dla Botswany, która po drodze zgubiła pałeczkę i w swojej serii była siódma.

- Nasze szanse wzrastają. Młodzi pobiegli bez żadnych kompleksów, pokazali na co ich stać. Czasowo na pewno stać nas, żeby urwać coś. Liczyłem na to, że sprawimy niespodziankę. Widać, że po igrzyskach poziom w niektórych krajach trochę spadł i można powalczyć w finale - ocenił.

Drugim z bardziej doświadczonych był Łukasz Krawczuk (WKS Śląsk Wrocław), który pobiegł na drugiej zmianie.

- Udało się trzymać czuba, być blisko za tymi mocnymi ekipami. 50 procent sztafety to debiutanci i super wyszło. Od razu awansują do finału mistrzostw świata, my z Rafałem czekaliśmy na to od początku naszej kariery. Ostatni finał był osiem lat temu, ale my w nim wtedy jeszcze nie biegaliśmy - przypomniał.

Sztafetę zaczynał 22-letni Kajetan Duszyński (AZS Łódź).

- Nerwy były - przyznał - Przede mną biegł Jamajczyk, więc gotowało się jeszcze dodatkowo we mnie

Trzecia zmiana to występ zaledwie 19-letniego Tymoteusza Zimnego (MKS Baszta Szamotuły).

- Jest ogromna różnica między juniorskimi imprezami, a taką jak tutaj w Londynie. Ludzi jest mnóstwo. Trybuny są pełne. Emocje są dużo większe. Stres trochę poczułem, jak otworzyli nam drzwi z call roomu i zobaczyłem publiczność - przyznał.

Finał 4x400 m mężczyzn w niedzielę o godzinie 22.15 czasu polskiego.

Bardzo dobrze spisały się też panie, które także dostaną swoją szansę walki o medal.

- To nie był mój bieg, czułam się dużo gorzej niż w startach indywidualnych. Dużo się działo i bardzo szybko. Nagle mnie wyprowadzili, a już musiałam biegać. Jak postawili mnie na piątym miejscu to trochę skrzydełka opadły. Ale wiedziałam, że jest szansa powalczyć. Zabrakło na końcu, żeby chwycić Niemkę, ale liczymy na to, że w finale się uda - skomentowała Iga Baumgart (BKS Bydgoszcz).

Ona, pod nieobecność Święty, jest liderką sztafety i mimo że ambicje były bardzo wysokie, zdaje sobie sprawę z tego, że będzie bardzo trudno o wejście na podium.

- Jest dużo dziewczyn z lepszymi indywidualnymi wynikami niż nasze. Na przykład Nigeria miała trzy zawodniczki w półfinale, a takich sztafet, które nie wystawiły najmocniejszych składów też jest jeszcze trochę - zauważyła.

Jak przewiduje, w ich składzie nie będzie zmian.

- Ewentualnie inne ustawienie, ale nie sądzę, by nazwiska się zmieniły - dodała.

Rywalizację zaczynała Małgorzata Hołub. Lekkoatletka klubu Bałtyk Koszalin miała trudne zadanie, bo zaczynała na ostatnim dziewiątym torze. To oznacza, że przez cały dystans nikogo nie widziała.

- Czułam, że to nie jest to. Miałam cały bieg samotny. Nie miałam z nikim kontaktu i to na pewno trochę utrudniło mi bieg na ostatniej setce. Nie wiedziałam jak biegną rywalki i nie miałam za kim się złapać - powiedziała.

Ona sama po raz trzeci startowała w mistrzostwach świata w sztafecie i po raz pierwszy awansowała do finału. Po raz ostatni Polki w biegu rozstawnym były w najlepszej ósemce globu w 2007 roku w Osace.

- Mam nadzieję, że pech nas w końcu opuścił, a w finale będziemy walczyć o jeszcze wyższą lokatę niż szósta. Na pewno gdzieś statystyki pokazywały, że możemy nawiązać walkę o medal, ale trzeba wziąć pod uwagę, że sztafet nie biega się co tydzień. Raz, dwa razy do roku i dlatego te wyniki mogą być mylne - zaznaczyła Patrycja Wyciszkiewicz (OŚ AZS Poznań).

ps

Zobacz więcej na temat: Londyn 2017 Lekkoatletyka
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak