Historia

Nie damy nawet guzika

Ostatnia aktualizacja: 01.09.2011 07:00
- Nie tylko nie damy całej sukni, ale nawet guzika nie damy - tak 6 sierpnia 1939 r. marsz. Edward Rydz-Śmigły odpowiedział na niemieckie żądania utworzenia "korytarza gdańskiego". Czy to zapewnienie miało podstawy?
Audio
  • Rozmowa z udziałem Adama Ciołkosza - posła na Sejm, gen. Kazimierza Glabisza, komandora Bohdana Wrońskiego i Tadeusza Żenczykowskiego - o pracy gen. dywizji Wacława Stachewicza pt. "Przygotowania wojenne w latach 1935-1939".
  • Rozmowa z udziałem Adama Ciołkosza, gen. Kazimierza Glabisza, komandora Bohdana Wrońskiego i Tadeusza Żenczykowskiego (dokończenie).

Sytuacja strategiczna Polski w przeddzień wybuchu II wojny światowej była dramatyczna - Niemcy mogli zaatakować nas z trzech stron. Aneksja Czechosłowacji dawała im możliwość ataku z południa, z północy mogli wkroczyć od strony Prus Wschodnich, a główne uderzenie mogło być wyprowadzone z zachodu. Wojsko Polskie w dniu wybuchu wojny nie było w pełni zmobilizowane. Mimo alarmujących raportów wywiadu, zwlekano z decyzją o pełnej kompletacji oddziałów do ostatniej chwili aby nie zadrażniać stosunków z III Rzeszą. Władze polskie liczyły na dyplomatyczne rozwiązania sporu o Wolne Miasto Gdańsk i na straszak w postaci gwarancji bezpieczeństwa udzielonych przez Francję i Wielką Brytanię.

Stan polskiej armii odzwierciedlał możliwości państwa, które cieszyło się niepodległością od raptem 20 lat. Polska miała za sobą kryzys gospodarczy, z którego wyszła de facto, dopiero w drugiej połowie lat 30., a jej przemysł, w odróżnieniu od niemieckiego, nie był przestawiony na wojenne tory. Na nowoczesną armię brakowało po prostu pieniędzy, a te, które były, nie zawsze wydawano racjonalnie. Polska doktryna wojenna bazowała na francuskiej myśli wojskowej, która zatrzymała się w czasach I wojny światowej.
Niemcy wyciągnęli wnioski z wielkiej przegranej i byli pilnymi uczniami pionierów wojny manewrowej - Sowietów. To w ZSRR opracowano koncepcję zmasowanego użycia wojsk pancernych i lotnictwa w przełamywaniu frontu na jego wąskich odcinkach. Oficerowie niemieccy wizytowali ćwiczenia Armii Czerwonej, brali udział w wymianie informacji i szkoleniach na Wschodzie, podpatrywali, a potem opracowali własną koncepcję wojny, nazwaną późnie Blitzkrieg – wojna błyskawiczna.
A jaki był polski pomysł na wojnę obronną? 
Lotnictwo

 

Polska doktryna zakładała użycie lotnictwa przede wszystkim do celów rozpoznawczych i łącznikowych. Kładziono też – zgodnie z koncepcją francuską – nacisk na rozwój lotnictwa bombowego. Zaowocowało to opracowaniem i wprowadzeniem jednego z najnowocześniejszych bombowców okresu międzywojennego – PZL 37 "Łoś". Tymczasem podstawą w wojnie obronnej, na która była skazana Polska, powinno być lotnictwo myśliwskie, które mogłoby zapobiegać atakom wrogich bombowców. A to było w opłakanym stanie...

Na wyposażeniu znajdowały się samoloty myśliwskie PZL P.11 i P.7 – w I połowie lat 30. jedne z najnowocześniejszych na świecie, ale już w 1939 roku kompletnie przestarzałe. Błędy dostrzeżono zbyt późno i starano się o interwencyjny zakup myśliwców u sojuszników. Żaden z zamówionych 150. francuskich MS-406, kilkunastu brytyjskich Hurricane`ów oraz jednego Spitfire`a nie dotarł jednak do Polski przed wybuchem wojny.

Samolot
Samolot myśliwski PZL P.11C


Polskie lotnictwo było rozproszone przez przydzielenie eskadr do poszczególnych armii – jedyne duże związki taktyczne stanowiły Brygada Pościgowa, której powierzono zadanie obrony Warszawy, oraz Brygada Bombowa. Niemcy wykorzystywali lotnictwo na konkretnych odcinkach frontu – tam, gdzie były kierowane główne uderzenia. Poza tym ich przewaga liczebna i jakościowa była miażdżąca – mieli do dyspozycji ponad cztery razy więcej samolotów.

Broń pancerna

Trzon wojsk pancernych stanowiły tankietki rodziny TK: TK, TK-3, TKS i TKS-D. Tylko te ostatnie, uzbrojone w najcięższy karabin maszynowy kalibru 20 mm, spełniały minimalne wymagania współczesnego im pola walki, ale było ich zaledwie kilkadziesiąt. Pozostałe, uzbrojone jedynie w ciężki karabin maszynowy, nie nadawały się do walki z czołgami i mogły być wykorzystywane tylko do zadań rozpoznawczych. Było ich ponad 500. W miarę nowoczesnych czołgów lekkich Vickers E i ich licencyjnej odmiany 7TP, które mogły być groźne dla czołgów niemieckich, było mniej niż 200.

Ale największy grzech polskich sztabowców to rozdysponowanie czołgów pomiędzy duże jednostki piechoty i kawalerii, którym przypisano po kilka do kilkunastu czołgów, zorganizowanych w plutony oraz kompanie czołgów. Niemcy tworzyli dywizje pancerne i zmechanizowane, których dowódcy mieli do dyspozycji od kilkudziesięciu do kilkuset czołgów. Wojsko Polskie dysponowało tylko jedną jednostką zmechanizowaną, wyposażoną w większą liczbę czołgów – 10 Brygadą Kawalerii. Druga – Warszawska Brygada Pancerno–Motorowa - była dopiero formowana i nie osiągnęła pełnej gotowości bojowej 1 września 1939 roku.

Niemcy użyli w kampanii wrześniowej m.in. 7 dywizji pancernych i 2 dywizje piechoty zmotoryzowanej. Wermacht miał na wyposażeniu ponad 3000 czołgów.

Artyleria

Niemieckiej przewagi nie mogła zniwelować broń przeciwpancerna – polska dywizja piechoty miała na stanie 36 armat przeciwpancernych 37 mm; niemiecka: dwa razy więcej. Stan naszej artylerii też był opłakany - nie licząc armat przeciwpancernych, produkowanych w II RP na licencji szwedzkiej, uzbrojenie artylerzystów pamiętało czasy I wojny światowej, co skutkowało mniejszym zasięgiem i skutecznością ognia w porównaniu z niemieckimi odpowiednikami. Przewaga liczebna Wermachtu w tej kategorii uzbrojenia była trzykrotna.

Czołg
Czołg rozpoznawczy TKS. Zdjęcie opublikowane w zeszycie TBiU "Czołg rozpoznawczy TK (TKS)" z 1975)


Łączność

Kolejna pięta achillesowa Wojska Polskiego to łączność, oparta na telefonach polowych. Nawiązaie kontaktu pomiędzy oddziałami wymagało poprowadzenia przewodów telefonicznych. To było znakomite rozwiązaniemew czasie I wojny światowej, która rozgrywała się głównie w okopach, przy nieruchomym przez całe miesiące froncie. Ale nie w przypadku wojny manewrowej, gdzie sytuacja zmieniała się z godziny na godzinę. Nieliczne radiostacje były kiepskiej jakości. Nie była w nie wyposażona również większość czołgów i samolotów. Wszystko to sprawiało, że dowódcy oraz żołnierze byli na polu walki ślepi i głusi. Przekazywane przez gońców rozkazy najczęściej stawały się nieaktualne w momencie doręczenia.

Marynarka Wojenna

Polska Marynarka Wojenna - po ewakuacji do Wielkiej Brytanii tuż przed wybuchem wojny niszczycieli "Błyskawica", "Burza" i "Grom" - praktycznie przestała się liczyć z taktycznego punktu widzenia. Jej najpoważniejszą siłę stanowiło 5 okrętów podwodnych, jednak lotnictwo oraz okręty Kriegsmarine były w stanie bez większych problemów zneutralizować ich działania.

Bez szans

To tylko przykłady polskich słabości i błędów popełnionych w przygotowaniach do wojny. W zestawieniu z twardymi danymi propagandowe hasło "nie damy nawet guzika" i budowanie w społeczeństwie poczucia potęgi militarnej Polski wydaje się być jednym z największych kuriozów II Rzeczypospolitej. Wiara w zapewnienia aliantów potęgowała to przekonanie. W starciu z machiną wojenną III Rzeszy Polska nie miała najmniejszych szans. Nawet gdyby nie popełniono większości błędów w przygotowaniach do wojny, mogło to jedynie o kilka tygodni przedłużyć agonię kraju.

Odrębnym tematem jest ufność w zapewnienia Sowietów o neutralnej postawie w przypadku konfliktu z Niemcami. 23 sierpnia 1939 roku pakt Ribbentrop-Mołotow przypieczętował losy Polski. Społeczeństwo polskie nie było kompletnie przygotowane na takie rozmiary klęski wrześniowej…

Marszałek
Marszałek Edward Rydz-Śmigły na plakacie propagandowym z 1937 roku