Historia

Autorka "Dewajtis". Maria Rodziewiczówna - utalentowany "żubr (nie) w spódnicy"

Ostatnia aktualizacja: 02.02.2024 05:50
Ta niezwykła kobieta, która sama prowadziła duży majątek i nosiła się po męsku, mogła stać się ikoną postępu. Krytycy zarzucali jej jednak wstecznictwo. "Są dwie potęgi, którym trzeba dać wszystko, a w zamian nie brać nic – to Bóg i Ojczyzna" – pisała.
Maria Rodziewiczówna, w tle: scena z serialu Dewajtis
Maria Rodziewiczówna, w tle: scena z serialu "Dewajtis"Foto: NAC; TVP/Damian Hornet

Maria Rodziewiczówna, pisarka i autorka "Dewajtis", w swoim literackim dossier miała też takie powieści, jak "Między ustami a brzegiem pucharu" i "Lato leśnych ludzi". Dzieła te uplasowały ją w pierwszym szeregu najpoczytniejszych autorek międzywojnia.


Posłuchaj
14:05 maria rodziewiczówna - szkic do portretów (1)__.mp3 Maria Rodziewiczówna - audycja Kai Kamińskiej z cyklu "Szkic do portretu". Cz. 1. (PR, 30.08.1988)

 

20:26 maria rodziewiczówna - szkic do portretów (2).mp3 Maria Rodziewiczówna - audycja Kai Kamińskiej z cyklu "Szkic do portretu". Cz. 2. (PR, 30.08.1988)

 

15:02 maria rodziewiczówna - szkic do portretów (3)_.mp3 Maria Rodziewiczówna - audycja Kai Kamińskiej z cyklu "Szkic do portretu". Cz. 3. (PR, 30.08.1988)

 

Pani na Hruszowej

Rodziewiczówna przyszła na świat 2 lutego 1863 roku na Grodzieńszczyźnie.

– Rodzice Rodziewiczówny zostali po powstaniu styczniowym zesłani na Syberię za przechowywanie powstańców i broni dla nich – mówiła prof. Anna Martuszewska, historyk literatury.  

Maria niemal urodziła się w kibitce, w której jej matkę wywieziono na Sybir. Dziewczyna została oddana pod opiekę rodzinie. Rodzice wrócili na ziemie polskie w 1871 roku. Życie musieli zaczynać niemal od zera. Majątek skonfiskowali zaborcy. Rodzina szukała utrzymania w mieście. Matka przyszłej pisarki musiała zająć się pracą w fabryce, ojciec przez pewien czas był dozorcą.

– W ziemiańskiej rodzinie, w której się wychowywała, nie było wielkich tradycji intelektualnych. Ku pisarskiej drodze mógł ją zwrócić pobyt w klasztorze sióstr niepokalanek w Jodłowcu. To była dobra pensja, nastawiona przy tym bardzo patriotycznie – wyjaśniała Anna Martuszewska w audycji Kai Kamińskiej z cyklu "Szkic do portretu". 

W wieku siedemnastu lat przejęła po zmarłym ojcu majątek Hruszowa. Położona na dzisiejszej Białorusi, w połowie drogi między Brześciem a Pińskiem, wieś nie przynosiła dużych dochodów. Większość majątku stanowiła pradawna puszcza, gospodarowano na zaledwie jednej trzeciej jego obszaru. Znaczną część pieniędzy przeznaczano na spłatę długów, które Maria odziedziczyła wraz z ziemią po ojcu i stryju.

"Żubr w spódnicy"

Do dziś nie wiadomo, dlaczego gospodarowanie majątkiem przypadło Marii, a nie jej bratu. Przejąwszy majątek, młoda kobieta zmieniła zupełnie swój wygląd. Za zgodą matki obcięła warkocz i zaczęła nosić krótkie włosy, męski żakiet i długie buty z cholewami.

– Lewicowa krytyka nazywała ją "żubrem w spódnicy". Ona zresztą taką osobą była. Niemal do końca życia mieszkała na Polesiu w swoim majątku. Nosiła się po męsku. Nigdy nie wyszła za mąż – mówił Ryszard Matuszewski, historyk literatury, w audycji z 1988 roku.

Przez 25 lat mieszkała razem z przyjaciółką i daleką kuzynką Jadwigą Skirmunttówną. Kobiety pozostały nierozłączne do końca życia. Ich wieloletnia relacja dała asumpt do podejrzeń o to, że Rodziewiczównę i Skirmunttównę łączyło coś więcej niż przyjaźń. Brak na to decydujących dowodów. Charakter ich relacji pozostaje jednak w sferze domysłów, tym bardziej że sama Rodziewiczówna była, owszem, emancypantką, ale głęboko zakorzenioną w wierze katolickiej.  

Przez pół wieku gospodarowania majątkiem zdołała pozyskać sobie sympatię okolicznych białoruskich chłopów. Doszło nawet do tego, że gdy Rodziewiczówna postanowiła wesprzeć budowę katolickiego kościoła cegłami z rozebranego budynku, prawosławni chłopi z własnej woli i nieodpłatnie przenieśli budulec na miejsce powstania świątyni.

– W ujęciu działań Rodziewiczówny walka o utrzymanie ziemi była zarazem walką o utrzymanie polskości – zaznaczała prof. Anna Martuszewska.

Nestorka w walczącej stolicy

Stosunki, które zapanowały w kraju po odzyskaniu niepodległości, rozczarowały Rodziewiczównę. W ramach protestu przeciwko polityce rządowej odmówiła m.in. przyjęcia Złotego Wawrzynu od Polskiej Akademii Literatury. Odrzucenie nagrody odbiło się szerokim echem w świecie polskiej literatury. Choć pisarka złamała pióro już w 1931 roku, to pozostawała do końca II RP jedną z najpoczytniejszych autorek. 

Tragedia wybuchu II wojny światowej dosięgła ją w Hruszowej. Uciekając przed Sowietami, przekroczyła granicę Generalnej Guberni. W czasie okupacji wspierała konspirację. Współpracowała z Biurem Informacji i Propagandy Armii Krajowej.

 W latach wojennych otrzymywała zaliczki na poczet powieści, które miała pisać po wojnie, o których wiadomo było, że nie zdoła ich już napisać. Te pieniądze pozwalały jej przeżyć – oceniała prof. Anna Martuszewska.

Przetrwała Powstanie Warszawskie. Stara i schorowana, wielokrotnie była przenoszona z piwnicy do piwnicy walczącej stolicy przez wiernych czytelników. Pisarkę zarejestrowało oko kamery Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej.

Doświadczenia powstania, pięciu obozów przesiedleńczych, trudów okupacyjnych mocno nadszarpnęły zdrowie pisarki. Zmarła w Leonowie nieopodal Skierniewic na zapalenie płuc.

Orędowniczka przyrody, Ojczyzny i Boga

Twórczość Rodziewiczówny trudno oddzielić od jej życia. Zarządzanie wiejskim majątkiem i doświadczenia rodziców, ziemian zmuszonych do pracy w fabryce, mogły mieć decydujący wpływ na podkreślane w twórczości pisarki przywiązanie do ziemi i zdecydowane opowiadanie się przez nią po stronie natury – stąd barwne opisy kresowej przyrody, co najpełniejsze odzwierciedlenie znalazło w powieści "Lato leśnych ludzi", ale widoczne jest też w "Dewajtis", której tytuł jest przecież zarazem nazwą dębu symbolizującego w powieści trwałość i stabilność.

Kobieta, która sama musiała prowadzić spory majątek, dobrze radziła sobie z nakreślaniem silnych postaci kobiecych. "Dewajtis" jest ich pełna: fabułę napędzają intrygi macochy Marka Czertwana, z kolei oparciem dla bohatera jest jego ciotka Aneta. Nawet obiekt uczuć protagonisty, Irena Orwid, jest kobietą wyemancypowaną, wykształconą i pewną siebie. 

- Należy docenić bardzo dużą plastyczność postaci, umiejętność kształtowania wątków fabularnych - mówiła prof. Anna Martuszewska.  – Żeromski zachwycał się "Między ustami a brzegiem pucharu". Pisał, że wręcz zazdrości Rodziewiczównie niektórych dialogów i scen. Jednocześnie i Prusowi, i Żeromskiemu nie pasował jej tradycjonalizm. 

Cenił za to Rodziewiczównę Sienkiewicz, który na jej jubileusz dwudziestopięciolecia pracy artystycznej pisał w liście do niej: "Tyś zrozumiała, że mimo chmur, które rozciągają się nad Twoją ukochaną ziemią, mimo cierpień, mimo głazów, które gniotą pierś polską, naród wyciąga ręce do życia, więc krzepiłaś w nim siły życiowe. Słowa Twe były zawsze słowami otuchy i jakby echem drogiej nam pieśni Legionów… Służba Twoja była zawsze wierna Ojczyźnie, a zarazem jasna i przeźrocza jak ruczaj litewski".

Choć ta niezwykła kobieta, która sama prowadziła duży majątek i nosiła się po męsku, mogła stać się ikoną postępu, to powszechnie zarzucano jej wstecznictwo. "Są dwie potęgi, którym trzeba dać wszystko, a w zamian nie brać nic – to Bóg i Ojczyzna" – pisała.

Krytycy zarzucali jej także wtórność i powtarzanie rozwiązań fabularnych wcześniejszych pisarzy pozytywistycznych. Jej przedwojenna poczytność stała się z kolei powodem, dla którego Rodziewiczównie przypięto łatkę pisarki dla panien na pensji.

Po II  wojnie światowej twórczość Rodziewiczówny wypadła z kanonu lektur ze względu na to, że w jej twórczości dominowało przekonanie, iż polskość wiąże się z wielkimi posiadaczami ziemskimi i własnością Kościoła. Dopiero pod koniec lat 80. zaczęto wznawiać jej dzieła, a jedno z nich – "Między ustami a brzegiem pucharu" – doczekało się ekranizacji. Obecnie Telewizja Polska nadaje serial na kanwie powieści "Dewajtis".

bm