Krzysztof Kamil Baczyński. Zobacz serwis specjalny
Pochłonie nas historia. Młodych, dwudziestoletnich chłopców. Nie będziemy Mochnackimi, Mickiewiczami, Norwidami swojej epoki. Mogliśmy być Rimbaudami. Ale odrzuciliśmy to, bo szliśmy gdzie indziej.
Andrzej Trzebiński, "Pamiętnik" (fragm.)
41:49 pochłonie nas historia_ o andrzeju trzebińskim___7637_95_iv_tr_0-0_cc65a5d8[00].mp3 Andrzeja Trzebińskiego wspominają: Tadeusz Lewandowski, wydawca jego "Pamiętników", przyjaciele poety z pisma "Sztuka i Naród": Zbigniew Laskowski, Halina Szwykowska, Stanisław Edward Bury, Mieczysława Buczkówna-Jastrunowa, o. Józef Warszawski oraz Zofia Trzebińska-Nagabczyńska. Audycja Grażyny Gronczewskiej (PR, 1995)
Zabawy w małego redaktora
Dzieciństwo miał szczęśliwie. Na świat przyszedł w 1922 roku w podłomżyńskiej Radgoszczy. Potem były przenosiny do kolejnych małych miejscowości: w okolice Łodzi, na Pomorze (ojciec Andrzeja, Stanisław Konstanty Trzebiński, pracował jako agronom).
- Byłam cztery lata od niego młodsza, wychowaliśmy się na wsi - wspominała swojego brata Zofia Trzebińska-Nagabczyńska. - W grupie kuzynów Andrzej zawsze przewodził. Urządzał zabawy, w tym takie, jak wydawanie pisma codziennego, z powieścią w odcinkach i zagadkami. Również wystawy, teatrzyki czy cyrk. Od najwcześniejszych lat wykazywał inicjatywę. Patrzyliśmy na niego jak na kogoś, kto się wyróżniał. Kto jest ponad nami.
Poza tym, jak opowiadała Zofia Trzebińska-Nagabczyńska, jej starszy brat był często "poważny i skupiony". I nie bardzo miał głowę do codziennych, życiowych sprawy ("Już od dziecka nigdy nie wiedział, gdzie są w domu filiżanki czy koszule. Nie zwracał uwagi na takie rzeczy").
W sercu "Sztuki i Narodu"
Gdy miał dziesięć lat, Andrzej Trzebiński przeniósł się wraz z rodzicami do Warszawy. Uczył się w gimnazjum i liceum im. Czackiego ("Był wybitnym uczniem", wspominała siostra, "nauczył się między innymi francuskiego na tyle, że w 1940 tłumaczył wiersze, które mu zresztą przepisywałam na maszynie").
Latem tegoż 1940 roku (liceum, już po wybuchu wojny, kończył na tajnych kompletach) zdał maturę i wraz ze swoim licealnym kolegą Tadeuszem Borowskim rozpoczął studia polonistyczne na podziemnym Uniwersytecie Warszawskim. Zamiłowanie do literatury, poetycki talent objawiał już w szkole, polonistyka zatem była naturalnym wyborem.
Potem nadszedł czas na większe zaangażowanie.
Na przełomie 1941 i 1942 roku Andrzej Trzebiński razem ze swoim serdecznym przyjacielem Wacławem Bojarskim oraz Bronisławem Onufrym Kopczyńskim założyli "Sztukę i Naród" - najważniejsze pismo literackie okupowanej Polski, które wkrótce współtworzyć również będą m.in. Tadeusz Gajcy i Zdzisław Stroiński.
Po tragicznych śmierciach pierwszych dwóch redaktorów naczelnych pisma - Kopczyńskiego i Bojarskiego - Trzebiński, w styczniu 1943 roku, objął tę funkcję. Jeszcze wtedy nie wiedział, że i jego za niecały rok będzie musiał ktoś zastąpić.
Kultura jako przejaw siły
- Jeśli miałbym przywołać jego postać, opowiedziałbym o młodym, wysokim chłopaku z ciekawymi oczyma z wichrzącą się czupryną - mówił w Polskim Radiu Zbigniew Laskowski, kolega Andrzeja Trzebińskiego. - Chłopaku ogarniętym pasją tworzenia nie tylko literatury, ale czegoś, co można nazwać rolą kultury w życiu narodu.
Ambicje młodego poety zapatrzonego w wielkich twórców polskiego romantyzmu, krytycznie oceniającego "tradycję skamandrycką", poety współredagującego pismo związane ze środowiskiem polityczno-wojskowej Konfederacji Narodu (wywodzącej się z przedwojennego Ruchu Narodowo-Radykalnego "Falanga") były bowiem wielkie.
- Trzebiński myślał o Ruchu Kulturowym, ponadpartyjnej płaszczyźnie pokolenia wojennego - mówił w radiowej Dwójce prof. Maciej Urbanowski. Ruch ów, jako apolityczna struktura konspiracyjna, powstał w połowie 1943 roku. Jego celem miało być przeformułowanie polskiej świadomości kulturowej, przygotowanie narodowej kultury (ale i "imperialnej", bo w grę wchodziła idea stworzenia swoistego imperium słowiańskiego) na czasy powojenne.
"Wytworzenie własnego stylu kultury jest kwestią siły", pisał Trzebiński.
25:42 Dwójka Wyspa skarbów.mp3 O życiu i twórczości Andrzeja Trzebińskiego mówi prof. Maciej Urbanowski. Audycja Doroty Gacek z cyklu Wyspa skarbów (PR, 2017)
"Groszku pachnącego przyniosłaś mi w dłoni"
Co pozostawił po sobie 21-letni Andrzej Trzebiński jako literacki twórca? - I przejmujący dziennik, i dramat "Aby podnieść różę", i niedokończoną powieść "Kwiaty z drzew zakazanych", i poruszającą, budzącą ciągłe spory, krytykę literacką, i poezję - wyliczał prof. Maciej Urbanowski.
Obok poezji (a wśród niej takich znanych do dziś fraz, jak "Groszku pachnącego przyniosłaś mi w dłoni / dałaś groszek - dłoni nie chciałaś już dać", "Takaś mała, a łzy takie ogromne / takie ciężkie, że aż głowa się chyli") czy dramatu (witkacowskiej z ducha groteski o rewolucji) warto się przede wszystkim przyjrzeć "Pamiętnikowi" Andrzeja Trzebińskiego.
Tekst ten (w istocie, jeśli chodzi o przynależność gatunkową, dziennik) pozostaje bowiem czymś oryginalnym na tle całego piśmiennictwa epoki - nikt z Kolumbów nie prowadził takich zapisków! Jest niezwykłym autoportretem dojrzewania młodego człowieka, ale i pośrednio świadectwem o całym tragicznym pokoleniu.
Bilanse finansowe, czytelnicze, miłosne
- Autor tej książki chodził niedożywiony, biednie ubrany, nie miał pieniędzy, ciągle musiał zmieniać mieszkania, ciężko pracował, walczył w codziennym życiu o przetrwanie - podkreślał Zbigniew Laskowski. Potwierdzenie tego znaleźć można na kartach "Pamiętnika".
"Mam w kieszeni 8 zł i kilkadziesiąt groszy. Naturalnie obiadu jeść już nie będę. Ostatnim luksusem dnia było gruntowne, mniej więcej kunsztowne i kosztowne śniadanie". Trzebiński wielokrotnie zdawał takie finansowo-rachunkowe relacje, ale robił to nie tyle, by się nad sobą uskarżać, ile by uświadamiać sobie własne położenie, wręcz dopingować do działania. "Skończyć z tym. Zreformować gruntownie całość finansów", upominał sam siebie. Choć za chwilę, po kolejnych obliczeniach, dodawał: "Już mam deficyt. Psiakrew! A długi?".
Samoświadomość. Samodyscyplina. Nieustanne rozliczanie się z tego, co się zrobiło, co powinno się zrobić. Praca nad sobą. Ten bardzo charakterystyczny rys osobowości Andrzeja Trzebińskiego uwidacznia się wielokrotnie w "Pamiętniku". A w tle tych zabiegów była fundamentalna kwestia: poczucie, że się należy do "straconego pokolenia", że ma się bardzo mało czasu. Że jest się dopiero na początku życiowej i artystycznej drogi, ale za chwilę, w każdym momencie, może ona zostać tragicznie przerwana.
Być może stąd ta gorączkowa zachłanność Trzebińskiego, by jak więcej jeszcze przeczytać, poznać, napisać (robił listy lektur, tematów, którymi powinien się zająć, nie dosypiał). By pracować nad sobą, bo przecież tyle jeszcze planów, ambitnych polityczno-społecznych zamierzeń.
***
Czytaj także:
***
"Pamiętnik" Trzebińskiego - na innym planie - to intymne świadectwo miłości młodziutkiego poety: opowieści o dziewczynach (o których często nie miał najlepszego zdania), a przede wszystkim o "Annie nr 1" (poznanej w czytelni biblioteki przy Koszykowej), potem "Annie nr 2" (starszej od niego o dziesięć lat). Los chciał, że spotkanie z "Anną nr 2" stało się tematem ostatniego wpisu w "Pamiętniku". "Być może kocham ją i nie należy się tego wypierać - ale swoją drogą nie powinniśmy się widywać zbyt często. Pisarz, artysta musi mieć dużo samotności, aby tworzyć", notował na kilka tygodni przed śmiercią.
Są momenty, gdy ta książka - między relacjami z trudów codzienności, z pracy przy "Sztuce i Narodzie", z miłosnych rozterek - staje się, jak określił to sam autor, "modlitewnikiem". Na ten religijny wątek zwrócił uwagę choćby Czesław Miłosz (który zresztą z Trzebińskim toczył wielkie ideowe spory). "Pamiętnik Trzebińskiego jest dla mnie wstrząsający", pisał w 1960 roku dla paryskiej "Kultury" Miłosz. "O polskim katolicyzmie narodowym można nie być wysokiego mniemania, ale tutaj coś nastąpiło. Wiara religijna została dźwignięta na stopień wyższy, jest osobiście przeżyta (…). Być może w Trzebińskim Polska straciła to, czego jej brak: pisarza obierającego za temat życie wewnętrzne akcji i kontemplacji".
"Zdziwienie nie do wyrażenia"
Świadomość śmierci pojawiała się wielokrotnie na kartach "Pamiętnika" Andrzeja Trzebińskiego. Młody autor próbował ją niejako oswoić, patrząc na życie z perspektywy jego końca. Ale jednocześnie zanosił przejmujące modlitwy. "Myśl o mnie, Boże - nie daj mi śmierci, nie daj mi konieczności śmierci. Ty jeden wiesz, jak strasznie byłoby nie wykonać niczego z tych rzeczy, które zostały przez nas wspólnie zaczęte z Wacławem, Bronisławem (…)".
Zwyczajnie, po ludzku bał się, że - jak pisał w przejmującej notce po śmierci przyjaciela Wacława Bojarskiego - "pochłonie nas historia".
Koniec przyszedł jesienią 1943 roku (jesień była ukochaną porą roku poety). Na początku listopada, gdy w Warszawie trwały nasilone represje Niemców w stosunku do mieszkańców stolicy: liczne obławy, łapanki i egzekucje, Andrzej Trzebiński został zatrzymany za nielegalne przebywanie w przyfabrycznej stołówce przy ul. Filtrowej.
- Poszedł kiedyś do tej jadalni, zjadł sobie obiad, a z nieba jedzenie nie spadało. Więc raz mu się udało, więc pomyślał sobie: "drugi raz pójdę" - wspominał w Polskim Radiu ojciec Józef Warszawski, kapelan Konfederacji Narodu. - Niemcy już zauważyli, zabrali go. Jego siostra chodziła po wszystkich urzędach, miała pieniądze, chciała go wykupić za każdą cenę. Nic nie pomogło.
Był 12 listopada 1943 roku. Ulica Nowy Świat, okolice Wareckiej. - Andrzej został przywieziony wraz z grupą trzydziestu Polaków. Został rozstrzelany w egzekucji ulicznej, która miała wzbudzić zgrozę i zastraszenie, jako odwet za działania Polski podziemnej - opowiadał Stanisław Edward Bury, kolega Andrzeja Trzebińskiego.
- Ci przywiezieni na rozstrzelanie Polacy mieli na głowach papierowe kaptury. Potem ciała wrzucono na ciężarówki.
***
"Trochę się boję, że wbrew oswojeniu z myślą o śmierci mogę się nieco zblamować wtedy", pisał Andrzej Trzebiński, żegnając Wacława Bojarskiego. "Że nie umrę tak pewnie, tak bezwzględnie, tak mocno, jak dzisiaj obiecuję to sobie. Że przez serce w takiej chwili może przelecieć cień. Nieznane. Zdziwienie nie do wyrażenia, odczute tylko, bezgraniczne, bezdenne, takie tylko, jakie daje widzenie Prawdy".
jp
Źródła:
Andrzej Trzebiński, "Pamiętnik", opracowanie, wstęp i przypisy Paweł Rodak, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 200; Bronisław Mamoń, "Uczestnik polskiego chóru. O Pamiętniku Andrzeja Trzebińskiego, "Tygodnik Powszechny" 2002 nr 15.