Historia

"Ostatni pojedynek". Prawdziwa historia za filmem Ridleya Scotta

Ostatnia aktualizacja: 15.10.2021 12:44
Przedstawione przez reżysera wydarzenia to średniowieczny odpowiednik współczesnych afer kryminalnych i obyczajowych pokroju historii O.J. Simpsona, Billa Clintona i Moniki Lewinsky, skandali w brytyjskiej rodzinie królewskiej. Historia ekscytowała elity Europy Zachodniej, a jej finał, tytułowy "ostatni pojedynek", obserwowali najpotężniejsi ludzie we Francji. Nic dziwnego, zawierała bowiem wszystkie elementy dobrego skandalu: seks, przemoc, zdradę, pieniądze i władzę.  
Kadr z filmu Ostatni pojedynek. Adam Driver i Matt Damon w roli rycerzy, których poróżniła zbrodnia i ambicja.
Kadr z filmu "Ostatni pojedynek". Adam Driver i Matt Damon w roli rycerzy, których poróżniła zbrodnia i ambicja. Foto: 20th Century / Planet / Forum

Film Ridleya Scotta "Ostatni pojedynek" można oglądać na ekranach polskich kin od 15 października. 

"Ostatni pojedynek" – fabuła inspirowana prawdziwymi wydarzeniami

Francja, koniec XIV wieku. Marguerite (Jodie Comer) oskarża rycerza Jacquesa Le Grisa (Adam Driver) o gwałt. Jej mąż, Jean de Carrouges (Matt Damon) kieruje sprawę przed królewski trybunał. Problem polega na tym, że nie ma świadków zbrodni, słowo staje przeciwko słowu. W tej sytuacji król Karol VI nakazuje organizację pojedynku sądowego na śmierć i życie. Racja będzie po stronie wygranego (i żywego). Dużo ryzykuje sama Marguerite, która w przypadku śmierci męża pójdzie na stos za krzywoprzysięstwo.

Emocje podgrzewa fakt, że przeciwnicy byli długoletnimi przyjaciółmi i towarzyszami broni. Poza oczywistą (acz domniemaną) krzywdą, w grę wchodzi też ambicja: Carrouges i Le Gris są wasalami tego samego seniora, hrabiego Pierre’a d'Alençon (Ben Affleck). Przy czym możnowładca wyraźnie faworyzuje tego drugiego, młodszego i lepiej wykształconego rycerza. 

Ile z tego opisu jest prawdą, a ile fikcją? "Ostatni pojedynek" to jeden z tych filmów, który – dzięki temu, że trzyma się literackiego pierwowzoru pióra prof. Erica Jagera, specjalisty od literatury średniowiecznej – można uznać za zgodny z prawdą historyczną. Całe wydarzenie przebiegało prawdopodobnie w sposób przedstawiony przez reżysera (z pominięciem szczegółów, takich jak kwestie tego, z jakich etapów składał się pojedynek: w filmie jest on znacznie bardziej rozbudowany niż ten, który przedstawiają źródła; wielbicieli średniowiecza razić będzie też połowiczna przyłbica w hełmach rycerzy). Scott ubarwia ją dodatkowo zaproszeniem do zapoznania się z historią z perspektywy głównych aktorów dramatu i wniknięcie w ich psychikę.

Nie taki ostatni pojedynek

Oś fabuły, czyli instytucja pojedynków sądowych należała do tzw. ordaliów, czyli środków dowodowych akceptowanych przez średniowieczne sądownictwo. Innymi ordaliami były liczne próby, z których, obok pojedynków, najsłynniejszymi były próby żelaza (chodzenie po rozżarzonych prętach) i wody (wrzucanie związanego podejrzanego do wody i sprawdzanie, czy się utopi, jeśli nie tonie – jest winny, bo czysta woda nie przyjmie zbrukanego zbrodnią). Zwyczaj ten brał swoje źródła z Biblii (starcie Dawida z Goliatem) i przedchrześcijańskiej tradycji germańskiej. Razem z prawem salickim, saskim i magdeburskim rozprzestrzeniły się po Europie.

Pozornym paradoksem wydaje się, że tę instytucję, opartą na przeświadczeniu, że Bóg będzie po stronie tego, kto ma racje, rugował przede wszystkim Kościół, który przelewanie chrześcijańskiej krwi uznawał za rzecz niewskazaną. Ordalia pozostawały więc domeną władzy świeckiej. Już sobór laterański IV w 1215 roku zabronił kapłanom brania udziału w sądach Bożych. Ale prawdziwa kampania przeciwko próbom, w tym pojedynkom sądowym, rozpoczęła się w XV wieku i trwała jeszcze przez kolejne stulecie. W 1563 roku sobór trydencki objął pojedynkujących się klątwą kościelną.

Ukazane w filmie starcie odbyło się 29 grudnia 1386 roku. Czy był to faktycznie "ostatni pojedynek"? I tak, i nie. Owszem, był to ostatni pojedynek sądowy zarządzony przez króla i parlament we Francji. Pojedynki jednak nie zanikły, wręcz przeciwnie, stały się jednym z elementów kultury rycerskiej, szlacheckiej, później arystokratycznej i w końcu dżentelmeńskiej. Do tego stopnia, że w historiografii używa się nawet sformułowania "plaga pojedynków". Zmieniła się za to ich rola. Starcie przestało być środkiem dowodowym w sprawie sądowej, stawało się za to osobistym środkiem obrony czci i honoru. Sam Scott sięgnął po ten motyw już blisko 50 lat temu w "Pojedynku" na motywach opowiadania Josepha Condrada.

Pojedynki (nie tylko) sądowe w Polsce

Nie inaczej było na ziemiach polskich. Praktyka pojedynków sądowych przyjęła się w Polsce od XIII wieku i należała do sposobów rozstrzygania sporów jeszcze do końca XV wieku, wzbudzając żywe zainteresowanie możnych. Takie starcia obserwowała m.in. królowa Jadwiga Andegaweńska.

Kres pojedynkom sądowym przyniósł w Polsce wiek XVI. Już król Aleksander Jagiellończyk w 1505 roku wykreślił z obowiązującego prawa zapisy o sądach bożych i zakazał ich organizacji sądom. Ale już jego następca, Zygmunt Stary, pozwolił na rozwiązanie sporu przy pomocy miecza w swojej obecności.  W 1588 roku w konstytucji sejmowej brać szlachecka uznała pojedynki sądowe za uwłaczające rozumowi, ale jednocześnie nie zakazywała jasno pojedynków honorowych.

Praktyka pojedynków stała się w Rzeczpospolitej prawnym kotem Schrödingera. Oficjalnie były one zabronione. Za udział groziła kara więzienia, zabicie przeciwnika można było odpowiadać jak za mężobójstwo, a za rozlanie krwi w miejscu pobytu króla można było zapłacić życiem. Z drugiej strony w wielu przypadkach zapis pozostawał martwy. Pojedynki były powszechne zarówno w czasach I Rzeczpospolitej, jak i pod zaborami (do najsłynniejszych ofiar pojedynków na ziemiach polskich można zaliczyć Stefana Bobrowskiego, wybitnego konspiratora doby powstania styczniowego).

Już po odzyskaniu niepodległości, w 1919 roku, ukazał się nawet "Polski kodeks honorowy" autorstwa Władysława Boziewicza. Broszurka stała się podstawowym, choć nieoficjalnym, dokumentem regulującym kwestie pojedynków w Polsce, pozostającym w mocy nawet mimo wprowadzonych w kodeksach karnych z lat 30. zakazów pojedynkowania.

W 1934 roku (a więc już po wprowadzeniu zapisów antyduelanckich w polskim prawie) ukazał się Akademicki Kodeks Honorowy. Dokument jest uznawany do dziś przez członków polskich korporacji akademickich – organizacji studenckich nastawionych na samodoskonalenie i samokształcenie, pracę dla kraju oraz zachowanie tradycji uniwersyteckich.

W praktyce Akademicki Kodeks Honorowy, poprzez wprowadzenie wieloetapowego procesu wyrównywania krzywd, ogranicza możliwość zaistnienia pojedynku do minimum. W efekcie jedynymi pojedynkami, w jakich biorą udział polscy żacy, są te organizowane przez podobne bractwa w Niemczech i Austrii. Odbywają się tam menzury, czyli rytualne pojedynki na szlagiery (rodzaj rapiera o długości 108 cm), z zachowaniem środków ostrożności tak, by żaden cios nie okazał się śmiertelny.  

Ostatni pojedynek jeszcze przed nami.

Bartłomiej Makowski

Podczas pisania artykułu korzystałem z:

Eric Jager, "The Last Duel: A True Story of Trial by Combat in Medieval France";

Jan Szymczak, "Pojedynki rycerskie, czyli rzecz o sądzie bożym w Polsce Jagiellonów" [w:] "Studia z Dziejów Państwa i Prawa Polskiego" 4/1999;

Antoni Olbrychski, "Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy";

Francis Gies, Joseph Gies, "Życie w średniowiecznym zamku".


Czytaj także

Moda rycerska, czyli blacha, skóra i kolczuga

Ostatnia aktualizacja: 06.11.2015 14:30
Zbroja była wykonywana wyłącznie ze stali, pancerz - z kolczugi i skór. Podstawowa funkcja to skuteczna ochrona podczas walki, ale rycerz musiał się także dobrze prezentować.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Hektor i Ajaks na dworach polskich władców

Ostatnia aktualizacja: 07.09.2017 06:00
Moda na nadawanie zagranicznych imion nie jest nowością. W średniowiecznych dokumentach obok Zbyszków i Bolków znajdują się imiona zaczerpnięte z twórczości Homera.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Homo nobilis i Homo militians - wzorce osobowe w średniowiecznej i sarmackiej Polsce

Ostatnia aktualizacja: 22.07.2018 12:00
– Wzorce osobowe są tak stare, jak stara jest ludzkość. Warto je badać, bo są jednocześnie system wartości, a to właśnie na podstawie norm i zasad ocenia się znaczenie społeczeństwa – powiedziała prof. Urszula Świderska–Włodarczyk, znawczyni historii czasów nowożytnych. W audycji „Wszystko jest Historią” rozmowa na temat wzorców osobowych w średniowiecznej i sarmackiej Polsce.
rozwiń zwiń