Historia

Jedyny lotniskowiec III Rzeszy spoczywa na dnie Bałtyku. Odnaleźli go Polacy

Ostatnia aktualizacja: 24.08.2018 17:00
- Paradoksem "Grafa Zeppelina" jest fakt, że był to okręt, którego bali się Brytyjczycy, który mógł przeważyć szalę zwycięstwa w bitwie o Atlantyk, a który nigdy nie został wprowadzony do walki -podkreślał w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl dr hab. Adam Olejnik, który zidentyfikował wrak jedynego niemieckiego lotniskowca. 

Działania III Rzeszy  na morzu w czasie II wojny światowej kojarzą się z kolosalnymi pancernikami pokroju "Bismarcka" i "Tirpitza" oraz działaniami okrętów podwodnych, U-Bootów, które stosując taktykę "wilczych stad" siały postrach wśród alianckich konwojów. Tymczasem niewiele brakowało, żeby wojna na Atlantyku przypominała amerykańsko-japońską rywalizację na Pacyfiku, gdzie kluczowe były rywalizacja na morzu i w powietrzu. Pierwszym krokiem do realizacji tej wizji było zwodowanie "Grafa Zeppelina", jedynego niemieckiego lotniskowca.

Niemieckie lotniskowce

Wraz z dojściem Hitlera do władzy w 1933 roku, Niemcy weszły na ścieżkę przygotowań do kolejnej wojny. Już w 1934 roku rozpoczęły się prace projektowe nad nową linią lotniskowców.

- Niemcy wysyłali do Japonii, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych specjalne grupy, które miały zapoznać się z konstrukcją tego typu jednostek - wyjaśniał dr hab. Adam Olejnik.

Okręty były imponujące już na etapie deski kreślarskiej. Przy 262,5 m długości i 31 m szerokości rozmiarem miały dorównywać "Bismarckowi". Zakładano, że jednostki będą w przyszłości przewozić 30 myśliwców Messerschnitt Me 109T oraz 12 bombowców nurkujących Junkers Ju 87C. Dodatkowo okręty same w sobie miały być najeżonymi działkami, pływającymi platformami przeciwlotniczymi.

Miał przeciąć "linię życia"

Zamiarem Niemców było zbudowanie czterech lotniskowców. Miały one tworzyć razem z pancernikami silne i samodzielne zespoły zdolne do rywalizacji z Royal Navy. Stawka była wysoka. Jeszcze przed wojną wiadomo było, że jej powodzenie zależeć będzie od odcięcia Francji i Wielkiej Brytanii od ich zamorskich kolonii. Przebieg działań wojennych potwierdził tę hipotezę - przez Atlantyk biegła "linia życia", którą od 1941 roku za pomocą konwojów transportowano ze Stanów Zjednoczonych miliony ton zaopatrzenia i sprzętu, które karmiły machinę wojenną w Wielkiej Brytanii i ZSRR.

W 1938 roku zwodowano pierwszą i jak się okazało jedyną jednostkę z nowej linii lotniskowców. Na uroczystości w stoczni w Kilonii obecni byli Hitler i Goering. Nieukończonemu jeszcze okrętowi nadano imię "Graf Zeppelin".

Planu utworzenia silnych nawodnych zespołów nigdy nie udało się zrealizować. Wojenne realia zweryfikowały hitlerowskie zamiary. W 1940 roku Luftwaffe otrzymała potężny cios ze strony RAFu podczas bitwy o Anglię, co podkopało wiarę w siły powietrzne, również produkcja pancerników okazała się zbyt kosztowna i, w obliczu zatopienia "Bismarcka", nieopłacalna. Niemcy postawili na produkcje U-Bootów, które zbierały śmiertelne żniwo na Atlantyku.

Napędził Churchillowi stracha

Brytyjczycy nie wiedzieli, że budowa okrętu została wstrzymana i uważali "Grafa Zeppelina" za śmiertelne zagrożenie. Ukończona w 90 proc. jednostka stała się celem brytyjskiego lotnictwa. By ustrzec molocha przed atakami, Niemcy przetransportowali go do okupowanej Gdyni. Tutaj stał bezpiecznie zakamuflowany jako platforma do przewozu drewna i pływające koszary.

"Zniknięcie" lotniskowca napędziło stracha brytyjskiemu dowództwu. Obawiano się, że jednostka niepostrzeżenie przedarła się na Atlantyk, by tam atakować cenne konwoje. Tymczasem los miał odmówić "Zeppelinowi" chwały wojennej. Co prawda lotniskowiec na krótko powrócił do stoczni w Kilonii, ale już w 1943 roku, ze względu na brak bezcennej stali, ukończenie jednostki ostatecznie wstrzymano. "Grafa" odholowano do Szczecina, wymontowano z niego całe uzbrojenie i przeznaczono na budowę zapory portowej w Szczecinie.

Największa tarcza strzelnicza w Europie

Choć "Graff Zeppelin" to największy wrak, jaki spoczywa na dnie Bałtyku, jego odnalezienie stanowiło nie lada problem. Przez wiele lat po zakończeniu wojny nie było wiadomo, co stało się z jedynym niemieckim lotniskowcem. Po przejęciu go przez wojska radzieckie w kwietniu 1945 roku słuch po nim zaginął.

- Były trzy hipotezy na temat jego dalszych losów - wyjaśnia dr hab. Adam Olejnik. - Jedna zakładała, że Rosjanie przecholowali go do jednego ze swoich portów wojennych i tam próbowali go dostosować do swoich potrzeb. Tej hipotezie zaprzeczał fakt, że okręt nigdy nie pojawił się pod banderą radziecką. Druga zakładała, że Rosjanie wykorzystali okręt do przewiezienia dóbr, które wywozili z ziem odzyskanych, a wywozili wszystko, włącznie z torami i fabrykami. Hipoteza głosiła, że "Graf" został załadowany taką ilością materiałów, że po prostu zatonął pod ich ciężarem. Według trzeciej wersji wydarzeń, lotniskowiec został przeholowany na środek Bałtyku, a tam wykorzystano go jako okręt-cel dla potrzeb artyleryjskich i do badań wytrzymałości pancerza.

Odkryty przez przypadek

Trzecia hipoteza okazała się być zgodna z prawdą. Rozwiązanie zagadki przyniósł dopiero rok 2007. Grupa polskich hydrografów prowadziła wówczas rutynowe badania w rejonie polskiej podwodnej kopalni ropy i gazu. Badacze pod kierownictwem Andrzeja Słabego popełnili bład. Nie wyłączyli sonaru poza terenem objętym badaniami. Kiedy wracali w okolice platformy wiertniczej, na ekranie przyrządów pomiarowych ukazał się olbrzymi obiekt. Zgodnie z polskim prawem, Andrzej Słaby zgłosił swoje odkrycie w Biurze Hydrograficznym Marynarki Wojennej.

- Wiedzieliśmy, że będzie to "Graf Zeppelin" Nic o podobnej wielkości nie leży na dnie Bałtyku. - mówił dr hab. Adam Olejnik, który brał udział w identyfikacji wraku z ramienia Akademii Marynarki Wojennej.

Jak mrówka i słoń

Zespół Olejnika dokonał identyfikacji wraku za pomocą zdalnie sterowanych pojazdów podwodnych. Wyposażone w kamery maszyny zebrały ponad 200 godzin materiału wideo. Dopiero na podstawie takiego materiału można było bez cienia wątpliwości potwierdzić, że badacze mają do czynienia z "Grafem Zeppelinem".

- Tego typu badania nie są łatwe. Po tylu latach nie ma już śladu po np. nazwie okrętu. Trzeba dokonywać interpretacji za pomocą drobnych szczegółów zachowanych w dokumentacji jednostki. Przypomina to robotę detektywistyczna. Dane z dostępnych dokumentów trzeba porównać z obrazem z kamery pojazdów podwodnych. Należy przy tym pamiętać, że nasz aparat podwodny rejestrował obraz na odległość 1,5 metra. Badanie tego wraku przypominało obserwowanie słonia z perspektywy mrówki - podkreślał Adam Olejnik.

Dzięki polskim badaczom udało się zidentyfikować okręt, którego los był okryty tajemnicą przez 60 lat.  Dziś wrak "Grafa Zeppelina" jest dostępny dla nurków.

Bartłomiej Makowski


***

Archiwalny materiał wideo dzięki uprzejmości National Geographic. Emisja programu "Wyprawa na dno" m.in. o historii "Grafa Zeppelina" w niedzielę 26 sierpnia o godz. 21.00 na kanale National Geographic.

Zobacz więcej na temat: II wojna światowa III Rzesza
Czytaj także

Bitwa o Narwik - pierwsze zwycięstwo aliantów

Ostatnia aktualizacja: 28.05.2023 05:55
W nocy z 27 na 28 maja 1940 roku, z udziałem polskiej Brygady Strzelców Podhalańskich, alianci odbili Niemcom norweski port Narwik. Był to pierwszy triumf aliantów w wojnie z III Rzeszą.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Bitwa o Atlantyk. Jak ocean stał się grobem dla 50 tysięcy ludzi

Ostatnia aktualizacja: 16.09.2023 05:49
Od ładunków przewożonych przez atlantyckie konwoje, kursujące przez ocean ze Stanów Zjednoczonych, zależało przetrwanie Wielkiej Brytanii walczącej z Niemcami o przetrwanie. Atlantyk był jedną z kluczowych aren zmagań sił zbrojnych w trakcie II wojny światowej.
rozwiń zwiń