X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

Dorota Miśkiewicz

Ostatnia aktualizacja: 10.10.2008 10:40
Pop to jest okropne słowo. Czy Grzegorz Turnau to jest pop? Ja bym "pop" zamieniła słowem "piosenka".

fot. Sony BMG

Z Dorotą Miśkiewicz przy okazji wydania najnowszej płyty "Caminho" rozmawiał Petar Petrović.

Petar Petrović: Czy uważasz się za ukształtowanego muzyka? Wybrałaś już swoją "Caminho", czyli drogę?

Dorota Miśkiewicz: Ciągle szukam… Być może kiedyś nadejdzie w moim życiu poczucie, że znalazłam swoje miejsce. A może taki stan, czy jego brak, wynika z cech charakteru. Ja cały czas czuję się niezaspokojona i niespełniona, przede mną jeszcze wiele dróg do odkrycia.

P.P.: To dlaczego wybrałaś taki tytuł?

D.M.: Ten tytuł jest po prostu ładny… droga... to jest słowo, w którym kryje się magia, poezja. Ono jest wieloznaczne, można powiedzieć "dwie drogi", ale może być i "mój drogi", prawda? A dlaczego "Caminho", a nie "Droga"? Dlatego, że na płytę zaprosiłam brazylijskiego perkusistę – Guello i tym właśnie tytułem, który kojarzy się z sambą i bossa novą, chciałam zwrócić na niego uwagę.

P.P.: Słuchając twojej najnowszej płyty, przypomniała mi się Astrud Gilberto i jej "Girl From Ipanema". Później doczytałem się, że tą piosenką "zadebiutowałaś" na scenie w Akwarium.

D.M.: Oj, to straszna historia, byłam wtedy bezczelna, miałam chyba z szesnaście lat i słuchając mojej koleżanki, stwierdziłam, że ja też mogłabym stanąć sobie na tej scenie (śmiech). Straszne! Nie wyobrażam sobie, żeby dzisiaj ktoś mógł zburzyć mój show i wleźć mi na scenę! Jeszcze jakieś resztki kultury nakazały mi wtedy poczekać do końca koncertu i dopiero weszłam i faktycznie "Girl From Ipanema" była pierwszą piosenką, jaką publicznie zaśpiewałam, pierwszą piosenką, jakiej się w życiu nauczyłam. Zaśpiewałam ją w strasznie szybkim tempie, kompletnie bez znajomości formy utworu i tego, na czym polega improwizacja jazzowa. Mimo to moje wykonanie się podobało i ja też byłam z siebie zadowolona.

P.P.: Dużo w twoich piosenkach sentymentalizmu, oczekiwania. Nie dziwi mnie to, związek dwóch muzyków musi być przygotowany na rozstania i powroty, na życie w trasie.

D.M.: Wydaje mi się, że związek muzyków nie różni się od jakiegokolwiek innego związku. Wszyscy jesteśmy tacy sami, mamy te same pragnienia, mamy te same trudności, problemy i wątpliwości. Nie wiem, czy ta płyta jest też taka osobista. Kiedyś pisałam tylko o sobie. Teraz, owszem, zaglądam w głąb siebie, ale uczucia, które w sobie odnajduję, zaczynają żyć na papierze własnym życiem. To wciąż są moje uczucia, choć historie zawarte w piosenkach wcale nie musiały się zdarzyć. Nie wszystkie piosenki na płycie są moje, wiele tekstów zostało włożonych w moje usta, a mimo to brzmią osobiście dlatego, że wszyscy jesteśmy z jednej gliny.

[----- Podzial strony -----]
P.P.: Jak wygląda proces wymyślania kolejnych utworów? Jaki wpływ na ich kształt wywiera Marek Napiórkowski? Czy pomagasz sobie przy komponowaniu?

D.M.: Siadam do pianina, jest to prawdziwy instrument, chciałoby się o nim powiedzieć, że jest z "krwi i kości", ale jest z drewna i to drewno rezonuje. Nie wyobrażam sobie grania na elektronicznych instrumentach klawiszowych, nawet jeśli grają najlepszymi próbkami brzmienia, jakie zostały wymyślone, ja i tak wolę moją Legnicę, która fałszuje, ale jest prawdziwa, żywa. Czasami siadamy sobie razem z Markiem, on bierze gitarę, a ja śpiewam, wtedy te piosenki powstają w bardziej spontaniczny sposób, bo nie wiadomo, co się wydarzy. On gra akord, a ja muszę na niego zareagować. Albo odwrotnie, któraś z moich melodii prowadzi Marka w jakieś maliny i on musi wziąć swoje akordy i pójść za mną (śmiech). Jeżeli chodzi o powstawanie tekstów, to wygląda podobnie. Czasem tekst wychodzi spontanicznie, tak jak w przypadku "Magda, proszę", który powstał jako żart mający na celu zachęcenie Magdy Czapińskiej do napisania dla mnie przeboju. Czasem trzeba usiąść i pomyśleć nad treścią. W tym pomagał mi Michał Rusinek. To była ciekawa współpraca, bo z racji, że Michał mieszka w Krakowie, polegała na pisaniu "na odległość", dzieleniu się pomysłami.
Wyglądało to następująco: mam pomysł na piosenkę, przesyłam mu go, on go rozwija albo proponuje swój. Efekty są naprawdę zaskakujące.

fot. Sony BMG

P.P.: Od małego wyrastałaś w atmosferze muzyki. Będąc córką sławnego saksofonisty Henryka Miśkiewicza, surowego krytyka twojej twórczości, coraz bardziej odchodzisz od jazzu i zbliżasz się do popu. Jakie były reakcje ojca na najnowszą płytę? Ta sytuacja przypomina mi choćby Jana i Anję Garbarków, gdzie córka nie poszła śladami ojca.

D.M.: Jemu się bardzo podoba to, co robię, a jak mu się nie podoba, to przychodzi i mówi, że było słabo, ale to się bardzo rzadko zdarza. Tata miał zawsze poczucie, że nie powinien mnie za bardzo wspierać, więc jak tylko mógł, to mnie nie wspierał (śmiech). Wydaje mi się, że to wspieranie odbywało się niezależnie od niego, bo sam fakt, że noszę jego nazwisko, na początku mojej kariery trochę pomógł.

P.P.: A kiedy ostatni raz spotkałaś się na scenie z ojcem i bratem?

D.M.: Jeżeli się spotykamy, to dzięki tacie, on lubi nas zapraszać. Brat gra free jazz w zespole Tomasza Stańki, ja gram coś, co bardziej przypomina… po prostu piosenki, a tata jest pośrodku. Gra jazz mainstreamowy. Jego projekty nas jednoczą, bo i Michał może się trochę nagiąć, i ja też. Dzięki temu możemy razem współistnieć na scenie, a ostatnim tego przykładem była płyta "Uniesienie", nagrana ze smyczkami.

P.P.: Krytycy jazzowi skarżą się, że wśród polskiego wokalu jazzowego panuje posucha. Sukces Agi Zaryan dowiódł, że jazzowy wokal, przy odpowiedniej promocji, można dobrze sprzedać. Pytam, bo przewiduję, że znowu będziesz krytykowana za to, że zamiast zbliżać się do klasycznego jazzu, coraz bardziej się od niego oddalasz.

D.M.: Wydaje mi się, że ci co atakują, są zbyt zamknięci, a może sfrustrowani… nie wiem, jeżeli im się spodoba mój krążek, to niech go kupią, a jeżeli nie, to nie, przecież ja nikogo do niczego nie zmuszam. Mam jednak wrażenie, że tak strasznie od tego jazzu nie uciekam, nie na tyle, by urazić jazz fana, chyba że ktoś chce, żebym grała muzykę, jaką grał John Coltrane. Z tego punktu widzenia to, co robię, jest faktycznie bardzo odległe od jazzu. Ale to, co robi Aga Zaryan, też jest odległe od Coltrane’a, jazz wokalny jest na ogół nieco prostszy. Uważam, że płytą "Caminho" przybliżam się do jazzu, w stosunku do tego, co znajduje się na krążku "Pod rzęsami". Na "Caminho" są choćby elementy brazylijskie, tak często wykorzystywane w muzyce jazzowej, lubiane przez jazzmanów. Ta Brazylia też nie jest tak dosłownie brazylijska i ona ma elementy jazzowe, choćby dzięki pianiście Marcinowi Wasilewskiemu, jego liryce i poczuciu rytmu.[----- Podzial strony -----]

P.P.: Ciężko jest cię jednak zakwalifikować do wokalistek popowych. Taki gatunek nie kojarzy się ze zbyt wyszukaną muzyką…

D.M.: W ogóle pop to jest okropne słowo. Czy Grzegorz Turnau to jest pop? Średnio... ale jest to muzyk bardzo popularny. Ja bym "pop" zamieniła słowem "piosenka". Czy Kabaret Starszych Panów to był pop? No nie, to były piosenki i to bardzo dobre, z fajnymi akordami, bardziej szlachetnymi niż C-dur, G–dur, które każdy potrafi zagrać na gitarze. Trzeba mieć pewną wiedzę, żeby pisać jak Jerzy Wasowski. Chciałabym się obracać właśnie w kręgu takiej piosenki.

P.P.: Na twojej półce znajduje się wiele różnorodnych wokalistek. Czy czujesz jeszcze czasami taką muzyczną zazdrość, inspirującą do tego, by coś od nich zapożyczyć, coś skopiować, kogoś naśladować?

D.M.: Teraz już nie. Na początku tak właśnie było, kiedy debiutowałam w Akwarium, to kopiowałam absolutnie wszystko, co słyszałam. Wydawało mi się wtedy, że to tak właśnie powinno brzmieć. Wydaje mi się, że kopiowanie to jest naturalna postawa człowieka na początku jego drogi, kiedy dopiero zaczyna się uczyć. A teraz wiem, że nigdy w życiu nie zamienię się w Bjork czy Joni Mitchell, i wcale nie chcę. Odnalezienie własnego głosu nie jest takie proste. Jeżeli się słucha muzyki wykonywanej przez bardzo silne osobowości, to trudno jest się uwolnić od tych wykonań. Wydaje mi się, że ćwiczenia polegające na poszukiwaniu własnego głosu powinny być nie tylko stricte wokalne. Tak naprawdę to życie ten głos kształtuje, ilość przeżyć, przez które musimy przejść, zarówno tych dobrych, jak i tych złych. Trzeba odnaleźć swoją osobowość i oddzielić ją od reszty świata. Wydaje mi się, że na pewnym etapie jest to raczej droga duchowego rozwoju niż ćwiczeń wokalnych.

fot. Sony BMG

P.P.: Skąd pomysł na zaproszenie brazylijskiego perkusisty, który współpracował z Adamem Pierończykiem na płycie "Busem po Sao Paulo"?

D.M.: Muzyką brazylijską fascynuję się od dawna, a jeśli chodzi o Guello, to był przypadek. Adam przy nagrywaniu swojej płyty potrzebował do dwóch utworów perkusjonisty i poprosił, by mu kogoś zaproponowano. W ten sposób w studio zjawił się Guello. Na tej samej płycie gra basista współpracujący również ze mną, Robert Kubiszyn. To on zwrócił uwagę moją i Marka Napiórkowskiego na tego Brazylijczyka. Posłuchaliśmy płyty wnikliwie i zrodził się pomysł zaproszenia go do Polski. To było ryzykowne. Chcieliśmy, na człowieku, którego znamy tylko z kilku nagrań, oprzeć cały charakter płyty i zacząć wszelkie nagrania właśnie od jego partii. Skok na głęboką wodę się opłacił, bo faktycznie Guello natchnął wszystkich muzyków.

P.P.: Na płytę zaprosiłaś Grzegorza Turnaua i Grzegorza Markowskiego.

D.M.: Grzegorz Turnau to człowiek, którego znam od płyty "Pod rzęsami", to jest w pewnym sensie nawet mój przewodnik i źródło inspiracji, nie tylko muzycznej. Jest to człowiek kultury i przebywanie z nim to niesamowita sprawa. Poprosiłam go, żeby ze mną zaśpiewał i napisał specjalnie na tę płytę dwa teksty, po raz kolejny nadał tytuł mojemu albumowi, wcześniej wymyślił "Pod rzęsami". Grzegorz Markowski to postać również charyzmatyczna, chociaż on jest stricte wokalistą i tę jego charyzmę wokalną chciałam wydobyć. Czy to się udało, tego nie wiem, bo trudno jest połączyć dwa różne światy, jego rock'n'roll z moją łagodną piosenką. On musiał specjalnie na potrzeby mojej płyty złagodnieć, ale jego charyzma ciągle jest obecna.

P.P.: Jak wyglądają twoje najbliższe dni?

D.M.: Teraz czeka mnie męcząca trasa koncertowa z codziennymi występami. Na trasę przyjechał także mój Brazylijczyk. Póki co zagłębiam się w rytmy brazylijskie, zobaczymy, co z tego wyniknie…

P.P.: Rozgrzejesz jesienną atmosferę?

D.M.: Mam nadzieję, że wszystkim nam będzie cieplej, gdy Guello przywiezie nam trochę gorących rytmów.