X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

FlyKKiller

Ostatnia aktualizacja: 10.06.2008 10:00
To już drugi wspólny projekt Pati Yang i Stephena Hiltona. Osobno stali na czele twórców awangardowej muzyki electro. Razem zostali okrzyknięci pionierami gatunku.
fot. EMI Music Poland
Polskie Radio: Jakie są wasze nastroje przed pierwszym koncertem w Polsce?

Pati Yang: Cieszę się, że mogłam przywieźć zespół do Polski i zaprezentować to, co teraz robimy. W pewnym sensie zawsze było to moim marzeniem. Szczególnie po tym, jak zakończyłam w Polsce współpracę z zespołem i wyjechałam do Wielkiej Brytanii. Marzyło mi się, żeby przywieźć do kraju fantastyczny zespół na koncerty i w końcu pojawił się ten projekt. Było nam bardzo miło, jak dowiedzieliśmy się, że wszystkie bilety zostały wykupione na ten pierwszy koncert w Warszawie. No i mam nadzieję, że nikogo nie zawiedziemy.

PR: To wasz pierwszy koncert. Kiedy następne?

PY: Mamy w planach kilka dat festiwalowych. Wiem, że teraz kilka rzeczy jest w trakcie domawiania, bodajże w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu, Festiwal Castle Party, na który zaproszono nas już w zeszłym roku i parę innych rzeczy, które mam nadzieję zdarzą się.

PR: A skąd w ogóle pomysł na stworzenie takiego projektu jak Flykkiller?

PY: To taka zabawa metaforami w pewnym sensie. Jest to projekt w dużej mierze zainspirowany klaustrofobią wielkiego miasta i też sposobem, w jaki pracujemy, w jaki żyjemy. Właściwie odkąd zaczęliśmy współpracę przy projekcie Children, potem przy mojej drugiej solowej płycie Silent Treatment, przez dużo innych projektów po drodze, filmowych itd., żyjemy dość intensywnie. Flykkiller miał wyrazić intensywny sposób egzystowania w wielkiej dżungli, a jednak w konkretnej samotności. Z drugiej strony Anglia ma wielką spuściznę i sentyment do artystów, którzy kreują inne światy. Jest to w pewien sposób częścią ich dorobku kulturalnego. Stephen namówił mnie, żeby stworzyć nową postać i nowy świat. A inspiracją był dla mnie Ziggy Stardust. Takie projekty na przykład w Polsce nie miałyby miejsca i mogłyby być przyjęte dość negatywnie. A to jest bardzo ciekawa praca i było to dla mnie prawdziwe wyzwanie.

PR: Stephen, a czym ten projekt jest dla ciebie? Do tej pory częściej zajmowałeś się produkcją muzyczną, a nie występami na scenie. Jak się odnajdujesz w roli artysty, który gra koncerty?

Stephen Hilton: Już wcześniej miałem zespół. Mój poprzedni projekt Free Associacion tworzyłem razem z przyjacielem Davidem Holmesem. Wtedy też graliśmy na żywo. Ale przyznam, że dokonanie przejścia ze studia na scenę było dość trudne. Tak na prawdę to nie lubiłem występować na żywo. Dlatego też doszedłem do wniosku, że nadszedł czas nagrać moją własną płytę. Skończyłem pracę nad Free Association i zacząłem tworzyć materiał do, jak wtedy myślałem, mojego solowego albumu, która z założenia miał być instrumentalny i eksperymentalny. Po jakichś dwóch, trzech miesiącach doszedłem do wniosku, że potrzebne są melodia i słowa. Poprosiłem Pati, żeby zaśpiewała i w taki oto sposób się zaczęło. Stwierdziliśmy, że zdecydowanie musimy stworzyć piosenki, które potem będziemy mogli grać na koncertach. Przerodziło się to w coś znacznie większego, niż na początku przewidywałem. To w sumie zabawne, jak powstały te piosenki, z których zrodziło się małe eksperymentalne nagranie, którego nagle wszyscy zaczęli słuchać. Z czego się oczywiście bardzo cieszę. A potem zaproponowano nam występ na festiwalu Isle of Wight, a przypomnę, że naprawdę nie lubiłem występów na żywo, i musieliśmy stworzyć zespół. No i znowu muszę to robić, ale tym razem sprawia mi to prawdziwą przyjemność. Nie wiem, co się zmieniło, ale jest to miłe doświadczenie. Sam zespół też jest świetny.

PY: Tak naprawdę po raz pierwszy pracowaliśmy razem nad projektem Children. Ale to było męczące doświadczenie, ponieważ nie mogliśmy robić dokładnie tego, co chcieliśmy. Ograniczała nas umowa z dużą wytwórnią płytową, więc nie było to dla mnie zaskoczeniem, że nic nie działało w taki sposób, w jaki powinno. Musieliśmy bardzo długo czekać na podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Później rozpętała się cała sprawa z moim albumem solowym "Silent Treatment", nad którym też pracowaliśmy razem. Potem Stephen chciał nagrać swój solowy album, ale znowu zrobiliśmy go wspólnie. Wiec jakoś nie możemy uciec od współpracy. Ale wszystko układa się fantastycznie.

Do studia przynosimy tylko te dobre pomysły i tylko te najlepsze zostają. Bardzo ciekawe w sposobie, w jaki pracujemy, jest to, że wrzucamy we Flykkillera i w tę pracę pomysły w każdej możliwej kwestii, na każdym możliwym polu. Są przecież filmy, historia Flykkillera i cała stylizacja, która za tym stoi, nastrój, słowa, piosenki, produkcja. Tak naprawdę ta praca to jest coś, z czym się budzimy i czym cały czas żyjemy. Ale jesteśmy wobec siebie ogromnie krytyczni i po bardzo surowej selekcji zostaje tylko to, co najlepsze.
[----- Podzial strony -----]
fot. EMI Music Poland
PR: A czym jest Flykkiller?

PY: To jest taka wielka, żywa kula energii, która wiecznie obraca się wokół własnej osi i przybiera postać, którą każdy człowiek przywołuje we własnej wyobraźni. Dla nas Flykkiller jest studium emocji w pewnym sensie. Pod względem merytorycznym, tego co robimy w sensie metafor i sposobu, w jaki pracujemy. Jest to historia pewnego spectrum odczuć takich jak strach, paranoja, lęk, agresja. Ale są to rzeczy, które istnieją głęboko w środku i mają ogromny wpływ na twoje życie. Na twoje decyzje i na to, co się dzieje wokół ciebie. I to tylko od ciebie zależy czy są, czy ich nie ma.

SH: Praca nad tym albumem dla mnie osobiście była bardzo mrocznym przeżyciem. To wychodzenie z bardzo ciemnego miejsca. Gdzieś po drodze dokonywała się transformacja i rzeczy stawały się odrobinę jaśniejsze. Podczas tworzenia albumu odbyłem osobistą podróż właśnie od ciemności do światła. Więc tak, zgadzam się, że jest to metafora emocji. W pewien sposób, prawda?

PY: Pod pewnym względem każda płyta jest takim szczerym zapisem emocjonalnym. Dla mnie taką podróżą była praca nad "Silent Treatement". Było to pewnego rodzaju zwierzenie. Mam nadzieję, że to da się zauważyć. Jest to nie tyle emocjonalne, co najmocniejsze. Takie płyty, albumy, muzyka potrafią przetrwać czasy, ponad artystami, zaczynają żyć własnym życiem. Muzyka, która na mnie zawsze działała najbardziej, to rzeczy, które były totalnym ładunkiem wybuchowym.

SH: To jest ryzykowne, otwierać się w ten sposób. Ale myślę, że jeżeli robisz coś szczerego i prawdziwego, to niesamowicie łączysz się z ludźmi. I to właśnie stało się z Flykkillerem, nawet jeżeli miał to być tylko eksperyment. Ludzie załapali, o co chodzi, świadomie lub podświadomie, tego nie wiem. Ale jesteśmy bardzo wdzięczni, że tak się stało.

PY: Myślę, że dla nas bardzo ważną rzeczą zawsze było to, że nad każdą rzeczą, nad którą pracowaliśmy, wobec każdego projektu byliśmy w stu procentach szczerzy. Tak jak tutaj. Nie spodziewaliśmy się tego, że Flykkiller zostanie tak ciepło przyjęty w mediach, na przykład w Anglii, i teraz tutaj w Polsce. A to jest bardzo miłe. Przede wszystkim, kiedy powstaje piosenka czy utwór, czy pojawia się jakikolwiek nastrój, który potem przekłada się na muzykę, to tak naprawdę się nie liczy nic poza tym, na jakim etapie życia jesteś w tym momencie. To jest coś, co potem zostaje na zawsze. Więc w taki sposób będziemy już zawsze pracować.

Flykkiller - "Fear"


PR: Czy taki projekt jak Flykkiller mógłby powstać w Polsce?

PY: Nie tyle nie mógłby powstać w Polsce, co wydaje mi się, że gra metaforami jest łatwiejsza w kraju, w którym artyści wcielający się w inne postacie, tworzący inne światy i bawiący się metaforami w sposób tak oczywisty i dosłowny są ogromną częścią dorobku kulturalnego i muzycznego. Dla mnie to było ogromnym wyzwaniem. Na początku, jak rozmawialiśmy o tym, żeby stworzyć coś, co jest kompletnie inne, mieć historię, do której muzyka jest zapisem, a historia jest zapisem do muzyki, to nie wiedziałam, czy ja jestem po prosu na to gotowa. A teraz ta metafora zaczęła żyć własnym życiem i rozwijać się w historię, nawet w serię krótkich filmów. Teraz piszemy coś dłuższego. A to, że mamy własną wytwórnię, daje nam ogromną swobodę działania. Bo nasze pomysły, które powstają bez przerwy, od razu stają się rzeczywistością. Teraz mamy kolejny krótki film w planach. Piszemy też pewną dłuższą rzecz, która, miejmy nadzieję, ukaże się niedługo w wersji fabularnej. I to jest najbardziej wyzwalające w tym wszystkim.

PR: Czyli już nie tylko muzyka, ale coraz bardziej zmierzasz w kierunku kręcenia filmów?

PY: Zaczęliśmy od takiego krótkiego filmu do utworu "Peroxide", który był o przywiezieniu istoty V do instytutu. Pojawia się tam mnóstwo sygnałów, przecieków. Sytuacja się rozwija... Dla mnie w ogóle jest to fantastyczne, bo po raz kolejny jest to praca zespołowa, tyle że nie muzyczna, a wizualna. Tak naprawdę to wszystko zaczęło się od pracy nad zdjęciami do "Silent Treatment". Te zdjęcia, które były realizacją mojej wizji, zupełnie przypadkowo okazały się ciekawe dla innych. Dlatego też byłam namawiana do kontynuowania pracy z instalacjami i z fotografią. A ponieważ mam bardzo zaufaną grupę przyjaciół i artystów, z którymi miałam okazję pracować i których bardzo szanuję, to pociągnęliśmy to z Flykkillerem. Teraz zabieramy się za coraz większe i większe projekty. Jest to niezwykłe doświadczenie. Dla mnie przede wszystkim ważne jest to, że zawsze widziałam utwory, zawsze miałam do nich historię. Więc to się stało dość naturalnie.
[----- Podzial strony -----]
fot. EMI Music Poland
PR: A jak się pracuje z Pati Yang, która jest szefem na planie filmowym?

SH: Muszę przyznać, że porównując moje poprzednie doświadczenia w kręceniu klipów, których w życiu zrobiłem pięć lub sześć, to te, przy których pracowałem z Pati, były najlepsze. Każdy ma różne wizje tego, co chce robić. Ale Pati akurat doskonale wie, jak ma wyglądać cały świat Flykkillera. I okazało się, że ja widzę to w podobny sposób. "Peroxide" jest po prostu mentalny. Bardzo go lubię, bo jest dziwny. "Fear" też okazał się świetny i jest bardziej krótkim filmem, chociaż zamierzaliśmy zrobić wideoklip.

PY: Tak, jest odbierany jako krótki film. To jest to, do czego zawsze podświadomie zmierzałam. To jest zupełnie inna forma, inny sposób tworzenia, przekładanie wizji na obraz. Zdecydowanie może powstać z tego coś wielkiego.

SH: "Peroxide" ma bardzo interesującą historię. W brytyjskiej MTV 2, która pokazuje tylko zespoły i ich teledyski, podczas gdy w MTV 1 można zobaczyć tylko reality-shows, jest bardzo ważny program kształtujący gusta muzyczne. Chodzi o program "120 Minutes". Bardzo ciężko jest się do niego dostać, a każdy chciałby się w nim znaleźć. Przeważnie wielkie wytwórnie wpychają tam bardzo drogie teledyski, nie wiem... Madonny, Britney Spears i tym podobne. Ekipa "120 minut" obejrzała "Peroxide", który był kręcony z ręki małą kamerką i powiedzieli: "bierzemy to"”. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Ale na minutę przed stwierdzili, że nie mogą go pokazać z powodu restrykcji, z których my nie zdawaliśmy sobie sprawy. Okazało się, że przez dużą ilość błysków teledysk jest niezgodny z prawem. Z jednej strony wielka szkoda. Ale i tak to niesamowite, że zaszliśmy z tą produkcją tak daleko. Biorąc pod uwagę szczególnie to, że rywalizowaliśmy z teledyskami robionymi dla największych artystów, których budżety liczone są w setkach tysięcy funtów.

Flykkiller - "Peroxide"


PY: Bardzo ważny jest pomysł. Szczerze mówiąc, w dzisiejszych czasach ludzie nie potrafią już skupić swojej uwagi na czymkolwiek przez dłuższą chwilę. Nie to, że narzekam. Ale właśnie dlatego dotarcie z przekazem jest ogromnym wyzwaniem. Wszystko dookoła jest skondensowane i intensywne. Więc być może my też staliśmy się tacy na tym albumie. Mamy coraz mniej czasu, żeby rozwinąć projekt do następnego stadium. Zdecydowanie życie w taki sposób, w miejscu pełnym napięć, gdzie z każdego kąta dociera do ciebie krzyk, że musisz dalej robić to, co robisz i nie możesz się poddać, nie należy do najłatwiejszych. W końcu ludzie dobrze odbierają twoją pracę i czujesz się fantastycznie.

PR: Więc czy będzie następne stadium projektu Flykkiller?

PY: Tak, to jest dopiero początek. Jest następny album i plany. Teraz właśnie spisujemy nasze wizje.

SH: Następny album jest już właściwie skończony i teraz myślimy o kolejnej, trzeciej płycie. Zawsze widzimy się w dalekiej przyszłości.

PY: Genialną rzeczą jest to, że gdy pojawiają się nowe pomysły, a tworzą się cały czas, to sami możemy bardzo szybko podejmować decyzje. Możemy na przykład zostawić rzeczy po polsku, których teraz będzie więcej. Ale zdecydowanie jest to początek znacznie większej sprawy.

Powoli zaczynamy pracę nad kolejnym krótkim filmem, chociaż nie wiem jeszcze, kiedy ujrzy światło dzienne. Piszemy też większe rzeczy. Ale i tak uważam, że sama muzyka jest najbardziej emocjonującą stroną życia. Szczególnie, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że możemy pracować z fantastyczną grupą ludzi, takimi jak w naszym zespole. I dzięki temu możemy grać dobre koncerty, co właśnie teraz ma miejsce.