Logo Polskiego Radia
Audycje
Przeczytaj fragmenty książki Andrzeja Franaszka "Biografia. Miłosz" 29.04.2011

Wstęp

Miłosz przeszedł intelektualnie przez wszystkie piekła i niektore raje XX wieku. Cały nasz świat idei i wyobrażeń jest u niego zawarty. Bez Miłosza polska wiedza doświadczona osobiście, wiedza o wieku XX, byłaby tak zubożona, że nie wiem, czy mogłaby się utrzymać na rachitycznych nożkach. 

Maria Janion

- Teraz, jak nigdy przedtem, widzimy, że jest równy najlepszym w XX wieku. Jest ich trzech albo czterech – poza Miłoszem to Eliot, Kawafis, Mandelsztam. Pisali w bardzo złych czasach, ale potrafili skondensować tragiczne doświadczenie swojej epoki aż do niewidzialnego punktu, w którym rodzi się nadzieja – pisał po śmierci Czesława Miłosza litewski poeta Tomas Venclova.

Gdy 27 sierpnia 2004 roku kondukt żałobny odprowadzał zmarłego pisarza do Krypty Zasłużonych na krakowskiej Skałce, nietrudno było zdać sobie sprawę z wymiaru chwili. Kończyła się epoka: odchodził człowiek, którego znaczenie porównywano do roli Adama Mickiewicza, ale też model kultury, w którym poeta mógł i chciał stawiać sobie cele najwyższe, mierzyć się z politycznymi, społecznymi czy religijnymi problemami swego czasu.

W pewien sposób kończyło się stulecie, o czym pisał wtedy historyk literatury: "Ta śmierć symboliczna, teraz już na dobre zamykająca XX wiek, bardziej niż kiedykolwiek wiąże się dla mnie z przekonaniem, żenic już odtąd nie będzie takie samo jak wprzódy".

Życie Czesława Miłosza jest kroniką minionego stulecia, którego boleśnie doświadczył na własnej skórze. Od pól bitewnych pierwszej wojny światowej, widzianych oczami kilkuletniego chłopca, poprzez rosyjską rewolucję, odzyskanie przez Polskę niepodległości, społeczne i narodowościowe problemy II Rzeczypospolitej, czas spełnionej Apokalipsy i piekła, którym stały się ulice okupowanej Warszawy, Holokaust i walkę z sobą dwóch totalitaryzmów, doświadczenie emigranta w świecie podzielonym "żelazną kurtyną", Amerykę lat 60. i 70., aż do upadkusowieckiego imperium i początku XXI wieku.

Wszystko to stało się jego udziałem, ale też zostało przemyślane i wyrażone – w wierszach, powieściach, esejach. Nieśmiały chłopczyk, który wstydził się w wileńskim sklepie powiedzieć, co chce kupić, przeszedł w ciągu dziewięćdziesięciu trzech lat długą drogę, spotykając na niej Einsteina i Eliota, Karla Jaspersa i Alberta Camusa, Josifa Brodskiego i Susan Sontag czy wreszcie Jana Pawła II...

A przecież zdobywając doświadczenie i dar mądrości, w jakimś sensie zawsze pozostał ciekawym świata podrostkiem, który ukryty w skórze dostojnegonoblisty zwierzał się innemu laureatowi tej nagrody Seamusowi Heaneyowi: "Czuję się po prostu jak mały chłopiec, bawiący się na brzegu rzeki". Mówił o dziecięcości, która nie opuszcza artysty, a także o wiodącej go przez życie sile – sile nie rozsądku, lecz instynktów, namiętności, pożądania. Łączył w sobie wrażliwość, wyczulenie na ból, dostarczające mu udręk skrupulatne sumienie, skłonność do depresji i rozpaczy – z olbrzymią witalnością, dyscypliną, siłą fizyczną i duchową pozwalającą przetrwać nieszczęścia, których przytrafiło mu się o wiele więcej, niż miał zwyczaj opowiadać.

Zdawał się nieustannie młody, jakby opiekowały się nim jakieś moce, których obecność w swoim życiu wyraźnie odczuwał.

- Oto dokonane dzieło. Gdyby tylko wiedzieli, za jaką cenę. Czy zgodziliby się? Czy nie odwróciliby się z przerażeniem? Ale on, ten sprawca, miał kiedyś tylko niejasne przeczucie, że podpisuje cyrograf. Naprawdę nie było chwili, kiedy pióro, umaczane we krwi rozciętego palca, waha się przed podpisem i kiedy jeszcze można powiedzieć: "nie"  – pisał na starość.

A podczas jednej z rozmów opowiadał: "Jakaś ręka mnie prowadziła i kierowała tak, iż robiłem rzeczy z punktu widzenia zdrowego rozsądku najzupełniej absurdalne, które później okazywały się mieć jakiś sens". Ręka ta ratowała mu też życie, od niezwykłej chwili dzieciństwa poczynając, gdy nie wybuchł wrzucony do jego pokoju granat, aż po ocalenie od samobójstwa – pokusa "nawiedzała mnie kilka razy. Nie było daleko".

Uniknął sowieckich, litewskich i polskich kul, które krzyżowały się nad jego głową w krwawych początkach stulecia, wywózki na Wschód i łagru, obozu koncentracyjnego (choć był już przez Niemców aresztowany), zgubienia duszy i zaprzedania pióra w latach stalinowskich.

Stworzył dzieło przerastające rangą bodaj wszystko, co w minionym stuleciu wydała z siebie polska literatura. Przeżył wrogów, których nie brakowało i którym zwykle wspaniałomyślnie wybaczał. Osiągnął wszystko, zdawał się, jak powiedziano o nim w młodości, "pieszczochem losu". Sam oceniał to inaczej: Wiele było tych szczęśliwych ocaleń. Ale poza tym, gdyby ktoś znał moje życie bliżej, nie powiedziałby, że byłem dzieckiem szczęścia. W moim życiu było bardzo dużo tragedii. Kiedy myślę dziś, czego uniknąłem w czasie wojny, wydaje mi się to prawie niemożliwe. I to rzeczywiście należy doceniać. Ale za wszystko się płaci, jak mówił u Leszka Kołakowskiego wicedyrektor hotelu Eden. Zastępcą dyrektora raju był oczywiście diabeł.

Raj ziemski

Zielone młode liście. Kukułka. Echo.

O czwartej rano zerwać się i biec do rzeki,

Ktora dymi, gładka, pod wschodzącym słońcem.

Otwierają się wrota, konie biegną,

Jaskołki śmigają, ryba pluszcze.

I czyż nie zaczynaliśmy od nadmiaru

Błysków i nawoływań, pogoni, świergotów

Żyliśmy co dzień w hymnie, upojeniu,

Nie mając na to słow, czując, że za dużo.

Był jednym z nas, w dzieciństwie szczęśliwych.

Czesław Miłosz, Linnaeus

 

- W nagrodę dostałem się do raju ziemskiego. (...) Wchodziłem w oszałamiającą zieleń, w chóry ptaków, w sady uginające się od owoców, w czarodziejstwo rodzinnej rzeki, tak niepodobnej do nie ograniczonych niczym, posępnych rzek wschodniej równiny - pisał Miłosz. 

Spędzone w Szetejniach siódme urodziny na zawsze zostaną pisarzowi w pamięci – słoneczny czerwcowy dzień, sad, krzesełko przybrane girlandą z piwonii i jaśminu, lnianowłose wiejskie dziewczęta klaszczące i śpiewające piosenki. Doznawał tak potrzebnej dziecku akceptacji i miłości, ale też uzmysławiał sobie, jak bardzo różny jest świat, mogący być jałową, zmarzniętą szarością i miejscem udomowionym, obłaskawionym ludzką pracą i troską: "ten kraj objawił coś, co (...) dzisiaj nazwałbym może spokojnym gospodarzeniem człowieka na ziemi: dymy wiosek, bydło wracające z pastwisk, kosiarze siekący owsy i otawy, tu i ówdzie łódka u brzegu kołysana lekką falą". 

Na Żmudzi przyroda jest bujna, dolina tonie w kwiatach i trawach, pod olśniewającym błękitem wyrosły majątki i zasobne litewskie wsie. Niedaleko Niewiaży posiadał skonfiskowane po powstaniu styczniowym dobra dziadek Witolda Gombrowicza, który powieść "Opętani" publikował pod pseudonimem Niewieski, a obok Szetejń rozłożyły się Ginejty. Tu być może miał korzenie litewski ród Ginetów, z którego pochodzeniem chlubił się Piłsudski. Po drugiej stronie rzeki, w majątku Kałnoberże, gdzie Wecia z siostrą jako dorastające panienki bywały na podwieczorkach, znajdował się dwór zamordowanego w 1911 roku premiera Stołypina, reformatora i autora reformy rolnej. Nieopodal były pamiętające potęgę Radziwiłłów Kiejdany, gdzie w żydowskich sklepikach kupowano naftę, mydło i śledzie, tuż obok – Sienkiewiczowska Lauda z Upitą i Wodoktami. Kraj na uboczu, szczęśliwa prowincja, z której do Wilna po błotnistych drogach podróżowało się bryką trzy dni.

Dwór w Szetejniach pochodził z XVIII wieku, majątek rozkwitł jednak z początkiem następnego stulecia, za czasów pradziadka Czesława Miłosza, Szymona Syrucia, który zakładał lipowe i dębowe aleje, wyposażał dom, gromadził bibliotekę. Źle zbudowany, pozostał wilgotny i zimny, w mroźne dni zamykano całe skrzydło, nie sposób bowiem było go ogrzać. Ganek z kolumienkami prowadził do przedsionka, gdzie na płachtach suszyły się nasiona, następnie do sieni. Dwa salony z wywoskowanymi podłogami i fortepianem służyły jedynie do przyjmowania wizyt – między okryte pokrowcami meble mały Cześ zaglądał rzadko, czując się nieswojo w ciszy i pustce. Po drugiej stronie znajdowała się jadalnia, gdziena ceratowej kanapie czytał książki, kuchnia, pokój gościnny, biblioteka...

Przestrzeń, którą opisał w "Dolinie Issy" i w poetyckim cyklu "Świat", kolorystyką, grą świateł, nawet miedzianymi błyszczącymi rondlami do złudzenia przypominała XVII-wieczne malarstwo holenderskie. Dla zmysłowego chłopca najważniejsza była "apteczka”, "magiczny pokój", gdzie "na półkach stały miedziane, cudownego złotego koloru vermeille rozmaite garnuszki, a w szufl adach były rozmaite ingrediencje, zapachy. Imbiry itd. Właśnie te garnuszki koloru vermeille, które tam stały, w połączeniu z tymi zapachami – to czysty Chardin, wszystko razem! Chardin i malarstwo holenderskie. Tu jest klucz, skąd te upodobania u mnie dla martwych natur holenderskich i dla Chardina".

- Boże święty! Mnie się wydaje teraz, że cała moja poezja wzięła się z apteczki – powie później i trudno nie zauważyć, jak symbolicznie brzmi tytuł "Spiżarnia literacka" nadany ostatniej książce, którą opublikował. Weronika z synem nie mieszkali w samym dworze, ale w odległym o niespełna trzy kilometry folwarku Podkomorzynek, który przypadł jej w wyniku rodzinnych podziałów. Drewniany, ciepły, szeleszczący w zimie karaluchami dom, nazywany po prostu folwarkiem, do którego Cześ przynosił książki, by czytać je przy świecy, mieścił na piętrze mieszkanie Miłoszów, na parterze izby fornali: Po jednym pokoju na każdą z czterech rodzin/Wymawiam te nazwiska zezdumieniem:/Tomaszunas, Sagatis, Osipowicz i ekonom Vackonis,/Choć mały czułem jednak wstyd panicza. (W V, 281). Piętro mówiło po polsku, pracujący dla niego parter po litewsku, ale mimo rozwarstwienia, które wcześnie stało się dla Miłosza powodem 24 część i | rajski ogród. 1911–1920 niepokoju, przenikającego nawet do dziecięcych snów16, stosunki „państwa” z litewską ludnością17 były tutaj dobre. Nazywany nawet przezsąsiednich ziemian litwomanem, Zygmunt Kunat spierał się czasem z mieszkańcami okolicznych wiosek o prawo do pastwisk czy wyrębu lasu, ale jego tolerancja i szacunek dla innych przynosiły mu ogólne poważanie. Weronika prowadziła w położonej między Szetejniami i Podkomorzynkiem Legmiadzi szkółkę dla wiejskich dzieci18, które uczyła czytać i pisać... po polsku, co wtedy większości ziemiaństwa wydawało się całkowicie naturalne. Cześ razem z matką bywał w krytych gontem chłopskich chatach: Twoi dawni uczniowie, teraz gospodarze, podejmowali nas rozmową o urodzajach, kobiety pokazywały swoje warsztaty tkackie i deliberowałyście długo o kolorach osnowy i odetki.//Na stole wędliny, plastry miodu w glinianejmisie, i piłem kwas chlebowy z blaszanej kwarty. (W V, 79) Szetejnie, Ginejty i Peiksva były wsiami zamożnymi, ich gospodarstwaprowadzono z litewską solidnością i – jeśli tak można powiedzieć  czułością prawowitych gospodarzy: „lubiono tutaj drzewa, ale także dłubanie w drewnie: rzeźbione okiennice, wycinane znaki i litery na belkach, zydle przepisanego kształtu, obok drogi częste krzyże złączone z promienistym symbolem słońca i odwróconym sierpem księżyca, albo kapliczki, w których siedział Chrystus frasobliwy” (AB, 317). Zapadając w pamięć chłopca, wieczorami po wodzie niosły się daleko głosy chłopek śpiewających litewskie pieśni, mieszkańców dworu i wsi po równi zwoływał dzwon drewnianego kościółka w Świętobrości, czyli u Świętego Brodu, w którym Cześ został ochrzczony.