To się czyta: Angelika Kuźniak "Marlene"

Ostatnia aktualizacja: 26.06.2009 15:36
22 - 26 czerwca 2009, godz. 23:00

W To się czyta - Marlene Angeliki Kuźniak.

Szesnaście miesięcy po śmierci Marleny Dietrich do Berlina trafia 25 ton rzeczy będących wcześniej jej własnością. Są wśrod nich szmaty do podłogi, rolki papieru toaletowego i niedopałki, a także egzotyczne ptasie pióra szmuglowane przez granice, bo zakazane ze względów ekologicznych… Jest też notes. Czerwony, niewielki, siedem i pół na jedenaście i pół centymetra. Na ostatniej stronie pod napisem „Pologne, Poland” kilka polskich nazwisk. Wśród nich: Zbigniew Cybulski.

Gdy zimą 1964, a potem w 1966 roku Marlena Dietrich przyjechała z koncertami do Polski, było to dla brudnoszarego, kolejkowego PRL-u zetknięcie ze zjawiskiem tak luksusowym i egzotycznym, że nie miało znaczenia nawet to, że gwiazda jest po sześćdziesiątce, pod suknię zakłada specjalistyczny kostium wyszczuplający i pozwala się fotografować tylko z jednej strony. Przyjmowano ją entuzjastycznie jako tą, która zwróciła się przeciw faszyzmowi. Tymczasem przez dużą część Niemców traktowana była ciągle jako nikczemna zdrajczyni i dawano tej opinii publiczny wyraz.

Nie jest to biografia.  To reportażowa opowieść o odwadze, cierpieniu, samotności, miłości i nienawiści. O człowieku ze wszystkimi jego słabościami.

Widzimy więc Dietrich, jak w 1943 roku na froncie poraz pierwszy śpiewa Lili Marleen. Patrzymy na nią, gdy skazuje się na samotność w paryskim apartamencie. Kiedy notuje w dzienniku, że nie ma siły obciąć sobie paznokci u nóg, tęskni za córką, dzwoni do sekreatrki tylko po to, żeby dowiedzieć się, jak dziś jest dzień. A także wtedy, kiedy na małej karteczce kilka dni przed śmiercią notuje: „Tego dnia w maju poczułam śmierć…”.

Angelika Kuźniak pisze historię żywą, bogatą i w całym tego słowa znaczeniu zakulisową. Daje czytelnikowi do rąk kalejdoskop, w którym wrażenia fotografów i konferansjerów, wspomnienia przyjaciół, wpisy z ostatnich, nigdy niepublikowanych dzienników Dietrich, zapiski o pogodzie i kursach walut oraz artykuły prasowe układają się w coraz ciekawsze i barwniejsze obrazy, dla których ważnym tłem jest powojenna historia Europy. Dzięki temu dostajemy narysowany z pasją dokumentalisty portret niezwykłej kobiety i niezwykłego czasu.

„Portret Marleny Dietrich pióra Angeliki Kuźniak jest barwny, krwisty i pełen sprzeczności. Czyli prawdziwy” – Agata Tuszyńska

„Książka łączy dwie cechy pozornie sprzeczne – jest bezlitosna w tropieniu faktów, a jednocześnie pełna zrozumienia dla bohaterki, która jest człowiekiem z krwi i kości, chociaż kreuje się na nieskazitelne zjawisko w łabędzim puchu. A opisy rzeczywistości politycznej, społecznej i kulturalnej, mające wielką wartość poznawczą, godne świetnego reportera, łączą się z wątkami scenicznymi i prywatnymi w sposób, który z zwykle określamy słowami «to się czyta»” – Małgorzata Szejnert