Duża mucha

Ostatnia aktualizacja: 23.02.2018 20:58
Ciemna Postać. Ryszard III, Makbet, Lady Makbet, wirtuozi paryskich gilotyn, oni i wielu innych. Ilu? To zbiór imion raczej nieskończony. Ciemna Postać. Jak zwie się dziś?
zdj.ilustracyjne
zdj.ilustracyjneFoto: shutterstock.com

Pierwsza Wiedźma: Miejsce spotkania?
Druga Wiedźma: Wrzosowisko.
Trzecia Wiedźma: Ma tam być Makbet. Jasne wszystko?
William Szekspir „Makbet”

Która to była minuta seansu „Masara”? Piętnasta? Dwudziesta piąta? Może jeszcze dalsza? Z fotela na środku widowni Narodowego Starego Teatru wstała Ciemna Postać. Wszystko w niej trochę dziwne, niepokojące było - nie z tego miejsca świata i nie z naszego czasu tak odzież jej, jak i jej gesty – lecz najmocniej niepokoił grymas na zarośniętej, zmęczonej twarzy. Nieodklejalny, dyskretny uśmieszek, krzywy trochę, w bok, każący myśleć o dziegciu, ironii i braku tanich złudzeń. Zdawało się, że lodowaty rechot dawno przeminął, ale wspierający tamten rechot gest lekko rozchylonych warg - został na zawsze, zamarznięty, nie do usunięcia. Cokolwiek Ciemna Postać będzie mówić przez następne dwie godziny z okładem – będzie mówić tak, jakby bez ustanku uśmiechała się cierpko w bok. Teraz, na początku swej długiej wizyty, rdzawym głosem powiada: „Nie mogę patrzeć na tę waszą naiwność”. I wtedy plankton słów, gestów i rzeczy, niemiłosiernie kotłujący się na scenie – zamiera nagle, milknie. Czuje plankton ulgę? Możliwe. Jest bowiem tak, jakby oto pojawiło się sedno opowieści, centrum, fundamentalna figura, która uporządkuje bałagan, nada mu odpowiednią skalę.

Przez minut piętnaście, dwadzieścia pięć, może dłużej - trwa na scenie operetkowo patetyczny bałagan wyreżyserowanej przez Stanisława Mojsiejewa opowieści Mariusa Ivaškevičiusa. Szalenie, a raczej boleśnie na czasie jest ona. Bo oto – wojna w Dombasie. A skoro wojna, to i cały nieludzki koszmar wojny. Aż do finału seansu będzie więc trwało na scenie dzielne inscenizacyjne pomieszanie cierpienia z upokorzeniem, krwi z brakiem litości, ciał torturowanych z semantycznym mięsem, zdychania w jękach z bydlęcą radością oprawców. Słowem, będzie rozkwitać coś, co znane jest w polskim teatrze od lat. Reportaż sceniczny, bezkompromisowy w obnażaniu natury ludzkiej, plus namiętna publicystyka, co ma wstrząsnąć sercami naszymi, nieludzko obojętnymi, amen. Ile podobnych odezw humanitarnych i bombastycznie troskliwych widział Stary Teatr przez lata ostatnie? I tak też będzie tym razem. Gwałty, noże na gardłach, łzy poniżanych, potworny strach klęczących, to i jeszcze sto bliźniaczych atrakcji. Będzie wszystko, co ma być - na czele z pensjonarskim, do nas - tak w przeszłości dzielnych, bo solidarnych Polaków - skierowanym apelem wrażliwej pensjonarki, apelem, byśmy nie odwracali się plecami do cierpiącej Ukrainy. Będzie na scenie, co ma być w teatrze troskliwie zaangażowanym, będzie, lecz... wzięte w nawias pastiszu, parodii, a raczej autoparodii?

Zanim wstanie Ciemna Postać – na scenie obiad rodzinny. Talerze, łyżki, zupa, ojciec, matka, dzieci, jakieś bełkoty o szkole, o internecie, o grach komputerowych, jakieś kłótnie i przekleństwa, słowem – żyćko, kawał prawdziwego żyćka. Lecz żyćko nie skalkowane w naturalistycznej poetyce, a właśnie sparodiowane, obrócone w papierową, bombastyczną operetkę żyćka. Tak jak operetkową parodią grozy jest scena wkroczenia w to żyćko - wojny. Oto nagle, po ukośnie rozciągniętych linkach stalowych sunąc niczym pluszaki na odpustowej strzelnicy - samolotowy fotel z siedzącym w nim manekinem kobiety wpada do jadalni, przebijając ścianę, i nieruchomieje nad niedojedzonymi zupami. Za kilka chwil plankton usłyszy niski, rdzawy głos. „Nie mogę patrzeć na tę waszą naiwność”.

         Ciemna Postać nie może patrzeć na aż taką sceniczną naiwność. Musi wstać, przerwać tandetny bełkot i wejść na scenę, by minuta po minucie dławić operetkowy reportaż, epatujący szlachetnością przesłania swojego, skleconego naprędce na miarę teraźniejszych potrzeb duchowych. Tak odczytuję istotę tej opowieści. Mojsiejew zbyt mało daje sygnałów, by „Masarę” móc odczytywać inaczej, a Radosław Krzyżowski gra Ciemną Postać tak finezyjnie i bezlitośnie, że na inne odczytywanie „Masary” po prostu nie ma się najmniejszej chęci.

         Ciemna Postać. Jej gorycz, jej nieusuwalne zmęczenie dziwne, jej paradoksalna, gdyż budząca strach litość, w końcu jej budzące strach jeszcze większy znudzenie oczywiste, bo któż, jak nie ona, wie najlepiej, co się tutaj zdarzy za chwilę. A zdarzą się potworności, które nie mogą się nie zdarzyć, gdyż istotą ich jest powtarzalność. Nieuchronnie przytrafi się światu zło, albowiem zło jest na świecie cykliczne niczym pory roku. Taka Ciemna Postać – skąd właściwie przybywa, by wstać i dławić banalne, gdyż tylko doraźne mówienie o niej? Na których wrzosowiskach spotkała Ciemna Postać widma, które wszystko wiedzą o przyszłości, głównie to, że będzie ona czarna? Ten grymas Ciemnej Postaci, ten uśmieszek krzywy, zamarznięty i bezdźwięczny – nad iloma już punktami czasu przeszłego zawisał, nad iloma kawałkami Ziemi sprawował chwilową pieczę? Czy trzeba odpowiadać?

Jedno pewne. Gdy Ciemną Postać gra Krzyżowski, jest ona potężniejsza niż Donbas i każda inna doczesna potworność w epoce każdej - jest taka, jak zawsze. Wyższość aktorstwa Krzyżowskiego nad barchanową publicystyką sceniczną ulgę przynosi wielką. Nie, za sprawą jego gry dotkliwej nie znika konkret geograficzny ani czasowy, wirują więc nad sceną echa potworności dziejących się na Ukrainie.  Owszem. Ale nikt by się nie zdziwił, gdyby Krzyżowski nagle mówić zaczął czarnym narzeczem Ryszarda III, lub gdyby któryś z towarzyszących mu aktorów cisnął weń pamiętną frazą, którą w sztuce Stanisławy Przybyszewskiej Danton ciska w Robespierre’a. „Na pańskich szczytach nie można oddychać!”

         Ciemna Postać. Ryszard III, Makbet, Lady Makbet, wirtuozi paryskich gilotyn, oni i wielu innych. Ilu? To zbiór imion raczej nieskończony. Ciemna Postać. Jak zwie się dziś? Masara? Tak, Masara. Nawet ładnie. I zabawnie. W starym śląskim narzeczu Masara znaczy: duża mucha. Ciemna Postać zapewne wie o tym. Tak jak doskonale wie, co znaczy imię Belzebub.


Zobacz więcej na temat: William Szekspir
Czytaj także

Biedny Pepe el Romano

Ostatnia aktualizacja: 19.01.2018 17:00
Należało posłuchać Lorki. Nie w tym rzecz, że u niego Adela się wiesza. Rzecz w tym, że Lorka nie pokazuje wiszącego trupa, on tylko każe o nim mówić, i to niewiele, ot, ledwie kilka słów każe wyszeptać, a później długo milczeć.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Neandertalski chłopczyk

Ostatnia aktualizacja: 26.01.2018 17:55
Mówi. Jest mówieniem. Na pierwszy rzut oka, w słuchaniu naiwnym – oto krytyk teatralny przed nami. Tak. Lecz kiedy wsłuchać się odrobinę uważniej – przestaje być to oczywiste. Zaczynają się podejrzenia. Przychodzą pytania.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Tożsamość kalafiora

Ostatnia aktualizacja: 02.02.2018 14:25
Czy godzina Glińskiego jest jakimś cudem teatralnym? Da się jej coś zarzucić? Ależ – żaden to cud! Ułomności drobnych znalazłoby się kilka. Lecz cóż one znaczą i po co o nich prawić, skoro duch po tej godzinie teatralnej jest spokojny zupełnie?
rozwiń zwiń
Czytaj także

Trzy ostatnie wizyty

Ostatnia aktualizacja: 09.02.2018 17:00
W innej bajce Szturc wyznaje: „Istota sztuki polega na ciągłym przelatywaniu tego samego kawałka”. Opowieść pani Tod stara jest jak świat, gdyż dotkliwość jest stara jak świat. Ale jest, wybrzmiewa. A to już coś. Więcej, niż gdyby była tylko cisza.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Cały Wiesław Dymny

Ostatnia aktualizacja: 16.02.2018 17:41
Od bieli, po smołę, a pomiędzy – wszystko, pełne widmo światła. 11 lutego naprawdę dało się usłyszeć, dało się zobaczyć - właśnie to. Dymnego całego.
rozwiń zwiń