Martwa natura z lalkami

Ostatnia aktualizacja: 13.07.2018 19:01
Na drugim zdjęciu - piaskowe oczy w piaskowych głowach czterech lalek, co za chwilę znikną w tle i nie wrócą, są jak oczy białych figur za szybami pałacu w Meudon. Różnica tylko ta, że za plecami białych figur chyba nigdy nie było tak ciemno, tak spokojnie, tak dyskretnie.
zdj. ilustracyjne
zdj. ilustracyjne Foto: Shutterstock.com/Olivier Le Queinec

Tak – odparłem – szczególnie chętnie przypominam sobie przejażdżki po kanale, kiedy człowiek sunie bez szmeru wzdłuż brzegów dalekich przeszłości.
Rainer Maria Rilke „Obrazek z getta weneckiego”

Bosy chłopczyk w lichej koszulinie i miękkim kapelutku leśnego skrzata jest zbyt zmęczony, by zsiąść. Czule obejmuje rękami szorstką szyję sztucznego konia, wtula policzek w nieprawdziwą grzywę, w prawej dłoni trzyma jasny patyk, co chwilę temu był mieczem rycerza. Znów wygrali widmową bitwę. Który to już raz? Od dawna nie liczą. Delikatny dotyk chłopca jest nagrodą za wierność, za wszystkie na jawie śnione batalie, za galop zawsze nieomylny, za piękno szarż na biegunach lub drewnianych kółkach. Teraz odpoczywają. Za nimi – ciemność cierpliwa. Ta sama cierpliwość jest dnem innego prostokątnego widoku, tłem innego portretu. Oto cztery główki lalek bądź małych manekinów, niewyraźne, mętne. Główki uwiecznione tuż przed zniknięciem, kiedy nie są już główkami, a jedynie powoli ciemniejącymi ziarnami piasku, które resztkami sił czyjejś stygnącej pamięci wciąż jeszcze utrzymywane są w kupkach trochę przypominających główki. Nad nimi – twarz starca. Ona też będzie za chwilę tylko ciemniejącym piaskiem.

Prowadzona przez Vittoria Giudici florencka oficyna La casa Uscher wyda we wrześniu gigantyczny album fotografii Maurizia Buscarino „In Kantor”. 198 zdjęć w księdze tej się znajdzie. W przyszłym roku – o ile wszystko dobrze pójdzie - będzie je można oglądać w Krakowie, na ścianach nowej Cricoteki, i będzie można nabyć album. 198 prostokątów zatem, a na dnie każdego ta sama, tak samo cierpliwa ciemność. 198 znieruchomiałych scen z pamiętnych i pamiętliwych seansów Tadeusza Kantora. 198 śladów kilku dalekich przeszłości, śladów bez szmeru – od „Umarłej klasy”, po „Dziś są moje urodziny”. We wstępie do „In Kantor” Buscarino wyznaje: „Pragnąłem intensywniejszej niż w poprzednich albumach obecności figur Teatru Cricot 2, tych nieprawdopodobnych, namacalnych widm, które sam Kantor określał mianem garstki żałosnych komediantów”. W seansie „Maszyna miłości i śmierci” zatem - czułość bosego chłopczyka dla zabawki, dla przedmiotu marnego niczym tektura. A w „Umarłej klasie” - czekające na ostatnią ciemność cztery piaskowe główki lalek. Dwie te fotografie pewnie znajdą się w albumie, co pomyślany jest jak pożegnanie - ślad już ostatni, finałowa kropka na końcu szeregu wcześniejszych kropek.

Jako chłopczyk – Kantor dzień w dzień patrzył przez okno na znikającą za zakrętem matkę. A później - może by zdławić myśl, że tym razem matka już się nie zjawi – bawił się w teatrzyk. Był konduktorem i zarazem szefem lokomotywy, kierującym marną zabawką, rzeczą biedną - pociągiem, który z wielką, bezwarunkową chłopięcą czułością sklecił z byle sznurka i lichych tekturowych pudełek. W snach na jawie sunął po wszystkich kontynentach, oplatał całą Ziemię - jeżdżąc w kółko po pokoju. Który to był rok? 1920? 1921? Mniej więcej wtedy właśnie, w komnacie na piętrze średniowiecznej wieży Château de Muzot w szwajcarskim kantonie Valais, Rilke kończył tworzyć dziesięć potężnych Elegii Duinejskich. I być może w chwili, kiedy w pokoju na plebani w Wielopolu mały Kantor wołał cienkim głosem: „Proszę wsiadać! Drzwi zamykać! Zaraz wyruszamy!” – Rilke notował frazy o naszym spotkaniu z Aniołem, o tym, co będziemy w stanie uczynić, gdy zjawi się Wielki Gość Stamtąd. A będziemy w stanie uczynić tylko tyle, nie więcej.

„Więc pokaż/ mu rzeczy zwykłe, co z pokolenia na pokolenie żyją/ w nas jako nasza własność, pod ręką, w spojrzeniu./ Powiedz mu rzeczy. Stać będzie wstrząśnięty, jak stałeś/ u powroźnika w Rzymie lub u garncarza nad Nilem”.

Jak wiele słów Kantor poświęcił rzeczom marnym? Ile razy pisał o „realności najniższej rangi”, o „biednych przedmiotach” i „biednym pokoju”? Do byle deski, byle megafonu, byle krzesła, byle ławki szkolnej, byle drezynki, byle lufy armatniej, byle nosidła na wodę, byle szafy i do reszty namacalnej bylejakości – jak często powracał z czułością godną tej, którą miał dla tekturowego pociągu w odległych ciemnych godzinach, kiedy się bał, że matka może już nie zjawić się tam, na zakręcie, gdzie znikła o świcie?

Mądrzy mówią o Rilkem: poeta rzeczy. Krążył wokół ich tajemnic, wokół ich ciszy pełnej niepojętych znaków. Nasłuchiwał ukrytych w rzeczach opowieści, spęczniałych pod dotykiem ludzkich palców, dotykiem powtarzającym się przez lata. Próbował łowić uchem opowieści, co są niczym ślady po trwającej lata całe czułości ludzi, po ludzkim chłodzie, uwadze, obojętności, trosce, niedelikatności. I wciąż od nowa przyglądał się tematom uporczywym, powracającym. Teatrowi, lalkom, obecności zmarłych.

„Zadaniem artysty wydaje mi się obdarzanie błahych materii duszą, odgadywanie, w jaki sposób rzecz mało ważna staje się całością, a zatem wydarzeniem”.

„Sztuka wydaje mi się dążeniem do tego, by ponad niewygodą i ciemnością porozumieć się ze wszystkimi rzeczami”.

„Gdy wszystko się kończy, zostawia się swoje marzenia w małych i na pozór bezwartościowych staromodnych przedmiotach, które póki istnienia niczego nie zdradzą. Nie dlatego, że milczą, ale że śpiewają sentymentalne pieśni w martwym języku, którego zrozumieć nie da się z pomocą słowników ani nauczycieli”.

„Jeszcze dla naszych dziadków „dom”, „studnia”, znajoma wieża, nawet ich własna suknia, ich płaszcz: znaczyły nieskończenie więcej, były im nieskończenie bliższe; prawie każdy przedmiot był naczyniem, w którym znajdowali i w którym dalej gromadzili to, co ludzkie”.

„Finansiści i filozofowie, kanclerze i królowie, matki i męczennicy, trwają w milczeniu obok nas i z uśmiechem podsuwają nam swe dawne myśli. Obok nas dobiegają kresu, mozolnie kończą swą nieśmiertelność, dzień w dzień ponoszą śmierć”.

„Liczba wędrujących widm powoli wzrasta i z trudnością już ogarniam ich ciemny, kłębiący się przy mnie tłum”.

„Korekta podziałów zaczyna się wtedy, gdy przeszłość powraca, jakby była przyszłością; gdy to, co dokonane, powraca jako to, czego należy dopełnić. I jest to pierwsze doświadczenie, które wytrąca człowieka z szeregu i ustawia w miejscu jego własnego serca”.

W jednej z „Opowiastek o Panu Bogu” Rilke pozwala dzieciom zabawić się w ściągnięcie na Ziemię Wielkiego Gościa Stamtąd i ugoszczenie Go w jakimś przedmiocie. Powiada: „Taka rzecz, co przyszła na świat jako piec lub ołówek, nie musi wcale zwątpić o swoim rozwoju. Ołówek może stać się laską, gdy mu się poszczęści, masztem, a piec co najmniej bramą miejską”. Dzieci wysupłują tedy śmiało z kieszeni przedziwne cudactwa, co nadać się mogą. Papierki, scyzoryki, gumy, sznurki, kamyki, śrubki, świstawki, drzazgi i mrowie innych. Nie dumali długo nad tym pchlim targiem. Wybór padł na jasny naparstek, który Rózia kiedyś zabrała mamie. To w nim zamieszka Wielki Gość Stamtąd. To jasny naparstek będzie przez czas jakiś Panem Bogiem, wędrującym między małymi palcami.

A rzeczy zwane manekinami? Co z nimi? Choćby te małe manekiny dzieci, które Kantor w „Umarłej klasie” przyczepił do pleców garstki żałosnych komediantów - bladych, z tamtego brzegu na krótką chwilę przybyłych gości? Co z małymi manekinami, które wraz z widmami-gośćmi oraz legionem przedmiotów zwyczajnie biednych zaludniają 198 pożegnalnych fotografii Buscarino? Mam dla figur tych płowiejących przytoczyć cały dojmujący esej Rilkego „Lalki”, z którego zdanie każde można by doczepić do każdego ze 198 prostokątów? Zbyt dużo to przepisywania. Niech wystarczą słowa, co je w 1902 roku Rilke skreślił tuż po chwili, gdy w pałacu w Meudon pierwszy raz zobaczył gigantyczną armię rzeźb Augusta Rodina. Napisał o nich: „Wszystkie te oślepiająco białe figury, spozierające przez wielkie szklane drzwi niczym mieszkańcy jakiegoś akwarium”.

Tamte nieruchome spojrzenia, bez szmeru choćby najcichszego. Podobnie patrzy z wnętrza fotografii chłopczyk, na tle cierpliwej ciemności, głębokiej niczym przepaść, przytulony do szyi konia na biegunach lub drewnianych kółkach. Na drugim zdjęciu - piaskowe oczy w piaskowych głowach czterech lalek, co za chwilę znikną w tle i nie wrócą, są jak oczy białych figur za szybami pałacu w Meudon. Różnica tylko ta, że za plecami białych figur chyba nigdy nie było tak ciemno, tak spokojnie, tak dyskretnie.

Paweł Głowacki


Zobacz więcej na temat: Tadeusz Kantor
Czytaj także

Przez całe życie

Ostatnia aktualizacja: 15.06.2018 20:24
Ona mówi słowa, które czekały przez całe jej życie: "Przejdźmy na druga stronę, stamtąd lepiej widać". On nie ma słów. Idą. Nikną powoli, jak gdyby nigdy nic. Została pusta ławka, falujące trawy, powietrze. Niewiele się zmieniło.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Kilka spokojnych minut

Ostatnia aktualizacja: 22.06.2018 17:08
Stare słowa – to wszystko, co mieli, by zapełnić czekanie. Tylko to im pozostało z przeszłości. Żadnych innych śladów czasu dokonanego. By dotrwać do pierwszego dzwonka u drzwi wejściowych – mieli tylko gadające z sobą swoje biedne pamięci.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Stare głosy

Ostatnia aktualizacja: 06.07.2018 15:54
Brzmienie Babki, brzmienie Poety, Listonosza i Jadzi, jeszcze pszczoły innych brzmień. Wybornie przepychają się w uchu te kawałki pamięci ludzi bez znaczenia, sennie trwających w osadzie na tyłach świata. Ul pamiętliwy.
rozwiń zwiń