Omlet, nasz drogi brat...

Ostatnia aktualizacja: 15.11.2019 20:20
Nową dyrekcję Teatru Słowackiego zawsze podejrzewałem o niezłe poczucie humoru. Tak. Ale ten dowcip z plakatem uważam za facecję niepowtarzalną. Moje szczere, pełne zazdrości gratulacje.
Zdjęcie z próby do spektaklu Hamlet w Teatrze Słowackiego w Krakowie
Zdjęcie z próby do spektaklu "Hamlet" w Teatrze Słowackiego w KrakowieFoto: Bartek Barczyk/materiały prasowe

Duchowny – też człowiek. Kiedy więc odziany w brunatną sutannę Ksiądz Dobrodziej nie spuszcza wody w toalecie – rozumiemy Księdza Dobrodzieja. Nam, zgromadzonym na widowni Teatru Słowackiego wiernym, też przytrafia się czasem takie zapomnienie, kłopotliwe zwłaszcza, gdy jest się z wizytą u znajomych. Nawiasem mówiąc, szkoda, że Ksiądz Dobrodziej nie uruchomił spływu, szkoda, bo sedes jest piękny – śnieżnobiały lśniący dolnopłuk kompaktowy z porcelitu, typu Good Home Valois, z dookoła-kropelkowym systemem spływania wody, z wolno opadającą deską z duroplastu – tak, piękna jest to muszla, zatem i woda w muszli pięknie brzmieć musi. Z duroplastu? A nie z polipropylenu? W kwestii deski pewności nie mamy, gdyż z dużej odległości - a dolnopłuk lśni na piętrze głęboko z tyłu sceny – tylko wytrawni hydraulicy potrafią odróżnić duroplast od polipropylenu, my zaś nie jesteśmy hydraulikami nawet marnymi.

Lecz mniejsza z nami. Ksiądz Dobrodziej przychodzi oto z wizytą do szklanego mieszkania Postawnego Pana i jego Nowej Żony. Wchodzi, milcząco ku toalecie sunie za potrzebą, która jest potrzebą „na stojąco”, sutannę rozpina, a gdy jest już lżejszy – zapomina o uruchomieniu dookoła-kropelkowego systemu. Sedes milczy. Dodajmy – milczy celowo. Grobowa cisza muszli dotkliwie współgra z nastrojem Księdza Dobrodzieje, a nastrój ten jest ponury. Markotny Ksiądz Dobrodziej ma otóż duże kłopoty wychowawcze ze swą Córką, gruntownie zbuntowaną nastolatką. Matki nie znamy, lecz po całej Córce sądząc, a także po nosie i uszach Syna Księdza Dobrodzieja, aktualnie też Księdza - Ksiądz Dobrodziej miał w epoce studiów w duchownym seminarium gust co do kobiet całkiem niezły.

Córka jest tak zbuntowana, że bezczelnie żyje na kocią łapę z Brodatym Młodzieńcem, synem Nowej Żony Postawnego Pana, czyli pasierbem Postawnego Pana. Na domiar zbuntowanej bezczelności – młodzi mieszkają w szklanym lofcie piętro nad szklanym loftem, do którego przybył Ksiądz Dobrodziej i wpierw nie spuścił wody w toalecie, a później przedstawił nowym małżonkom ponury problem wychowawczy, który, jak widać, także nowych małżonków dotyczy. Jak wyjść z młodymi na katolicką prostą? Co uczynić, by zbłąkane owieczki wróciły do chrześcijańskiej wspólnoty? Jak zastąpić kocią łapę potężną dłonią małżeńskiego sakramentu, potężną niczym monstrualna ludzka łapa, leżąca na środku sceny i pokrywająca, lekko licząc, ze 20, a może i 25 metrów kwadratowych powierzchni sceny? Zanim podejmą decyzję – Postawny Pan dyskretnie udaje się do toalety i wyręcza Księdza Dobrodzieja w uruchomieniu dookoła-kropelkowego systemu. Taki wierny – to skarb! Muszla śpiewać zaczyna!

Tak, muszla pieje lekko spóźnioną arię wodną, lecz to nie pomaga. Nie pomaga, gdyż, jak się okazuje, dyskutowany w szklanym lofcie pierwszego piętra problem wychowawczy, ale też ogólno-społeczny, ma wiele den i są to dna czarne, tragiczne, dna wysypane gordyjskimi węzłami. Przed, a głównie po wizycie Księdza Dobrodzieja okazuje się, co następuje. Oraz dzieją się zdarzenia intrygujące.

Okazuje się, że Postawny Pan pozbawił życia pierwszego męża swej Nowej Żony, co był ojcem Brodatego Młodzieńca, o której to zbrodni Brodaty Młodzieniec dowiaduje się od ducha jego zamordowanego ojca, ducha, co sobie żyje na wspomnianej łapie monstrualnej i jest blond-chłopczykiem przebranym za szeryfa na Dzikim Zachodzie. Obrazek ten, po pierwsze, odsyła nas, Polaków, do znanego plakatu, gdzie na tle słowa „Solidarność” widać dorosłego Gary Coopera w stroju szeryfa w westernie „W samo południe”. Po drugie i o wiele ciekawsze, odsyła nas do grzesznej, ba, o paragraf ocierającej się przeszłości Nowej Żony Postawnego Pana, bo przecież gdy duch zabitego ojca Brodatego Młodzieńca po raz pierwszy zjawia się w światłach rampy - widać niezbicie, że Brodatego Młodzieńca spłodziła ona z przebranym za szeryfa Garym Cooperem, kiedy Gary Cooper miał lat góra osiem. Owszem, dobrze to świadczy o tężyźnie dzieci na Dzikim Zachodzie. Ale też my, Polacy, musimy wyrazić estetyczną nadzieję, że w kluczowym momencie miłosnej nocy z przyszłą matką Brodatego Młodzieńca mały Gary Cooper zdjął przynajmniej kapelusz.

No i jak świat aż tak zepsuty sprowadzić na drogę prostą? Jak przegnać moralne ciemności?

Nie pomaga bohaterom odgrywanie taniej komedii w inscenizowanym na scenie publicystycznym programie telewizyjnym. Nie pomagają im mniej lub bardziej spłoszone ich miny, dzięki kamerom ciągle ukazywane w kolosalnym powiększeniu na ścianach teatru bądź na kurtynie. Nie pomagają ani telefony komórkowe, ani dyndające na policzkach druty mikroportów, ani przeboje Johna Lennona, ani serwowanie widowni obrazów gołych swych tyłów, ani wykonywane przez bohaterów pojedynczo lub zbiorowo skomplikowane korekcyjne ćwiczenia gimnastyczne – jak choćby malowniczy dygot Postawnego Pana, kiedy skanduje coś o „naszym drogim bracie” - ani udawanie islamskich terrorystów, ani zgrywanie się na tajemniczych agentów ABW, ani ciemność, ani jasność, ani to, ani sio, ani owo. Nic. Nic nie pomaga. Nawet kiedy wchodzą techniczni i kawałek monstrualnej łapy ustawiają na sztorc, i nawet kiedy Brodaty Młodzieniec siedzi na sedesie w swym lofcie i patrzy w siną dal, a w wannie obok sedesu Zbuntowana Córka bierze kąpiel na sucho. Nie pomaga nawet śmierć. Zbuntowana Córka Księdza Dobrodzieja jest tak w buncie swym zapiekła, że świetnie sobie żyje, choć się utopiła. Spaceruje po scenie tam i sam, spoziera na widownię, uśmiecha się do Grabarzy, kiedy ci w szaty mogilne ją ubierają. A gdy na wieść o jej bladym trupie Brodaty Młodzieniec i brat jej, Ksiądz, w rozpaczy tarzają się w piachu – ona całkiem spokojnie pali sobie papieroska na proscenium... Co rzec? Wobec takiego braku wychowania opadają ręce, zaś fakt, że Ksiądz Dobrodziej, duchowo złamany życiową postawą Zbuntowanej Córki, zapomniał spuścić wodę w cudzej toalecie – po prostu blednie. Co dodać można? Nic.

Nic ani dodać, ani odjąć. Nic nikomu i niczemu już nie pomoże w świecie tym, dwie godziny trwającym, bez przerwy. Nic nie pomoże tej opowieści scenicznej. Nawet żart wspaniały. Oto na plakatach reklamujących opowieść stoi byczo napisane: William Szekspir „Hamlet”. Nową dyrekcję Teatru Słowackiego zawsze podejrzewałem o niezłe poczucie humoru. Tak. Ale ten dowcip z plakatem uważam za facecję niepowtarzalną. Moje szczere, pełne zazdrości gratulacje.

Paweł Głowacki

Zobacz więcej na temat: Paweł Głowacki
Czytaj także

Salvador patrzy na Salvadora

Ostatnia aktualizacja: 20.09.2019 15:20
W epilogu, w scenie finałowej, mały Salvador spytał już o blask kinowej iluzji, Jacinta wyszeptała rytualne pożegnanie. Znieruchomieli, ciemność za murami. Ale to nie koniec.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Szklana gablota z nożami

Ostatnia aktualizacja: 27.09.2019 15:15
Kolejna naskórkowa teraźniejszość, tym razem nasza, chwilowa jak każda, kolejny raz przestanie na trzy godziny mieć jakiekolwiek znaczenie. Przez trzy godziny teatru - będzie, jak było zawsze.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Kosmos

Ostatnia aktualizacja: 05.10.2019 14:50
I nigdy nie stanie się jasne, która z aktorek, wskazując palcem w księdze wyblakłą do cna fotografię, z dwudziestu czterech liter alfabetu wybrała garstkę i cicho rzekła kruche, piękne zdanie: "Patrzcie, to ja..."
rozwiń zwiń