Jeszcze za wcześnie

Ostatnia aktualizacja: 14.11.2020 19:08
Swinarski trzyma w dłoniach koty. Migotliwego burasa w lewej, w prawej – cienistą zagadkę. Przytula je do policzków. Ma uśmiech jak zwykle skulony. Jest spokojny. Tak. Wciąż jeszcze są wszyscy. Tak.
Ewa Lipska
Ewa LipskaFoto: PAP

Wicehrabia de Valmont do markizy de Merteuil: Gdzie podziewałaś się wczoraj, markizo? Zupełnie już stałaś się niewidzialna!

Pierre Choderlos de Laclos "Niebezpieczne związki"

Droga pani Schubert…, mówi Duch do swej Duszki. Nie widać ich. Przezroczyści są, niczym zjawy o niewidzialnych, lecz wciąż twardych głowach i ramionach, zjawy, co chwilę przed klasyczną sceną przejścia o północy blankami starego zamczyska – w kulisach znudzone czekają na kostiumy z białych prześcieradeł, na grozę głucho dudniących kotłów, na sztuczny dym nad deskami sceny, zawsze skutecznie wzmagający strach w dzieciach zamarłych na widowni. Tak, Duch i Duszka podobnie przezroczyści są. A może bardziej? Są przezroczyści tak, jak by już tylko samym brzmieniem byli. Nie ma już twardości. Białe prześcieradła spadają na ziemię. Ostały się jedynie dźwięki. Duch więc dotyka twarz swej Duszki palcami słów mówionych głosem spokojnym, mrocznym. Nie ma innych palców, a twarz Duszki to tylko zasłuchane milczenie Duszki. Droga pani Schubert, niepokój, jak pani zapewne pamięta, narodził się w bibliotece pośród odurzonych zdań. Mówi Duch prolog ten, a dalej resztę pierwszego listu do Duszki. Gdy umilknie – odwróci się dotyk. Podobnie spokojnym, podobnie mrocznym, tylko o kilka szczebli wyższym głosem, Duszka odpowie Duchowi garścią dźwięków o istocie miłości. Jeśli dobrze usłyszałem – z szesnastu słów składa się czuły chłód jej odpowiedzi. Żadnych objaśnień. Odsyłaczy./ Przypisów. Haseł./ Libacja milczących winorośli.// Wszystko zależy od tego/ jak długo będziemy zawsze. Szesnaście dotknięć. Po czym znów Duch. Jego dotknięcia. Kolejny jego krótki jak haiku list do Duszki. List o ucieczce w chłodną starość.

Taki jest ten teatr bez krajobrazów. Parę tygodni temu tak otwierało się ulepione z liryki Ewy Lipskiej słuchowisko "Droga pani Schubert…", w Radiu Kraków wyreżyserowane przez Józefa Opalskiego. I tak właśnie wciąż się ono otwiera za każdym razem, gdy uruchomić wydaną przez Radio Kraków płytę "Droga pani Schubert…". Duch, co wziął głos, czyli przepaść, od Jerzego Treli, i Duszka mówiąca ciemno-rdzawym altem Anny Polony – przez prawie 40 minut dotykają się frazami Lipskiej, dotykają się czule, chłodno bądź lekko radośnie, lecz nigdy gwałtownie, nigdy na odlew, nigdy cynicznie. Dotykają się w 59 kruchych miniaturach – on mówi tycie listy, prawie zawsze zaczynając od: Droga pani Schubert, ona odpowiada finezyjnymi drobinami, z których każdą, bez dwóch, może czterech wyjątków, da się wyszeptać na jednym, niespiesznym wydechu. Duch i Duszka są jak w epistolarnej powieści Pierre’a Choderlosa de Laclos „Niebezpieczne związki” wicehrabia de Valmont i markiza de Merteuil. Są jak oni, tylko że – zmęczeni bardzo. Są jak wicehrabia i markiza, którzy już nie mają sił do niegdysiejszych zabaw, dawnych szachów emocjonalno-sensualnych, kiedy to Cecylię de Volanges, prezydentową de Tourvel, kawalera Danceny, panią de Volanges i panią de Rosemonde, niczym pionki czarne i białe przesuwali na szachownicy, w listach do siebie słanych chwaląc się lisimi romansowymi posunięciami. Ta dziecinada młodzieńcza, a raczej dziecinada z czasów, gdy człek jest „w sile wieku” – dawno temu dokumentnie już skruszała. Listy są coraz krótsze, odpowiedzi ledwo słyszalne, pełne pięknie stygnących intonacji. Ale w tym zamieraniu tkwią rzeczy naprawdę ważne.

Jak pani zapewne pamięta… Jak długo będziemy zawsze… Czy zdążymy jeszcze uciec do chłodnej starości… Byliśmy objawieniem… Pamięta pani te noc, kiedy rozbierała mnie pani ze słów?... Jak pani wie, wszystko co jest niemożliwe nadaje się do życia… Maleńka czcionka czułości… Wciąż panią czytam zdaniami z przeszłych lat… Kiedy oglądam spróchniałe fotografie… Byliśmy jeszcze wszyscy… Co zrobić z nadmiarem pamięci… Co jakiś czas ktoś podobny do nas… Tyle lat razem. Nawet po godzinach życia… Samotność nie ma ciała. Nawet kiedy nas obejmuje… Tęsknota… Nikt nie pamięta już, że było tu życie… Mniej więcej umarli. Ale więcej nic… Strach. Zestarzał się razem z nami. Rówieśnik… Wrócił, ale cały w pustyni. W piasku. Rozsypał się w drzwiach… Resztka życia ma coś z miłości. Chce naraz wszystko… Szumi, aby zagadać strach… Już nie ma nikogo, kto jest… Droga pani Schubert, czy pamięta pani jeszcze zabawy w świat?... Więc zagrajmy to jeszcze raz, droga pani Schubert, bo przecież jest jeszcze za wcześnie, aby było już za późno… Byliśmy jeszcze wszyscy… Byliśmy jeszcze wszyscy… Byliśmy jeszcze wszyscy… Byliśmy jeszcze…

I tak do końca tej wymiany listów mówionych. Same dotkliwe ingrediencje, tylko rzeczywiście istotne ziarna, istotne gdyż intymne. Dźwiękowe dotknięcia, które przesyłają sobie łagodnie zmęczony Duch i Duszka pogodzona z coraz częstszymi wizytami nostalgii - są pamiętliwe. Pozwalają wrócić na chwilę do tego, co ważne naprawdę. Nie do niegdysiejszych wybuchów, nie. Nie do tamtych grzmotów długotrwałych, koturnów, karnawałów spektakularnych i innych bombastyczności wiekopomnych. Pozwalają wrócić do ulotności, chwil z zewnątrz niewielkich, lecz w których było bardzo dużo, może wszystko. Było i jest, jeśli się pamięta. W kilku listach Ducha, w paru Duszki odpowiedziach – kolebie się echo intonacji sprzed lat 46. Tą ścieżką intonacyjną - wracają Duch i Duszka. Wracają, lecz - niedokładnie, bez śladu nachalności, nie słowo w słowo. Wracają – poniekąd, podskórnie, pod powierzchnią słów Lipskiej. Opalski raczej gardzi patosem łkań, że kiedyś, panie, to cudnie było, wartościowo i pięknie, że hej, a dziś, panie, mizeria nad mizeriami, ot co! Nie. Opalski po prostu – wraca bocznym traktem. Przypomina cicho, na palcach, bo po cóż skandować światu rozpacz, skoro przecież jest za wcześnie, aby było za późno.

Pod powierzchnią słuchowiska Opalskiego jest więc tak, jak by Duch i Duszka zarazem grali cichuteńko bardzo starą bajkę sceniczną, a raczej samą jej melodię snuli. Jak by za kulisami melancholijnej liryki Lipskiej powtarzali niegdysiejszą wielką zabawę w stwarzanie świata, w której Duch grał postać Konrada, Duszka zaś – Muzę. Droga pani Schubert, niepokój, jaki pani zapewne pamięta, narodził się w bibliotece pośród odurzonych zdań. Tak Duch otwiera podwójną grę Opalskiego i Lipskiej. Lecz czy kogoś naprawdę by zdumiało, gdyby Trela rzekł: Droga Aniu, niepokój, jaki zapewne pamiętasz, narodził się na scenie Starego Teatru, naprzeciwko Konrada Swinarskiego zupełnie odurzonego słowami „Wyzwolenia”. Spytałem cię, jak kazał pan Wyspiański: „Kimkolwiek jesteś, Muzo boska, cóż chmurzy czoło twoje?”… Tak, nikogo by to nie zdumiało. Nikt by się nie zdziwił, gdyby Duch i Duszka przez niewielką chwilę dalej poprowadzili – po ilu to już latach ciszy? - swój dialog sprzed 46 lat. Cóż chmurzy czoło twoje?... Troska… Grasz?... Będę dzisiaj w grze cudowną, bo będę w grze kapryśną… Nawet kaprysy są rutyną u ciebie, boska…

Nie, nikt by się nie zdziwił. Lecz wcale nie dlatego, by nikt się nie dziwował, Duch i Duszka nie wracali do dalekiej przeszłości aż tak niedelikatnie, aż tak jawnie, aż tak banalnie, małpując siebie niegdysiejszych. Aby się przenosiło z epoki w epokę - takiemu, jak ich, aktorstwu, całkowicie zbędne są toporne przytupy dosłowności. Opalski dobrze o tym wie. Dlatego Duchowi i Duszce wystarczyły słowa Lipskiej i echo starej melodii, pod słowami Lipskiej zjawiające się od czasu do czasu. Jak też od czasu do czasu wracało do mnie zdjęcie Konrada Swinarskiego – nieuchronnie spróchniały portret, być może z epoki pracy nad „Wyzwoleniem”, nad sceną rozmowy Konrada, który ma w sobie wiele cieni, z frenetycznie migotliwą Muzą.

Swinarski trzyma w dłoniach koty. Migotliwego burasa w lewej, w prawej – cienistą zagadkę. Przytula je do policzków. Ma uśmiech jak zwykle skulony. Jest spokojny. Tak. Wciąż jeszcze są wszyscy. Tak.

Paweł Głowacki