Wspomnienia żołnierza "Hubala"

Ostatnia aktualizacja: 09.11.2012 12:00
Legendarnych dowódców miał na wyciągnięcie ręki, prawie całą wojnę spędził walcząc w partyzantce. Jak takie życie w lesie, na muszce niemieckiej obławy wspominał Jan Zbigniew Wroniszewski, "Znicz".
Audio
Major Henryk Dobrzański Hubal z żołnierzami
Major Henryk Dobrzański "Hubal" z żołnierzamiFoto: Wikimedia Commons/dp

- Bardzo przykrą sprawą w okupacji były likwidacje konfidentów - opowiada Jan Zbigniew Wroniszewski - To były koleżanki, koledzy. Zdarzały się tragiczne sytuacje. Zastrzelili męża. Przyszli z zakrytymi twarzami i raptem spadła koledze zasłona z twarzy, ona robi oczy. Nie można jej było zostawić żywej. Została zastrzelona. Mieli dwoje dzieci.
Niektórzy się przyzwyczajali do krwi

Jeżeli przy wykonywaniu wyroków były osoby postronne, one nie miały prawa przeżyć. Wyniki wykonywali wieczorem chłopcy, w wieku gimnazjalnym. Likwidowało się konfidentów z najbliższego otoczenia, Zdarzały się pomyłki. To okazywało się po fakcie.
- Był nauczyciel, który sypnął kilkunastu nauczycieli oficerów - mówi Wroniszewski - Poszli do niego wykonać wyrok, rodzina schowała się do piwnicy. Wrzucili tam granat i nastąpiła masakra. Ale Niemcy wymordowali represyjnie za tę sprawę dwie wielodzietne rodziny. Muszę powiedzieć, że niektórzy przyzwyczajali się do "mokrej roboty". Mnie to nigdy nie ciągnęło, brata też nie. Ci, którzy się wciągnęli, oni nie przeżyli wojny. Dziwnie to się składa, ale tak to właśnie jest.
Zima w wojsku Hubala
Jan Zbigniew Wroniszewski - "Znicz" - do oddziału majora Dobrzańskiego, legendarnego "Hubala" trafił zimą, w 1940 roku.
- Major był wodzowski. Widziałem go raz przy meldunku, bo major przyjmował do służby. Dwa razy podczas alarmu też go widziałem - opowiada.
13 marca 1940 podpułkownik Miller, późniejszy generał Okulicki (wtedy komendant okręgu łódzkiego) przybył, by zakończyć działanie grupy. Z Francji dotarła wtedy informacja, że nie przystąpią w tym roku do ofensywy i był wymóg, aby rozpuścić wojsko. Miller potraktował to dość pobłażliwie i pozwolił Hubalowi zachować trzon, to znaczy tych, którzy nie mieli gdzie wrócić. Zostało 150 żołnierzy.
Cichociemni chronią przed obławą
Jan Zbigniew Wroniszewski, choć wtedy chłopak w bardzo młodym wieku, był już spalony. - Tak się mówiło na ludzi, którzy, gdyby spotkali Niemca, to pod ściankę, albo do obozu - opowiada.
Łączyli się w grupy, szukali broni, by czuć się bezpieczniej. Tak zawiązywała się partyzantka. - W roku 1943 zrzucano skoczków specjalistów od partyzantki, od dywersji, przeszkolonych w Anglii - opowiada o swoim zetknięciu z "Ponurym", cichociemnym i legendarnym dowódcą partyzancki Armii Krajowej w Górach Świętokrzyskich i na Nowogródczyźnie.
Wroniszewski przeżył ciągłe, niemieckie obławy w lasach tamtejszych. Dopiero pod jej koniec wojny dostał się do niewoli.
>>> Posłuchaj niezwykłej historii ostatniego z żołnierzy wyklętych
Po wojnie wraz z bratem Jan Zbigniew Wroniszewski powrócił do Końskich, gdzie mieszkał przed wojną. Wkrótce immatrykulował się na wydziale prawno-ekonomicznym Uniwersytetu Łódzkiego. Równolegle studiował wokalistykę w Konserwatorium Łódzkim (później w Średniej Szkole Muzycznej) i jesienią 1949 r. zatrudnił się w jednym z tamtejszych teatrów lalek. Pracując zdał eksternistycznie egzaminy: aktorski (1955) i reżyserski (1965). W roku 1961 objął dyrekcję i kierownictwo artystyczne Olsztyńskiego Teatru Lalek. Prowadził go przez lat dwadzieścia, do przejścia na emeryturę.

usc

Czytaj także

Hubalczycy nigdy się nie poddali

Ostatnia aktualizacja: 23.09.2019 07:00
We wrześniu 1939 roku "Hubal" brał udział w obronie Grodna przed Armią Czerwoną. Po kapitulacji innych oddziałów pułk, w którym służył, zdołał przedrzeć się przez linie wroga. Mimo decyzji przełożonego o rozwiązaniu oddziału major Henryk Dobrzański postanowił kontynuować marsz ku stolicy i dalszą walkę.
rozwiń zwiń