Muzykanci outsiderzy

Ostatnia aktualizacja: 19.03.2021 16:00
Dotychczas Andrzej Bieńkowski prezentował muzykantów w swym środowisku znanych i poważanych. Tym razem przedstawieni zostali muzykanci, którzy, choć dobrzy w swym fachu, nie byli przez lokalną społeczność akceptowani. Tym samym nie zapraszano ich do grania na zabawach i weselach. Niechciani, niedoceniani, a fascynujący. Co znaczyło być outsiderem w świecie muzykanckim?
Audio
Skrzypek grający na ulicy.
Skrzypek grający na ulicy.Foto: Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Na początku Bieńkowski nie interesował się muzykami marginalizowanymi. Jego głowę zaprzątali ci prominentni, niegdyś nagrywani przez Piotra Gana, którego śladem jeździł etnograf.

Niemniej, istniało gros muzyków, których – choć grali dobrze – nikt już nie chciał słuchać. Dlaczego? M.in. przez harmonię, która „wykosiła” inne instrumenty. Tradycyjni skrzypkowie nie byli w stanie przygotować się do grania z harmonią. Mówiono o nich, że „grają w dzikiej tonacji”, że to się nie nadaje do słuchania (choć przed latami 30. XX w. przecież się nadawało). Tymi skrzypkami byli m.in. Tadeusz Jedynak czy Józef Kędzierski oraz jego uczeń – Wacław Neska.

- To jest taki sygnał: szeroko otwarta brama. Znak, że mnie czekają. Zajeżdżam więc pod szeroko otwartą bramę Wacława Neski. Gaszę swojego trabanta, co hałasuje jak czołg i… słyszę! Przez okno dochodzi muzyka! I to takie skale, starodawne, przepiękne! – opowiadał Bieńkowski.

Józef Kasiak, nerwus, grał tak, że płonął, z wielką ekspresją, rwąc struny. Tancerze uważali, że podcinał im nogi, co było dyskwalifikujące. Po wejściu harmonii, nie miał szans na dalsze granie na weselach. Kasiak miał też ogromną wiedzę na temat muzykanckich czarów. Cały aż trząsł się do grania, kiedy tylko Bieńkowski go odwiedzał na nagrania.

Kolejny outsider był… harmonistą, co w czasach popularności tego instrumentu wydaje się nietypowe. Co więcej, Florian Porczek – bo o nim mowa – ojciec Józefa, harmonisty kapeli Józefa Zarasia, był bardzo dobrym muzykiem, multiinstrumentalistą. Z jakiegoś powodu był jednak nietolerowany przez wieś. Do tego stopnia, że podczas nagrań, zgromadzeni wokół niego mieszkańcy, zanosili się ze śmiechu. Co robił Florian Porczek? Zaczynał się wygłupiać, przykrywając tym swoje zażenowanie. Na jednym z nagrań Floriana Porczka z bębnistą udało się uchwycić Bieńkowskiemu niezwykłą umiejętność – choć typową dla wielu wprawnych muzykantów – talent do spania i grania jednocześnie…

- To było u pana Porczka w domu. Był diabelny upał. Postawiłem im piwo, co było błędem, ale z drugiej strony zaowocowało czymś fantastycznym! Kiedy Porczek przestał już grać polkę, bębnista wciąż bębnił zapamiętale, śniąc w najlepsze.

***

Tytuł audycji: Źródła

Prowadził: Andrzej Bieńkowski

Data emisji: 19.03.2021

Godzina emisji: 15.15