Strona główna > Artykuł

Morskie opowieści

Trójka

Zawód rybaka wykonują zazwyczaj osoby, które łowią z zamiłowania. Jednak w wydaniu morskim ta praca nie należy do łatwych i bezpiecznych. O wyrzeczeniach z nią związanych opowiedział dawny rybak i szkutnik - Wincenty Konkel.

fot. fot. sxc.hu/public domain

"Na niebieskiej fali" - reportaż Marty Rebzdy

Jego rodzina związana jest z morzem od wielu pokoleń, zarówno dziadek, jak i ojciec byli rybakami, podobnie wszyscy czterej bracia związali swoje życie z morzem.

- Gdy miałem 16 lat dostałem kartę i świadectwo rybaka, dzięki temu przez 4 lata pracowałem w Zatoce Puckiej i na Bałtyku, gdzie łowiliśmy szproty. Najwięcej o morzu nauczył mnie ojciec, który potrafił zrobić każdy rodzaj sieci - opowiada Wincenty Konkel.

Zawód rybaka tym się różni od innych, że przez większość dnia pracuje się na wodzie, która jest nieobliczalnym żywiołem. Ryzyko jest ogromne, dlatego to zajęcie dla prawdziwych pasjonatów. Bardzo dużo zależy od pogody. Jeśli na morzu jest sztorm - z reguły kutry nie wypływają na połów, a gdy jest mocny wiatr i pada deszcz nie można łowić zbyt długo.

- Na wielkość połowu ma wpływ wiele czynników, w zależności pory roku, dnia, pogody  łowiliśmy nawet  3-5 ton ryb - opowiada były rybak.

Gdy w wieku 55 lat  pan Wincenty przeszedł na emeryturę było mu bardzo ciężko, nie wiedział co robić z wolnym czasem, więc chodził patrzeć na wypływające kutry. Aż pewnego dnia postanowił, że spróbuje ocalić od zapomnienia drewniane łodzie z żaglami i kutry, których modele od lat wykonuje w warsztacie. Ponadto w wolnych chwilach z zapałem opowiada o tradycjach rybackich turystom i śpiewa morskie pieśni.

- Teraz nikt już nie chce zostać rybakiem, tradycja powoli wymiera, bo właściciele likwidują swoje kutry. W mojej rodzinie rybołóstwo niestety zaginęło - stwierdził Wincenty Konkel.

O tym, dlaczego ta tradycja zanika, usłyszysz w reportażu "Na niebieskiej fali" Marty Rebzdy.

(aw)

''