Bartosz Nalazek: nawet przy wielkich gwiazdach trzeba po prostu pracować

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Bartosz Nalazek: nawet przy wielkich gwiazdach trzeba po prostu pracować
Bartosz Nalazek, operator filmowyFoto: Marta Ojrzyńska

Przygodę z obrazem zaczynał od plastikowego automatycznego aparatu, który podarowała mu mama. Dziś pracuje z najpopularniejszymi gwiazdami Hollywood. Bartosz Nalazek opowiedział w radiowej Trójce o swojej drodze do największych filmowych produkcji.

Posłuchaj

Operator filmowy Bartosz Nalazek o swojej współpracy z największymi gwiazdami Hollywood (My 3.0/Trójka)
+
Dodaj do playlisty
+

Bartosz Nalazek, choć ma zaledwie 28 lat kilkukrotnie pracował już u boku dwukrotnego laureata Oscara Janusza Kamińskiego. Kręcił z nim filmy Stevena Spielberga - "Czas wojny" i "Lincoln". W lipcu znalazł się wśród ośmiu osób nagrodzonych Emerging Cinematographer Awards, które Międzynarodowa Gildia Operatorów przyznaje najbardziej obiecującym operatorom filmowym.

A wszystko zaczęło się od prostego aparatu fotograficznego, podarowanego mu przez mamę, gdy miał mniej więcej 12 lat. To wtedy zaczęła w nim kiełkować pasja tworzenia, chwytania obrazów i zabaw ze światłem.

Jak wspomina Nalazek, w podstawówce wraz z nauczycielem założył kółko filmowe, które przetrwało także w czasach gimnazjum i liceum. W ramach zajęć przygotował etiudę filmową, w której pokazał pracę operatora Piotra Wojtowicza przy reklamie ciasteczek. Nalazek, już jako student III roku łódzkiej szkoły filmowej, spotkał swojego bohatera ponownie i opowiedział mu tę historię. Operatora wzruszyła opowieść i zaprosił obiecującego filmowca na plan serialu "Czas honoru". Tak zaczęła się prawdziwa filmowa przygoda Bartka Nalazka.

Zaledwie rok później znajomy wspomniał mu, że Janusz Kamiński poszukuje stażysty. Nalazkowi udało się dostać tę posadę i od razu trafił na plan hitowego "Czasu wojny". - Nikomu o tym nie mówiłem. Nie wierzyłem w to do końca i powiedziałem sobie, że nikomu nie powiem, dopóki moja noga nie postanie na planie - powiedział Nalazek.

Niedawno młody operator pracował na planie filmu "Boy choir" z Dustinem Hoffmanem, a wkrótce znów spotka się z Januszem Kamińskim i Stevenem Spielbergiem na planie filmu szpiegowskiego z Tomem Hanksem. Czy taka perspektywa go stresuje? Gość Trójki wyjaśnił skromnie, że z tak wielkimi postaciami pracuje się normalnie. - Trzeba zachować jakiś profesjonalizm i po prostu kontynuuje się swoją pracę - stwierdził gość audycji "My 3.0". I dodał, że każda twarz jest inna. - Każda jest światem, który trzeba stworzyć.

Bartosz Nalazek powiedział, że jego pasja do kreowania obrazów światłem przeniosła się też na teatr. To tam może w sposób abstrakcyjny z nim pracować. - W kinie trzeba świecić realistycznie, w teatrze może to być bardziej dramatyczne - wyjaśnił.

Zdaniem Nalazka polski teatr stoi obecnie znacznie wyżej niż polskie kino pod względem eksperymentów  z formą, narracją i z aktorem. Jak dodał, podobne poszukiwania formalne są potrzebne też w kinie. Sam swoje doświadczenie z teatru chętnie przenosi do rozmów z reżyserami filmowymi.

Audycję "My 3.0" prowadził Jan Niebudek. Zapraszamy do słuchania.

(bk, ei)

Polecane